latami ścigam motyle
włóczę się po łąkach od świtu
jesienią szukam babiego lata
nocami uciekam przez dziury w chmurach
do nieba
lecz uciekają przede mną skrzydlate anioły
z kwiatów i gwiazd
dotykiem niszczę pajęczyny
i płaczę
ta miłość jest niemożliwa
pochwalone niech będą noce
kiedy nie śnię ciebie
błogosławione poranki
gdy pospiesznie dopijam kawę
umiłowane ławki w parkach
bez całujących się kochanków
lecz wieczorami
kiedy gwiazdy chowają się w zasłonach
umieram
zalęgły się w mojej głowie
myśli
wyjadają ze mnie radość
wypalają sny
nienawidzę ich
rozpleniły się w moim sercu
uczucia
rozbiegają się po mnie całej
i drżę od nich czekając przy oknie
przeklinam je
mnożą się w moich oczach
łzy
przepychają się i ciekną po policzkach
puchnę przez nie wracając do pustego domu
zabijają mnie
tulę się w miejsce po tobie na kanapie
kulę się w twoim wietrzejącym zapachu
dotykam filiżanek w twoje odciski palców
patrzę w lustro twoimi oczami
czytam twoje nienapisane listy
odpowiadam na wiele niezadanych pytań
głaszczę piersi twoimi rękami
wymyślam naszą niezaistniejącą przyszłość
jestem napisana
ołówkiem
moje imię
ma tylko pięć liter
tak łatwo mnie wymazać
po prostu gumką
to prawie jak być
powietrzem
mijam ludzi na ulicy
ślepych
głuchych
chcę im mówić o miłości
i śmierci
tylko mijam