Wybiła twoja godzina,
śmieszny człowiecze!
Rozpościera nieskończone skrzydła
sęp gniewu.
Za nim dzierżąc złocisto-burą kosę w dziobie
pędzi nieunikniona jak samo życie-śmierć.
Lecą do Ciebie,
nędzny człowiecze!
Pod koronkowymi zaciekami betonowymi,
pod lampą, dającą trupio blady blask oczom jakiejś kurwy,
nad stalowo-szarym i wzburzonym jak uczeń po kartkówce morzem,
na zielonkawym i trzęsącym się moście,
przy szarobrudnej i śmierdzącej ścianie,
i w jeszcze wielu miejscach byliśmy razem...
Nie, nigdy nie byliśmy razem!
Zawsze bylismy osobno i daleko od siebie ale ja ślepy
tego nie widziałem.
Wybiła twoja godzina.
Pełźnij w znoju, brudzie, krwi, petach,
butelkach, trupach, zgniliźnie,
przez łożysko tego świata który Cię począł-ku Miłości.
Ale za kark ciągnąć Cię będzie czarna jak trzy noce ręka Samotności.
Bo jesteś sam, byłeś sam, i będziesz sam.