Przewrotność klucza, trzaski w zamku i już
fotel dokończy bujanie w pojedynkę, żar z
fajki zgaśnie w zimnej popielniczce, to ten
czas, to to miejsce i nie potrzebujemy słów.
Nie ma magii bez zaklęć. Uroków których nie można by zdjąć.
Jak druidzi zbieramy manę z naszych ciał, zamykamy sobie
usta na zmianę, własnymi ustami, bezustannie.
Zieleń zamknięta w tęczówkach układa się
w tory bez których wykolejam się bezradnie.
Esencję nocy wyciskamy w dłoni jak sok
z grajfruta, czerwień pomieszana z bielą.
Płoną światła w pustym domu, dwumasztowiec zwinął żagle
dryfując po równomiernych falach. Byle dalej od lądu, w
miejsca, gdzie pioruny przeszywają raz po raz.