Nie pomny wiatru ni burzy
Idę w stronę cierpienia
Czy moje serce stchórzy
Niosąc obowiązek odwzajemnienia
Obawa bycia bólem dla drugiego człowieka
Trzyma me uczucia w rozterce smutnej
Łykam łzy nie znając, co mnie czeka
Cierpię duszą w mej historii okrutnej
Okrutna ona, bo umarła miłość wyśniona
Miłość przenosząca góry, zabita zdradziecko
W śpiewie i tańcu nie zaspokojona
Radosna, rozmarzona, niewinna niczym dziecko
Czemuś o pani, co niosłaś miłość w dłoniach
Pozwoliłaś na zabicie uczucia tego
Ułożyłaś potępienie na moich skroniach
A mnie wskazałaś rolę umarłego.
Czym zawiniłem przed światem
Żeby taką rolę grać życia fletem
Smagany nie miłością, a goryczy batem
Stojąc niedaleko z uschniętym kwiatem
Byłaś miłością i drogowskazem
Natchnieniem poety jego mową
Jedynym widzialnym obrazem
Dziś każdy idzie swoją drogą