Obudź mnie o świcie
i pozwól wyjść na spacer.
Tylko ten jeden raz.
Ostatni już. Obiecuję.
Wykąpię się w rosię,
nazrywam stokrotek.
Będę biegła i biegła
aż tchu mi zabraknie.
Wiatr wtedy przyjdzie mi z pomocą,
swym pocałunkiem niedbałym
przywróci mnie życiu.
I będę jak iskra
co roznieca płomień,
jak pauza w koncercie
na flet i codzienność.
Będę fioletem
zaklętym w kobiecie.
Nim minie południe
wrócę do Ciebie
i żaden świt już mnie nie skusi.
Tylko proszę, pozwól mi
być tym, czym nie raz jestem:
iskierką, co czasem roznieca płomień,
a czasem gaśnie...
Pauzą w koncercie
na flet i codzienność,
fioletem zaklętym w kobiecie.