Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Konstantinodos

Użytkownicy
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Konstantinodos

  1. Konstantinodos

    Jest

    Dla Alicji i Adama Kobieta, która pragnęła dziecka zasnęła nad brzegiem jeziora, we mgle, tej nocy podpłynęły do niej wszystkie łabędzie najpiękniejszy z nich przyniósł na grzbiecie dzień, w którym ona budzi się, myje włosy, idzie nago przez rzekę; jasny, biały pył wewnątrz niej szkli się, więc on mocno za rękę ją chwyta - Bóg tu unosi, ich życie. Dusze, miliony dusz odsłoniły chmury i można było dostrzec jedyną, krążącą w górze. Kiedy opadła na ziemię sarny wybiegły z lasu – zupełnie bez strachu zasypiały przy niej. Na imię ma Weronika, jest piękna. Na imie ma Weronika, jest piękna. Na imię ma Weronika, jest piękna. Na imię ma Weronika, jest piękna.
  2. Kiedy noc pragnie całować światło przylatują ćmy. Tęsknotą kamienia do wiatdu przestrzeni jest piorun. Gdy niebo zmęczone deszczem się w ziemię wtula zasypia w zieleni. Głód wszystkich białych zimowych pól syci się nagłą wiosną. Bo gdzieś tam musi być coś wewnątrz tych zjawisk, w ich stronach co ma własne serce – własne pragnienia: niedotykalne, wolne, rozwiane; ale trwające, ale żyjące. To wam daję imię Bóg.
  3. Dla Alicji i Adama Kobieta, która pragnęła dziecka zasnęła nad brzegiem jeziora swoich łez, tej nocy podpłynęły do niej wszystkie łabędzie najpiękniejszy z nich przyniósł na grzbiecie dzień w którym ona budzi się, myje serce idzie nago przez rzekę; jasny, biały pył wewnątrz niej szkli się, więc on, mocno za rękę ją chwyta, Bóg tu zapala, dwa życia. Dusze, miliony dusz odsłoniły chmury i można było dostrzec tą jedeną, krążącą w górze kiedy opadła na ziemię sarny wybiegły z lasu zupełnie bez strachu zasypiały przy niej. Na imię ma Weronika, jest piękna. Na imie ma Weronika, jest piękna. Na imię ma Weronika, jest piękna. Na imię ma Weronika, jest piękna.
  4. Czy czujesz wahanie się czasu przed snem? Zatrzymać tę chwilę, otworzyć i wejść. Minąć znane czasy w jakąś dalszą część, sprzed począdku, sprzed kosmosu i ciemności. To zalążek czegoś, co tli się cicho w tobie, w głębi twojej głowy jakieś centrum, rdzeń. Właśnie teraz, tu, przed snem - przestrzeń (czujesz?) ona waha się.
  5. przez całe życie wchłaniamy świat co noc po kawałku gromadząc go w snach zupełnie nieświadomie tworzysz drugą przestrzeń tą w której będziesz po śmierci wiecznie w ten sposób za życia ze wszystkich snów budujesz nowe państwo lasy drogi miasta trochę inne (lecz podobne) miejsce i może to jest właśnie kolejny jawny wymiar w którym teraz jesteś (w którym także zaśniesz dalszy tworząc świat)
  6. Zbierając grzyby spotkałem przezroczystą osobę. Szła za mną nucąc smutną melodię. Obudził mnie donośny płacz. Zamknąłem okno. Rano zabłądziłem w lesie, dotarłem do drzewa, na którym ktoś wyrył moje nazwisko. Nastała noc. Spotkałem zabłąkaną osobę. Poszedłem za nią nucąc smutną melodię.
  7. w swoim własnym języku milczy drzewo ja milczę w swoim i ten, który umarł (jego rzeczy puste mieszkanie) telefon co stygnie w napiętym powietrzu zgoda od lat odwlekana jeszcze odwleczona dlaczego to dziecko tuż po urodzeniu nie płacze? w dole miasto iskrzy, pulsuje lecz za zamkniętym oknem na dziesiątym piętrze od dawna nie było na nocnym niebie aż tylu gwiazd
  8. 1. Ty, który śnisz oceanu chłopcze biegnący wzdłuż przybrzeżnej piany zauważ, z jaką powagą spadają pióra oddalających się sójek. Poranny śnieg to najczystszy dowód ich wiecznej podróży. 2. Jak jasne są twarze tych starych ludzi kiedy radośnie tak bardzo pstrokato płoszysz gołębie. Jakbyś rozświetlał im całą zimną czerń ziemi. 3. Zawsze tak samo pachną szkolne kwiaty dawane na koniec naszych pierwszych klas dopóki łabędzie migoczą w oczach dopóki tam są jesteśmy niewinni. 4. Polanę za domem obsiadły młode brzozy (nie wiem czemu płaczę widząc je po latach), coś jasnego szło drogą i przy rzece z kryształu myło włosy; jeszcze słychać chichot, wiatr za serce chwyta i znika.
  9. jak smutne są drzewa, jak smutny jest las w każdym dębie dusza, w sosnach ciche sny kiedy my żywi ludzie między nie wchodzimy biciem serca nieświadomie rozbudzając coś co tli się jeszcze w środku powodując płacz jesienią albo wiosną gdy próbują wyjść zrzucić skórę liści, krzyczeć w pąkach, żyć w ciałach dzieci wracać, kochać, budzić się
  10. kiedy kogoś poznajemy bliżej wchodzimy też w sny tej osoby zupełnie nieświadomie tworzymy świat drugi; przestrzeń, w której jesteś - tam zostaniesz wiecznie więc nie jest prawdą całkiem czarna śmierć bo wiem, że mnie widzisz, że czujesz mnie tak jak wtedy we śnie z tych wszystkich snów powstawał dom to w nim teraz mieszkasz gdzieś w letniej sukience biegniesz w stronę drzwi przy których stoję i zawsze przed świtem dotykasz mi serca i budzisz mnie znikasz jest w nas takie źródło z obu stron rzek schowane we mgle pulsuje nadal jak żywa szczelina w pamięci otwarta tu i po śmierci
  11. I Wieczór ma smak czereśni lub wiśni w ustach zachodu, ten chłopiec z procą patrzący w zdziwieniu – jak kamyk znika w czerwieni. II Z drugiej części lasu piękna młoda sarna właśnie wychodzi z cienia – bo oto jest dzień kiedy pierwszy raz widzi słońce. A oto jest chwila kiedy ja oglądam się za tamtą dziewczyną. III Przedział pociągu, pijany podróżny śpiewa w zupełnie innym języku (to chyba Grek). Ma biały garnitur kapelusz i jasną brodę – myślę o nim rano podziwiając błękit. Dalej mija kwadrans jak pakuję rzeczy; wymykam się z domu i jadę, uciekam. IV Czarny krzyk nocy tłumią lampy przedmieścia. Pierwszy dom, pierwsze drzwi. I noga złamana która o wiele mniej waży niż tamta krew na jezdni. V W kondukcie na cmentarz stary człowiek pyta: Jak myślisz, gdzie on teraz jest? I patrzę na dzieci o oczach otwartych jak niebo – i mówię: to tam. Tak oto wnikam w odcień tego świata gdy kolor nad rzeką dogasa – ta czerwień, która płonie we mnie, jest jak róża kwitnąca w porach wahania się słońca albo księżyca.
  12. Wieczór ma smak czereśni lub wiśni w ustach zachodu, ten chłopiec z procą patrzący w zdziwieniu – jak kamyk znika w czerwieni. Po drugiej stronie lasu pierwsza dzika sarna wyłania się z cienia zupełnie jak chwila kiedy nagle oglądasz się za tamtą dziewczyną. Jej matka obok widząc to również swe włosy poprawia i robi to tak jasno tak bardzo inaczej, że słyszysz w sobie ryk dostojnych jeleni. Przedział pociągu, pijany podróżny śpiewa w zupełnie innym języku (to chyba Grek) ma biały garnitur kapelusz i jasną brodę – myślisz o nim rano podziwiając błękit. Pakujesz co jest. I z domu uciekasz. I jedziesz gdzieś... Albo to kiedy biegniesz nocą w stronę miasta ta złamana noga o wiele mniej waży niż tamta krew na jezdni. W kondukcie na cmentarz ktoś się ciebie: Jak myślisz, gdzie on teraz jest? I patrzysz na dzieci o oczach otwartych jak niebo – i mówisz: to tam. Tak oto wnikasz w czerwień tego świata gdy festyn nad rzeką dogasa, w oddali dzieci posnęły w rękach matek i budzisz się tutaj, na zboczu wzgórza, które cię wchłania.
  13. Konstantinodos

    ****

    Co noc odjeżdżamy w tym samym pociągu w świetlistym przedziale gdzie wszyscy są młodzi i śmieją się głośno, ktoś bardzo mi bliski siada naprzeciw – i milcząc z uśmiechem patrzy mi w oczy. Jest piękny. Poranny telefon jak krzyk z pogranicza: Twój ojciec choruje. Umiera. Przyjeżdżaj. Gdy słyszę to nagle, nie wiadomo skąd przeszywa mnie jakaś nieziemska radość.
  14. to co się błyszczy na końcówkach drzew między gałązkami wypiętymi w górę iskrzy w trawie pola tli się w pianie wód w rannym zrywie ptaków nocnym tańcu much te jasne żyłki świata w miejscach ulotnych popłoch dzikich saren albo nagłość lawin energia rozrzucona jest w świecie za sprawą wszystkich uczuć które nosisz w sobie ty jesteś przyczyną źródłem żywym rdzeniem gdy zamykasz oczy widzisz milion świateł całe nocne niebo istniejące w tobie nie szukaj prawdy w górze nie przemierzaj planet zajrzyj wewnątrz siebie a zobaczysz ziemię chmury połać nieba kule świtów gwiazd spojrzyj wewnątrz siebie a poczujesz prąd otwórz oczy zobacz przestrzeń jak ogromne ludzkie serce
  15. dzieciństwo ukochane stado spłoszonych saren w najdalszej połowie księżyca albo wspomnienia wieczór ma smak czereśni lub wiśni w ustach zachodu, ten chłopiec z procą patrzący w zdziwieniu – jak kamyk znika w czerwieni w ogrodzie poduszki dmuchawców i głos mojej matki przed snem coś pachnie łąką w tym małym pokoju posnęły motyle gdzieś milion świec przytulił wiatr śpiew pięknych jeleni urwał się w bajce nocny nietoperz czuwa pod łóżkiem w podziemnej krainie bezsennych stworzeń ranno sok cytrynowy to słońce, i zimne mleko z nieba jak śnieg co się wiosną rozpływał pióra jaskółek zgubione na brzegu ten kawałek wiatru odfrunął z marzenia w drugą stronę lasu w pędy kwiatów wysokiej jabłoni ocean i niebo to błękit łączący się w miejscu dokąd przypływały umierać łabędzie kiedy oczy zamykały wszystkie balony lecąc do góry zniknęły więc teraz płaczę widząc szereg młodych mokrych brzóz, i budzę się tutaj na zboczu wzgórza widząc jezioro w oddali małe żaglówki cumują na drugi świat oto jedna podpływa topiąc się we mnie jak łza żaglówko zostań tu ze mną żaglówko weź mnie z powrotem do gwiazd
  16. a gdybyś tak zasnął we śnie, raz jeszcze wtulił się w przestrzeń – usłyszałbyś dźwięk tej ostatniej gwiazdy której imię śmierć lub może znów obudził się lecz w jakimś innym życiu, w jakimś innym ciele wiedząc o czymś ważnym, płakać czując stare albo stanął obok, na ulicy w parku będąc drzewem, ponad miastem jako wiatr widzieć wszystko lecz nie tak jak przedtem, teraz jesteś poza snem, gdzieś na zewnątrz, dalej jeszcze – oto miejsce gdzie żadnej miary już nie ma więc gdzie właściwie jesteś? - są takie granice poza wyobraźnią, których przekroczyć się już nie da więc możesz spekulować wciąż domyślać się i tak pozostaniesz wewnątrz swoich ścian bo nawet gdybyś wiedział, nawet gdybyś zasnął we śnie to gdzie wtedy jesteś?
  17. a gdybyś tak zasnął we śnie, jeszcze raz wtulił się w przestrzeń - usłyszałbyś dźwięk tej ostatniej gwiazdy, cała odległość pomiędzy nią a tobą jest pierwszym snem a dalej tylko ciemność, cisza jakaś czerń granica snu drugiego w którym tli się dzień początek wszystkiego, świadomość rodzi się właśnie tam, otwierasz oczy i widzisz jasny świt w ten sposób wchodzisz w życie które też jest snem i myślisz: jesteśmy żywym pędem, krwią boskiego nieba dopuki naszych jasnych świateł nie pochłonie śmierć - lecz i tam jest jakaś przestrzeń, odrobina świata w którym także przecież zaśniesz, znów obudzisz się
  18. trzyletni chłopiec uczący się mówić właśnie zaczyna przylegać do świata pamięta jeszcze nicość – lecz z każdym pytaniem jest on coraz dalej, źródło zanika w to pierwsze wolne lato, w jasnym świetle dnia spotyka rówieśniczkę, która również wie i czują to oboje, że gdzieś się spotkali on w wietrze, ona w fali – dobili na brzeg więc teraz milknie przestrzeń, oddala, oddala to, co zostało: język ptaków, drzew gdy topi się słońce żegna boży deszcz i oni się żegnają ostatnim pytaniem: - Pamiętasz mnie? – Nie. – Ja ciebie też nie.
  19. Odkąd sięgam pamięcią w naszej rodzinie jedynym muzykiem był dziadek Konstanty. Przy każdej okazji wyciągał skrzypce i grał grał przez długie lata aż do śmierci babci. Podczas jej stypy połamał swój smyczek. Pamiętam to jak dziś: następnego ranka dziuple, skąd zawsze śpiewały ptaki zamilczały pustką. Aż do wczoraj. Na pierwszych urodzinach prawnuczki dobiegł mnie świergot jaskółek zza okna – układały swoje gniazda na tym wielkim bloku akurat u nas. I naprawdę nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, jednak zaraz po tym zobaczyłem jak nasza mała Anna pogrywa już na flecie. I wszystkim nam się wydawało, że ona gra razem z taktem śpiewających za oknem ptaków.
  20. Dla Alicji Ż.-Z. Dni jednak bardzo długie, bezsenne są noce, wciąż otwieram wszystkie okna, wszystkie swoje sny; wychodzę do ogrodu i krzyczę, i słyszę jak w dali szeleści gdzieś płacz – bo jest takie światło (przed wschodem, przed snem) kiedy na moment zrównują się światy i wiem że tam jesteś (w obliczu kosmosu) – to we mnie jest dla ciebie najjaśniejsza gwiazda. I nic już nie jest tak ogromnie ważne! Ten raj został wmówieniem. Ten świat nas oszukał. Lecz płakać nie będę, poczekam na cud, który sprawi że w końcu te wszystkie anioły osiądą na ziemi i chłopiec śpiący w lesie wyjdzie wnet na łąkę pełną dusz.
  21. zasypiam w letni dzień na skraju lasu wnętrze wszystkich drzew rozpływa się we mnie gdy topi się słońce rozbudzam się czuję ten wiatr jest jak oddech a oddech jak wiatr
  22. jeżeli po śmierci miłość istnieje to na pewno jest to wiosna, światło, które tak silnie świeci w tobie istnieje na zewnątrz rozległe i wolne, kiedy umierasz kochając mocno - dlatego kwitną kwiaty, pąki na wzniesionych w górę drzewach, larwa, która była ciszą krzyczy nagle pękając na wietrze, jak nietoperz co się budzi znikąd więc teraz odchodzisz w pyle puszystego mleczu, gdy topi się słońce na zboczu wzgórza znikasz, a trzciny wygięte są wiatrem, i patrzę na ciebie znad zamkniętej księgi; ten deszcz, który pada to twój pocałunek nadający tempo ziemi, i tak musi być zawsze rodzimy się po to, żeby kochać, w miłości umierać, przenosić tę miłość na drugą stronę: wciąż zielenić lądy, rodzić nagi świt; jak sarny, które w tym świecie posnęły, lecz nagle ktoś zawołał, więc wyszły na skraj nieba (głodne, rozkochane) i czekają na kwiat wiosny by na ziemię wrócić
  23. Konstantinodos

    ****

    ta noc, kiedy lekko sypie śnieg szepta o sobie, o swoim początku jej drganie niesie głos ciemności: chaos w płatkach, wiatr gwiżdżący z otwartego nieba; i cały ten świat jest w białym oddechu – widmo księżyca to głębia studnia echa: na skraju kosmosu, za wielką przestrzenią, tam, gdzie mijasz najdalszą planetę; w ostatnich granicach, po błyskach wszystkich gwiazd kończy się miara – istnieje czerń (początkowa) serce tej nocy, którą właśnie widzę oto
  24. czasem pamięta o swojej wsi gdy patrzy przez okno lunety spod dachu z obłoków ku mlecznej przestrzeni nad złotą taflą w kołysce topoli brązowo zielonych jak oczy koni czasem idzie brzegiem jeziora, coraz większy, wiatr podnosi wielki brzuch lasu, szeregi pagórków, żyły rzek przecinany piskiem sokołów, z oddali dostrzega światło rolniczą mieścinę rozmowę za oknem rodzinę, kolację – i tylko przez chwilę porusza firanką gdy zrywa się deszcz zagląda zazdrośnie i znika
  25. wycieli wszystkie drzewa, spalili łąki, ostatnie rośliny, ostatnie rajskie ogrody i rzeki pokryły się czarną mgłą ziemia jest cicho, natura zamknęła się w sobie; od pewnego czasu nie zrywa się wiatr nie głaszcze nas śnieg - nic krzyczy świat, nic zalęgło się w nas i pory roku tak samo przechodzą żadnej wiosny nie ma, zimy nawet lata po deszczu także cisza, i tęczy nie widać cała ziemska płynność zatrzymana w chmurach które też stanęły jak stanęła starość młodość i dzieciństwo - nawet śmierć nikt już nie umiera nikt nie rodzi się zostało nas niewielu, zbieramy się w grupy szukamy jakichś znaków, szeptów, resztek kwiatów i płakać też nie można, ból to nie jest ból więc łączmy się w pary, trzymajmy za ręce na skraje wyrębów wyczodźmy nad ranem bo kiedyś na pewno ten blady głuchy świt odpowie nam znowu wiosną
×
×
  • Dodaj nową pozycję...