Rozlane neony wsiąkają powoli
Żółtawe światło z ulic noc pcha
Gwizd gazu w ich żyłach pędzi szalony
Bijąc i szarpiąc na ślepo gna
Zmarszczone chodniki płytami obite
W nich świetlne zapachy zastygły ściekami
Nieznacznie pełzną głęboko w grunt wbite
Dawno okryte szklistymi barwami
Największy szept krzykiem się staje
Do uszu jak wiatr płynie
W jaźni skrzepnięty sen pozostaje
Powoli opada i ginie