Skradzione pewnej nocy, zbyt długie godziny.
Półszeptem upychane gdzieś między wierszami.
Wyznania, drobne kłamstwa, pozornie niczyje.
Uczucia wysypane na stół z okruszkami,
po tym ciastku, schowanym w szufladzie kuchennej
zniknął ślad. Chłodny oddech zastyga nad ranem.
A wino spogląda, same sobą pijane,
na dwa ciała zastygłe w pościeli zgubione.
Wymyka się po cichu. Sennie martwi trwamy.