WICHER
Stało się. Zawył wicher głośno niepokorny
Pękło nocne niebo, ziemia złością zadrżała
Stało się. Chmury zwiastujące deszcz wieczorny
Zawyły - echa przeraźliwie i ludzkość cała.
Skrywany i zapomniany płacz matczynej opieki
od obłoku szlochania, martwy się zrodził
mokry od deszczu pamięci, od brutalnej rzeki
od wschodu gdybania wolno z nim nadchodził
Najjaśniejszy nocą, gdybyś widział, gdybyś choć znał
Ten czas. Lecz nie takie twe przeznaczenie
Tamte lata. Biało - polarna, gdzie Twój promień spał
Gdy tam. Na dole budziło się cierpienie?
Czemu lilio wodna jasno zapylona śmiechem
pyłkiem smutnej radości
Śnisz tak głęboko pod zawalonym drzewem
żądna niepokornej wściekłości?
Niegdyś jakże oczom przywykłym tak pospolity
mały wiaterek polny, nad lasem, w urwisku.
Dziś przechodzi nad skupiskiem dotkliwie mściwy
zwiastując nowy księżyc szalonego ucisku
Czasy się zmieniają, wiem. Ale czemu tak właśnie?
Dlaczego niepokora? Dlaczego niedorzeczność?
Lasy nagle płaczą, widzę. Na widokręgu słońce gaśnie
Dlatego bo już pora? Bo ludzka wieczność?
Ono Zapada się w niewolę, w linii styku
A on pięścią wali. Miast lekkiego dotyku
Siły szeroko niewyczerpane spadły na noc gnijącą
A ja w domu obserwuję za oknem mym na świat
szorstko trzeźwy. Odczuwam owe myśli co bładzą
i zwątpiwnia dreszcz - ile jeszcze takich lat?
Zamknięty solidnie w sobie na spusty cztery
próbuję usnąć, zapomnieć jutrzejsze nigdy
Ale błędny człowiek znów rusza wojny stery
Znów za oknem zamieć. Znów te same krzywdy
--------------------
Liczę na wyrozumiałość. Oczywiście w pewnych granicach :)