Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Święty

Użytkownicy
  • Postów

    58
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Święty

  1. podoba mi się ten wiersz

    zauważyłem jednak błędy:
    - rościelone - zdaje sie że miało być "rozścielone" albo "rozcielone"
    - potków - chyba "potoków" było w zamierzeniu, albo "podków", albo "potopów", a może pot z oków, albo raczej "z oczu", może też być "płotków", ale chyba nie...

    takie literówki, litrówki oraz półlitrówki są niekiedy powodem, lub skutkiem roztargnienia.
    :o)
    pozdrawiam!

  2. dla nie te powtórzenia są zamierzone
    i stanowią całość

    co do końcówki...
    każdy prawie tak naprawdę nie barzdo wie o co chodzi,
    kiedy go wyrwać z mrukliwej drzemki
    :))

    (być może niejeden "wyrwany", zbudziwszy się w nowej inkarnacji
    nie ma innego wyjścia, jak rozejrzeć się wokół za myszami
    :)

  3. miło mi że zatrzymaliście się tutaj nieco

    powiem jeszcze może, że chciałem tu zawrzeć
    kilka wątków
    między innymi wstawiłem tu taką małą szpileczke na otrząśnięcie się
    z dramatycznej scenki

    (nie wiem czy mi sie to udało)
    pozdrawiam serdecznie jeszcze raz wszystkich!

  4. znalazła kilkadziesiąt garści
    bezwartośiowych klepaków

    chodziła tam codziennie
    i łudziła się
    że nakarmi w końcu swą biedę
    - wysyp Izko!
    - usłyszała niedługo potem
    zlana
    - spróbujmy szukać dolej
    będzie nam łatwiej

    na zakąskę zjedli kawałek ziemi,
    która kiedyś była chlebem

  5. pośród potów
    chłop był gotów
    do chłostania
    od zarania

    ale baba nie jest głupia
    i choć gęba owej trupia
    się rozdarła wniebogłosy,
    wciąż targając się za włosy
    wyć poczęła, niczym hiena
    (taka wzięła babę wena)

    chłop przeląkłszy się rumoru
    stracił większą część wigoru
    i zaniechał tej wojaczki
    (nawet z nerwów dostał s...
    - trasznych
    torsji przykrych
    i rubasznych

  6. trzech łobuzów przez rok cały
    czas na rozbój
    marnowali
    bo się na tym tylko znali

    usłyszeli raz legendę
    powiedzianą przez przybłędę
    w krzakach dzieląc kiedyś łupy
    wykradzione gdzieś z chałupy
    która stała im na drodze
    ku mieszkańców wielkiej trwodze

    piękna była
    o trzech takich
    co z powodów nie bądź jakich
    przyszli z dary
    - nie do wiary!-
    do dziecięcia co narodzon
    w żłobie leżał
    mocno schłodzon

    oni jednak niczym boga
    witać przyszli chociaż droga
    przez odległe wiodła kraje

    każdy dary dziecku daje

    trzech łachmytów w pierś się bijąc
    płacz podnieśli głośno wyjąc

    zaś nazajutrz tych trzech ciuli
    w święto (też trzech) poszli króli
    powstrzymawszy wszeteczeństwo
    na coroczne nabożeństwo

    choć z przepicia ledwie żyli
    już nie kradli i nie pili
    i dla wszystkich byli mili

    przez rok ciule mieli gule
    lecz nie pili już w ogóle

  7. biegną zdyszani zgrzani rozchęstani
    i para
    para za parą biegną parami
    para za parą bucha im z ust
    wszyscy skąpani w tej pomieszanej parze
    każdy dostaje coś dla siebie
    każdy przekazuje coś dla innych
    niczym na pocieszenie niczym w darze
    biegną tak i buchają
    parą
    para po parze jak powietrze w jarze
    ciekawe że nikt nie chce dobiec do mety
    widać nie wszyscy mają bilety
    niektórzy jęczą
    cie pieron
    o rety
    może nas wpuszczą
    i rozgrzebują każdy swoje sumienie
    ale czy wszyscy wejdą na przedstawienie
    (po drodze gdy tak droga umyka
    czasem można spotkać konika)

  8. wyuzdana nachalność pragnień
    i zmysłowych uczuć
    wzbiera w skondensowanej
    porażce dnia codziennego

    namiastka
    porażającej machiny
    wynurza otchłań
    i cierpi
    czekając na spełnienie marzeń
    pragnących ziścić
    domniemane zamysły
    politycznych rozwiązań
    na dyszlu pokuty
    i starości duszy
    ogarniętej
    pozazmysłowym wywodem
    majętnego świata
    który odkrywszy prawdę
    żebrze o audiencję
    sumienia

  9. historia
    która nie ma początku
    ani końca
    śmiga koło nosa
    leżącego
    w trawie zaskrońca




    [sub]Tekst był edytowany przez Święty dnia 26-09-2003 15:41.[/sub]
    [sub]Tekst był edytowany przez Święty dnia 26-09-2003 15:41.[/sub]

  10. codziennie
    na starej, popękanej ławce
    siadają ludzie
    i rozmawiają

    a ona ich słucha

    codziennie
    przechodząc koło niej
    wszyscy wydają podobne odgłosy
    szurając butami

    a ona ich słucha

    codziennie
    słychac podobne głosy
    bawiących się dzieci

    a ona ich słucha

    codziennie
    jednakowe krakanie wron
    i śpiewy niewidocznych ptaków

    a ona ich słucha

    i nic nie może zrobić

    nawet nie może się poruszyć

    nawet nie wie
    co ma zrobić
    z tymi wspomnieniami

    tyle by mogła komuś opowiedzieć
    ciekawych rzeczy

    ale nie

    bo ona
    jest przecież tylko zwykłą
    zgubioną kiedyś przez małą dziewczynkę
    spinką do włosów

  11. Hmm...
    Niektóre fragmenciki obciąłem, żeby was nie wkurzać już tym potopem :)
    Musicie jednak być dla mnie nieco wyrozumiali...
    Potop muszę napisać wierszem i napiszę, czy się komuś to podoba, czy nie :)) hehe... i to linijka po linijce - Inne wiersze mogę spróbować, ale ostrzegam! - nigdy (prawie) nie piszę poważnie - za wsze z humorem - taki już jestem...
    Pozdrawiam!

  12. ... i wnet po śniegu
    konie zerwały się już do biegu.

    Zimne powietrze ich uderzyło
    pędem o twarze z potężną siłą.
    Zaniemówili i słychać było
    tylko świst mocno zmarzłego śniegu
    i krzyk woźnicy, który do biegu
    poganiał konie swymi batami.

    Sanie w śniegu świszczały płozami,
    konie parskały głośno nozdrzami.
    ...
    Zatem nadal wichrem gnały,
    dzień był jasny, mroźny, biały.
    Śnieg migotał, jakby nań
    iskry sypał ktoś ze sań.

    Białe dachy chat podobnych
    do kup śnieżnych skry strzelały.
    Kolumnami dymów zdobnych
    różem niebo spowijały.

    Stada wron polatywały,
    przed saniami, wśród przydrożnych
    i bezlistnych drzew, siadały
    kracząc głośno ze stron różnych.

    Głuchy bór sędziwy, cichy,
    spokój dawał im nielichy.

    Pod śnieżnymi okiściami
    las wydawał się wciąż spać.
    Leżał na nich śnieg płatami,
    by ochronę drzewom dać.

    Drzew mijanych migotanie
    dało odczuć wnet, że sanie
    coraz prędzej uciekały,
    jakby konie skrzydła miały.

    Od takiej jazdy w głowie się kręci
    i upojeniem błogim nęci.
    I choć zrazu jest niepokój,
    potem cisza, a wnet spokój...

    Iskry śniegu błyszczą, świecą...
    a ci coraz prędzej lecą...

    Oczy nie chcą się odemknąć,
    chociaż żarem mocno świecą.
    Niczym w śnie, chcesz chociaż jęknąć,
    a te lecą, lecą, lecą...

    Tak to borem podążali,
    i lecieli, i jechali...
    Dalej borem, dalej borem,
    śnieżnym torem, dalej borem...

    Drzewa, niczym pułk za pułkiem,
    uciekały bokiem, chyłkiem.
    Szumiał śnieg, parskały konie,
    więc trzymając się za dłonie,
    jako młodzi, siebie chciwi,
    razem byli tak szczęśliwi...
    [sub]Tekst był edytowany przez Święty dnia 24-09-2003 09:35.[/sub]

×
×
  • Dodaj nową pozycję...