Kiedy opuściliśmy to miejsce Anioły połączyły się,
dłonie nie puściły smaku alchemii.
Ukryliśmy wzrok w tym zielonym liściu
przyniesionym przez czas bez pożegnania.
Z kubkiem ciepłej nadziei,
wpatrując się w Drogę wyrytą między
Twoim sercem a Gwiazdami.
Czuję ciepło koniuszków palców tak namiętnie
rozcieńczonych kremem jaśminowych myśli.
Staliśmy koło błękitnej latarni następnego dnia
poprzedzającego kolejny czasookres przeszłości.
Ująłeś mnie mocno na schodach
prowadzących w głąb jaskini.
Wywrócił się wazon,z którego wyciekły
wszystkie zapomniane i zaschnięte uczucia.
Obudziłeś we mnie człowieka, o którym zapomniałam.
Teraz nawet na jednej nodze potrafię obskoczyć
świat dookoła z Twoim uśmiechem za uchem.
Z głową w chmurach, bez zawiązanych butów
idę nieśpiesząc się na spotkanie
z miłością zielonego rumianku.
Zatrzymaj mnie tak,abym nie zauważyła gestu dłoni
i dalej szła,tylko w głąb Ciebie.
Wonnie wznoszę oczy w kierunku Obecności,
zapomniałam o wiatrakach...
Pamiętam,wyryliśmy te znaki młodymi dłońmi
w starym drzewie powyżej poziomu nasycenia.
Tam, gdzie szum roziskrzonych liści milkł
w zachwycie dla siły i jasności naszych twarzy.
Teraz Cię kojarzę,ze snu, gdzie mocno trzymałeś
abym nie obudziła się...
I udało się...