Dobre powidła.
Obsadziła babinka bluszczem z jednej strony
domek, co jej po mężu został przeznaczony.
I tak mijały lata...
domek bluszczem obrasta.
Do babki dziś nie można dotrzeć z żadnej strony.
Idą
jesiennie zamyśleni
ta pani
i ten pan w zieleni
rudości
brązie
i pozłocie
kapią kropelki na pantofle
na parasolki
kapelusze
opadające
miękkim pluszem
Mgła ich osnuwa
dalej
dalej
pozapalały się latarnie
wchłonęły ich
kolejne cienie
Może powrócą znów
jesiennie