Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

nervus

Użytkownicy
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez nervus

  1. Znam gościa, który swego czasu zakładał się ze wszystkimi, że nie ma rzeczy której nie jest w stanie zdefiniować nieograniczenie dokładnie - tak że nie dałoby rady bez straty wyciąć lub dołożyć do jego wywodu jedno choćby słowo. Ot, taki jego dar - wykorzystywał, że nikt w sumie o tym nie wiedział. Taki przykładowy oponent, co miał zrobić, jak nie wymyśleć w głowie jakiegoś podchwytliwego hasła i rękę do zakładu podać. Gdy ten oficjalnie zostawał potwierdzony, mój znajomy zaczynał rzucać uśmiechem na lewo i prawo, jakby miał zwycięstwo w kieszeni. Wytrącał tym innych z równowagi. Chodząc po świecie natykał się na różnych ludzi różnych profesji. Spotkał kiedyś naukowca, poszedł zakład, że nie zdefiniuje całej głębi wszechświata. Długo musiał opowiadać, ale kropkę postawił w odpowiednim momencie. Naukowiec kiwnął obojętnie głową, coś w notesie zapisał. Kolega wygrał 50 złotych, kupił sobie za to wódkę finlandię. Ledwo spotkał romantyka - romantykowi od razu wyrwało się pytanie o istotę milości (potem dopiero przywitał się jak człowiek) Mój znajomy nawet się nie zająknął - to było kilka słów - romantyk oczy ze zdziwienia wybałuszył i zamarł z wrażenia. Przegrał 50 złotych, mój kolega postawił mu za nie wódkę finlandię Spotkał innym razem księdza / filozofa / rabina - ci jako jedyni wodę w usta nabrali i nie chcieli o nic pytać. Po paru dniach wyłamał się rabbe, ale tylko żeby podłożyć się byle tematem (w dłoni miał odliczony plik bankotów w różnych walutach). Mojego kolegę zaciekawił taki obrót sprawy - specjalnie więc odpowiedział źle i nie wziął forsy. Odchodząc zaczepił kapłana. - Dlaczego nie chcesz, żebym ci >To - Blablabla. Niewiele zrozumiał. Ale wkrótce potem przestał pałętać się po świecie i osiedlił na stale w jakimś miasteczku, sam już nie pamiętam nazwy. Był bogaty - za pieniądze kupil sporą działkę, wybudował dom; nie miał w sumie co robić, to wziął się za naukę. Zatargnął się na sporą biblioteczkę trudnych lektur i środowiskowych pozycji. Po jakimś czasie zaczął głowić się nad ścisłymi problemami - wymiarami, kwantami, ogólnie fizyką i chemią - nie mógł przez to spać przez wiele długich dni i nocy. Raz dopiero otrząsnął się, wstał, walnął dłonią w czoło (przypomniał sobie definicję, którą sam sporządził kiedyś przed naukowcem) i już go te problemy nie tykały. W niedługim czasie zaczął wątpić w naturę istnienia - w istnienie boga i boże miłosierdzie. Sam sobie na to przepisał lekarstwo - pierwszy raz skierował ucho w stronę teologów i filozofów, którzy mieli ukoić jego poszarpaną problemami duszę. Poza tym programem regularnie uczęszczał do przeróżnych kościołów (wystarczyło pokazać mu palcem jakiś i już tam siedział dzień w dzień po kilka godzin). Po ulicach przechadzał się jak szalone trójstronne wahadło - raz ateista, raz agnostek, raz losowo wierzący. Nie mógł przez to usiedzieć na miejscu, uspokoić się i żyć jak człowiek. Niedługo, całe szczęście. Spadła mu z nieba definicja, której nie chcieli usłyszeć niegdyś rabbe i paczka - i już wiedział wszystko, odzyskał równagę. Znowu miał poukładane w głowie. Rabbe, który od jakiegoś czasu trzymał z nim w komitywię - i ze szczegółami znał jego zwyczaje, charakter, ekscezy, założył się pewnego wieczoru z księdzem (oboje słynęli z czarnego humoru), że nie minie pół roku, jak biedaczysko się powiesi. I dlatego to ksiądz przygotował potem mowę. Co tam jeszcze.. na przykład Rabbe żył długo i szczęśliwie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...