Cóż nam dane, powiadają, że nic nie warto
Robić, starać się, bo po co ,flagi łopocą na wietrze
Powietrze gęste od narzekań
Martwią się na zapas skąpi w uśmiechach
Lecz ja nie będę dryfował jak wrak,
W ciąż na nowo nadzieją napełniam bak
Mogę siedzieć na ławce i czekać na cud
Aż chęć życia stopnieje jak na słońcu lód
Czy to źle, że chce znaleźć rzekę, gdzie płynie miód
Czy jestem piąte koło a rację mają wkoło?
Pokaż mi drogę, wszak na piersi twej ordery
Ważny panie bądź mi sterem- nazywasz kogoś zerem
Drogowskazy wszelkie poprzestawiane
Sam ze sobą zmagam się kolejny ranek
Szukam wciąż i nie przestanę
Nie widzę w was niczego, wśród ludu szarego
Nieznośna motanina w pogoni za swym ogonem
Któż się wychyli? Przejdzie na lepszą stronę
Wasze kłopoty, ploty, lęki i psychozy
Sami dołki swe kopiecie/ co on plecie!?
A tak to, wszelkie zło, niedomaganie
Ma źródło w wewnętrznym bałaganie
Hołd reklamie! Prorokiem ten co kłamie
Kiedy otworzycie jebane oczy?
Teraz widzę na nich martyrologię
Snujecie się po mieście, łazicie z gębami kwaśnymi
Kpina z ewolucji, gówno sapiens
Zamiast się starać, odklepiem pacierz
Zastępy papierowych postaci
Konformistyczne kurestwo
Niczego już nie szukam u was
Bo nie znajdę niczego, już was olałem
Pławcie się w swoim bagnie, pławcie stadnie
Dalej czekajcie aż coś z nieba spadnie
Unia da, - da da da