Zimowe późne popołudnie,
brnąc po kolana w śniegu,
czuje się taki samotny.
Widzę, rzeźbę w drzew kręgu
Prawie wszystko jest czarne lub białe
jedynie jaskrawa czerwień znaczy moją drogę.
porozrywane tętnice mam całe
spojrzałem na zniszczona nogę
Wiedziałem, że umieram.
Ostatnimi sił resztkami
do celu docieram
W końcu jesteśmy sami
Ja i moja przyjaciółka droga.
Śmierć z czarnego kamienia, przyprószona śniegiem
Tuląc się do jej płaszcza
pojednałem się z niebiem.