Jakże mi smutno!
Zaszumiały gałązki brzozowe
Wypełzły promienie
I chmury prysnęły
Daleko – do czarnego stada.
Owieczka zbłąkana
Potyka się o wiatr...
Zabulgotały soki
Ziewnęły, przeciągnęły się
I pobiegły z dołu do góry
Z góry na dół...
Coś się poruszyło
Powierciło się
Podrapało korę
I znalazło przejście...
Oślepione
Niezdarne
Zgniecione
Wysunęło główkę
I już było wolne...
...upojone przestrzenią...
Chciało więcej i więcej
Więc oparło się rękoma
Z sił całych
I wystrzeliło na zewnątrz
Wchłaniając całą rześkość
zroszonego powietrza.
Tak, było wolne...
...jakoś smutno jest
Deszczu coraz więcej
Ciężkiego
Zimnego
Mroźnego
Skóra wiotczeje, żółknie,... siwieje...
Powoli odrywam się
Z każdą chwilą coraz bardziej
I odpadam...
...leżę przygnieciona
Białym
Bezdusznym
Ciężarem
...i życie już uszło ze mnie
I dołączyło do Czarnego Stada...
Jakże mi smutno!