stała, więc na łóżku usiadła,
bo pod naciskiem wzroku upadła.
padała cicho, głosy brzmiały zwolna;
ona wtedy po prostu czuła się wolna.
więc on krok za krokiem
goniąc sam na sam z mrokiem,
dotknął dłońmi jej twarzy;
koniec, cała dusza wtedy marzy.
zaczął ją z jej tajemnic rozbierać;
powoli cząstki serca jej zabierać.
a ona ślepa, oddała
za nic całą siebie mu dała.
był w niej więc ona była nim
stając się nikim podążała za nim,
a on na niej leży bez słowa;
on lepszy, mądry jak sowa.
ona poczuła się inaczej,
nie dojrzalej, brudniej raczej.
nagle zaczęło jej serca brakować,
a on zszedł i zaczął się pakować.
wyszedł, gdy ona jeszcze w bezruchu,
nie wydała z siebie nawet pomruku.
została sama na łóżku białym,
więc wstała, czując się kimś małym.
początek nawet przyjemny,
lecz reszty rachunek będzie pominięty...