Olenka Janik
-
Postów
18 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Olenka Janik
-
-
Cytat
kiedyś żywe słowa
teraz niemogłuche
szeptane ostrożnie
w strachu
o powietrze i duszę już rzadką
co wymknąć się gotowe
w razie nieuwagi
patrzą niby w siebie
lecz bardzo niepewni
czy sobie nawzajem
zjawą czy człowiekiem
pokutnym popiołem
czas wysrebrzył włosy
czekają na finisz pijąc zimną kawę
w przycmentarnym barze
myśli trwożne krążą
ołowianą chmurą
nisko nad chodnikiem
jesien zycia...chyle glowe, piekny wiersz.0 -
CytatChoc nie mam juz marzen,
Choc nie mam juz ni prosb ni nadzieji,
Moje mysli kraza wokolo Twojej osoby,
Obrazy przymglone Twej postaci.
Tys dobrem zrodzonym ze swiatla,
Ja nieumarlym szukajacym odkupienia.
Tys swiatelkiem posrod nocy,
Ja dusza bladzaca szukajac Cie...
Twoje serce,
Tak nieskalane zlem,
Pozostanie na zawsze dla mnie tajemnica,
Pozostanie poza moim zasiegiem...
Moje serce,
Nieczyste, zimne,
Bedzie szukalo ciepla, milosci,
Bedzie poszukiwalo wsrod niebios Twego serca...
Twoje mysli,
Dajace ludziom madrosci skarby,
Zawsze otwarte dla wszystkich,
Zawsze czyste...
Moje mysli,
Zmacone przez droge czasu zycia mojego,
Nie dajace mi nic procz upokorzen,
Szukaja ulgi posrod ciepla i ciszy duszy Twojej...
Ty,
Przepiekny kwiat bialej rozy, bielszej od sniegu,
Madrosci skarbnica otwarta dla ludzi,
Milosci niewyczerpanej zloze, dla kazdego zywego stworzenia...
Ja,
Stara wierzba na pustkowiu, uginajaca sie pod naporem wiatru,
Bezmyslny plaz upokorzony przez samego siebie swoja niewiedza,
Istota szukajaca litosci...
Odmien mnie!!!
Wystarczy jedno Twoje slowo, czastka Twej mysli,
By caly moj dotychczasowy swiat legl w gruzach,
Bym umarl w spokoju i narodzil sie ponownie,
Jako dziecko zrodzone z czastki Ciebie samej...
Autor: Agamel Lestat Wolfheart 30 IV 20040 -
Cytatnooo to jest dopiero wierszydło :)
świetnie się czytało! śmiechu przy nim co nie miara :)
(mam tylko pytanie odnośnie jednego wersu "Bezwzględne na świat się pchało" ma być, że ono się pchało bezwzględnie, czy, że ono było bezwzględne? bo z początku myślałam, że "i" zjadłeś, ale teraz patrzę, że przecież i tak, i tak może być i sens jest :) )
od czasu do czasu dobrze przeczytać coś takiego :) humor od razu lepszy, z miłą chęcią przeczytam następnego "węża" :)
Serdecznie pozdrawiam
Natalia
[sub]Tekst był edytowany przez Olenka Janik dnia 11-06-2004 19:20.[/sub]0 -
CytatPragnę Państwa z góry uprzedzić i przeprosić: poniższy wiersz liczy ponad 70 zwrotek. Każdy, kto pedejmie się lektury utworu (nie wspominając o ewentualnym dobrnięciu do jego końca), ma zagwarantowany mój szczery podziw dla swojej determinacji. Zapewniam, że po raz pierwszy i ostatni zamieszczam wiersz o tak znacznych gabarytach.
****************************************************************
Z mej pamięci niepokornej,
z mych młodzieńczych przygód licznych,
wydobyłem dzisiaj dla Was
ten obrazek archaiczny.
* * *
Szkolne czasy, więc wiadomo:
jeśli szkoła, to wagary -
jak świat światem wciąż się łączą
doświadczenia owe w pary.
Gdy płonęła wczesna jesień,
lub z cieplejszym tchnieniem wiosny,
w teren chłopcy zasuwali,
jak ogary, co w las poszły,
lecz gdy mróz skuł świat za oknem
każdy głowił się od rana:
gdzie tu prysnąć z wrażych lekcji?
(szatnia była zamykana).
Nam - wilczętom sprytnym, cwanym -
obca była indolencja -
któraż straszna ci przeszkoda,
gdy młodzieńcza jest inwencja?
Było w ogólniaka gmachu -
murach starych i obszernych -
zakamarków różnych mnóstwo,
w tym część duża niepotrzebnych.
Jedno takie pomieszczenie
odkryliśmy raz przypadkiem
w naszej sali gimnastycznej,
tuż pod sceną - Zbych mi świadkiem -
i choć trochę zagracone,
bez prądu i wygód wszelkich,
było dla "konkwistadorów" -
co tu gadać - skarbem wielkim.
Zaraz ktoś plakaty przyniósł
i znalazła się gitara,
jakaś świeczka, stare krzesła
i już miała metę wiara.
Jeden tylko miał mankament
ten nasz wyraj, ten nasz azyl:
kiedy W-F trwał na sali
(zdarzyło się parę razy),
gdy ćwiczono skoki, skłony,
grano w "siatę", albo w "nogę",
odcinano nam w ten sposób
ewakuacyjną drogę.
Ale kto by się przejmował
takim drobnym utrudnieniem -
wszak od knowań pedagogów
"dziupla" była wybawieniem.
Każdy głowił się profesor:
- Gdzie znów diabli ich ponieśli? -
A my cicho... pojedynczo...
do kryjówki... i cześć pieśni.
I nie przypuszczały wcale
belferskiego ciała sfery,
że pod licealną sceną
jest piwniczka trzy na cztery.
Na nudy się zanosiło,
albo komuś "gnat" zagrażał -
pobytu na takiej lekcji
nikt sobie nie wyobrażał.
Więc co robią "naukowcy"?
Na wagary sobie idą -
czterech było nas, "Budrysów",
między nimi ja, Wasz "idol".
Sala gimnastyczna... podest...
klapa w scenie... wykładzina...
ależ to emocje były!
Takich się nie zapomina.
Ale dnia pewnego, zimą,
niemal skończyła się wpadką
jedna z naszych "ekspedycji" -
cud, że poszło nam tak gładko.
Zasuwamy do kanciapki,
lokujemy się po kątach...
komuś w brzuchu zaburczało
(godzina lekcyjna piąta),
cichuteńko gra gitara,
już się śmieją młode pysie,
wtem z kolegów jeden rzuca:
- Hej, chłopaki, s**ć chce mi się -.
Na "wolności" do zmartwienia
powód byłby to ostatni -
ot, wygódka albo krzaczek,
lecz co począć w takiej matni,
bo na sali gimnastycznej
sport się właśnie rozpanoszył -
by wyjść niezauważonym
szans nie było za pięć groszy,
więc na bite trzy kwadranse,
niczym w brzuchu wieloryba
zostaliśmy uwięzieni.
Rzekł kolega: - Wyjdę chyba -.
Każdy się oburzył szczerze,
każdy chciał mu w łeb przywalić:
- Wstrzymaj się, albo coś wymyśl!
Chciałbyś taką metę spalić?! -.
Koleś minę miał nietęgą,
jak skazaniec przed wyrokiem
i bynajmniej nie żartował,
bo "ściśniętym" dreptał krokiem.
A poza tym przed erupcją
krater emituje gazy -
tutaj też to miało miejsce
i to - wyznam - sporo razy.
W "zagęszczonej" atmosferze
ciężko się rozumowało,
a czas naglił, bo już "monstrum"
bezwzględne na świat się pchało.
W ostatnim momencie chyba
los uśmiechnął się do druha -
na bezrybiu i rak ryba,
kropla morzem, gdy posucha.
Wyostrzony desperacją
wzrok kolega miał jak brzytwa,
dostrzegł w ciemnym kącie puszkę -
małą: zero siedem litra.
Chłopak był w skowronkach cały,
że fant znalazł odpowiedni -
na pokrywce napis głosił:
"farba olej. orzech średni".
Fakt - nie była całkiem pusta,
lecz ocenił nasz rówieśnik,
że jego nieszczęście wredne
jeszcze się w tej puszce zmieści.
Tu nie było, że: "co nagle..."
nie było: "zaraz... chwileczkę...".
Odtąd wiem, co pośpiech znaczy.
Ktoś taktownie zdmuchnął świeczkę.
Mrok nas okrył litościwy,
lecz niejeden bodziec zdradzał,
że kolega pomysłowy
zamierzenie w czyn wprowadzał.
Jakie owe bodźce były?
Raz z "przepony", raz z "osierdzia"...,
lecz niech lepiej pozostaną
za zasłoną miłosierdzia.
Puszka mała... i po ciemku...
oj, nie było mu zbyt łatwo.
Wtem w ciemnościach głos się rozległ:
- Ja pier***ę! Dajcie światło! -.
Trzask zapałki... i blask świecy
porozpędzał mrok po kątach...,
mógł już "autor" ze swym "dziełem"
nawiązać wzrokowy kontakt.
A widok był dramatyczny,
zbulwersował wszystkich srodze,
bo "meritum" okazałe
spoczywało na podłodze.
Kiedy się nie myśli głową,
nigdy nie wiesz, co cię spotka:
jak skierować "to" i "owo"
do dziury średnicy spodka?
W większą czeluść owszem, spoko,
lecz w tak małą? Pełna klęska!
Na przeszkodzie anatomia -
nawet wtedy, kiedy męska.
Tak więc w miejsce przeznaczenia
"owo" wpadło wręcz wzorowo,
szkód nie czyniąc w środowisku.
"To", dostojnie legło obok.
Zręcznie-ręcznie, czy kopniakiem...,
sam już nie wiem jak się stało,
że co miało siedzieć w puszce,
w końcu w niej wylądowało.
Terkotliwy jazgot dzwonka
obwieścił kres naszej kozy,
a kolega swe "trofeum"
dyskretnie pod sweter włożył.
Trochę czasu upłynęło,
nim "przestępcy" z końca sali
chyłkiem i niepostrzeżenie
pod klasę się przedostali.
Chciał "dywersant" swoją "bombę"
wynieść zaraz do śmietnika,
lecz na lekcję dzwonek wybrzmiał -
zaczynała się fizyka.
Wetknął balast w kąt przy szatni,
mówiąc: - Wezmę ją po "fizie" -.
Przytaknęliśmy mu zgodnie -
wszak nikogo nie ugryzie.
Po lekcji poleciał. Wraca
z miną dziwną: - Coś cię boli? -,
a on na to: - Ale numer!
Ktoś tę puszkę podp*******ł! -.
Najpierw nikt mu wierzyć nie chciał,
każdy myślał, że to ściema.
W końcu sprawdziliśmy wszyscy.
Rzeczywiście! Puszki nie ma!
Tego co się działo potem
nie widziałem, Bogu dzięki,
dalsze losy puszki z "farbą"
znam jednakże z drugiej ręki.
W domostwie w obrębie szkoły
mieszkał nasz znajomy woźny -
czasem gderał, sarkał trochę,
lecz ogólnie był niegroźny.
On to właśnie, razem z synem,
idąc pustym korytarzem,
dojrzał puszkę. Od "młodego"
znam historię dalszych zdarzeń.
Puszka farby w czasach "Edzia",
to rarytas był nie lada.
Schował zdobycz pod fartuchem
mrucząc: - Nada się, oj nada -.
Wyglądała na nietkniętą -
pełna była... w dobrym stanie...
Jasne! Przecież tydzień temu
było w szkole malowanie!
Pedel gościem był trunkowym,
ćwiartkę ciągnął jednym duszkiem.
Pierwsza myśl: jak na gorzałę
czym prędzej wymienić puszkę?
- To nie będzie chyba trudne -
wstrząsnął skarb swój: - Jest przynęta.
Do wieczora bez problemu
znajdę sobie kontrahenta -.
I istotnie - po południu
klient przyszedł upragniony.
Woźny, jako że bon ton znał,
czule zwrócił się do żony:
- Dawaj stara szkło i żarło,
sprawa bowiem tu niebłaha! -
(pedel Kazik miał na imię,
jego żonie było Stacha).
Już był poczuł nasz bohater
owo "coś" znajome w kościach -
godnie i po wielkopańsku
do... kuchni zaprosił gościa.
Na stołeczkach się sadowią
jeden z flaszką, drugi z farbą,
obaj skłonni do transakcji,
chociaż każdy z miną hardą.
Po burzliwych pertraktacjach,
gdy już każdy kapkę spożył,
towar trzeba było sprawdzić.
Nabywca puszkę otworzył.
Nie przypuszczał biedny woźny,
że los tak mu da po łapach:
konsystencja... barwa... - owszem -
ale (w mordę!) skąd ten "zapach"?
O czym obaj pomyśleli,
tego dziś już nie rozwikłasz.
Faktem jest, że farba z "wkładką"
zjadliwy stworzyła miszmasz.
Cieciowa zdołała jęknąć,
widząc jak im lica bledną:
- Coście chłopy narobili!
Jezu! Kwiaty mi powiędną! -.
Odurzony wonią "farby"
kupiec wrzasnął z groźby nutą,
że cieć oszust i szubrawiec
i że farbę dał zepsutą.
Ależ była awantura...,
taka się zrobiła chryja,
że nasz "sprzątacz" przedsiębiorczy
omal nie zaliczył w ryja.
I być może dużo gorzej
zakończyłoby się wszystko,
lecz powietrze "zadżumione"
rozgoniło towarzystwo.
Osobliwa ta historia
ma i swoje dobre strony,
bo po zajściu jakby rzadziej
chodził cieciu "nawalony".
***
Od wydarzeń opisanych
upłynęło lat trzydzieści,
lecz piwniczny ów epizod
każdy z nas w pamięci pieści.
Już "chłopaki" nie chłopaki,
nad głowami cienia smużka,
lecz twarze się rozjaśniają,
kiedy pada hasło: "puszka".
I to byłoby "na tyle",
pora zamknąć nasz teatrzyk.
Jakiś morał? Bardzo proszę:
ten kto czuje, słucha, patrzy,
również w takiej opowieści
może znaleźć promyk słońca,
bo cóż w życiu ponad młodość -
nawet jeśli ciut... śmierdząca.
* * *
Czy ktoś z Was się jeszcze łudzi,
że ma "pod sufitem równo"
ten, który na bohatera
wykreował zwykłe gówno?
myslalam, ze wpadne pod klawiature, takiej ubawu dawno nie mialam, smiech to zdrowie...a ten wiersz ....perelka.
[sub]Tekst był edytowany przez Olenka Janik dnia 11-06-2004 08:16.[/sub]0 -
Czytalam na bezdechu...do konca. Podoba mi sie i to bardzo.
0 -
Cytat
śniłem wczoraj
że idąc ulicą
(a mieszkam w Krakowie)
Wiślną
czy Sławkowską
spotkałem elegancką staruszkę
powiedziałem grzecznie
dzień dobry Pani Wisławo
jakie to szczęście
móc Panią ujrzeć
ostatnio miast wydać
pieniądze na piwo
nabyłem Pani książkę
spojrzała ciepło
obdarzyła
przyjaznym uśmiechem
powolutku znikała za rogiem
[sub]Tekst był edytowany przez Michał Kowalski dnia 10-06-2004 11:10.[/sub]
[sub]Tekst był edytowany przez Olenka Janik dnia 11-06-2004 04:39.[/sub]0 -
Marku...urzekla mnie druga zwrotka wiersza.
0 -
Cytat
śniłem wczoraj
że idąc ulicą
(a mieszkam w Krakowie)
Wiślną
czy Sławkowską
spotkałem elegancką staruszkę
powiedziałem grzecznie
dzień dobry Pani Wisławo
jakie to szczęście
móc Panią ujrzeć
ostatnio miast wydać
pieniądze na piwo
nabyłem Pani książkę
spojrzała ciepło
obdarzyła
przyjaznym uśmiechem
powolutku znikała z rogiem
0 -
CytatKupuj, wydawaj, zarabiaj.
Pragnę materii...
Mechaniczne manekiny, karuzela samochodów,
Dyskoteki alkoholu, wirtualne masarze.
Co miesiąc powtórka...
Kupuj, wydawaj, zarabiaj.
-Szanowni Państwo!
Usiądźcie przed ekranem.
Wielka loteria, wielka wygrana!
Bożki z kryształu...
Żona do wynajęcia, mąż pożądania
Mieć, posiąść, zdobyć.
- Terroryzm konsumpcji.
Kupuj, wydawaj, zarabiaj.
0 -
Cytat
Bogdan - spróbuję może kiedyś - ale deszcz narazie i gitary wyjmować w szczerym polu nie mogę - a tak w ogóle to pomyślał kto o sasadzeniu ... no własnie ... gitary ...
serdeczne pozdrówko W_A_R
0 -
Cytatmonotonnie w komentarzach - ja także monotonnie: )
włożę do ulubionych
pozdrawiam0 -
Cytatja tego nie kocham, nie czuję, nie opowiem;
a to było tak: pępowina ciach, poranek się rozlał,
się szło do pracy, nie było co wycierać,
times 8 pt w gazecie, tytuły franklin gothic
i właściwie już przed dziesiątą było po wszytkim.
onże dzień już tężał, jakby go ktoś zadźgał,
a kawa, a mowa, a trawa -- były rozpuszczalne.
można było wracać, ale każdy z nas teoretyk,
jak trzeba, to uda się udać wszystko.
wracając przez korki, trochę nabici w butelkę,
ale jeszcze nie do dna, tylko omówmy next steps:
"do następnego dnia". i bezpiecznie wyłączone
śniły nas komputery, każdy jednakowo, takich
samych.
swietny wiersz, czytam ...i wroce do niego nie raz.0 -
swietny wiersz...cudowny klimat, pozdrawiam.
[sub]Tekst był edytowany przez Olenka Janik dnia 09-06-2004 07:37.[/sub]0 -
Wiersz Pana czytam z rozrzwnieniem...i mi lezka zaszklila oko, a najwspanialsza koncowka wiersza...
"i mama
cicha
moja
uśmiechnięta
kłuje sernik wykałaczką
z łzy jasnej
ociera talerzyk"0 -
jestem pod milym wrazeniem Twojej poezji, juz od dawna, ja zawsze czytam na bezdechu Twoje wiersze, maja cos w sobie niesamowitego.
0 -
Wiersz Pana Adama jest zaskakujacy orginalnoscia...najlepsza koncowka..super
"wróciłem do Łodzi
skrzydła ramion miałem wypoczęte -
głowa jak dojrzałe jabłko osadzone twardo na łodydze -
wszystko w porządku
myślałem
o dwudziestej we wtorek
spotkanie u przyjaciela
i jego słowa:
"czytałem ostatnio twoje wiersze
boję się o ciebie
skaczesz na Bogu jak na piłce z uszami
a szatanem kafelkujesz toaletę"
halucynacja minęła
twarz mydłem myję - oto cała moja toaleta "0 -
Uroczy, wiersz, pelen melancholii, rozmarzylam sie...
0
orzechowy sad
w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Opublikowano