a teraz gdy milczenie
mówię tylko wierszem, który cię odnajdzie.
może wtedy skończę z tym
coraz rzadziej mam okazję skądś wracać
nieuczęszczane schematy spacerów stały się rozrywką
udaję, że to ratuje moje galaretowate zdrowie
czułe ucho notatnika na ramionach
które teraz zwisają jak bandera z której nie można odczytać
czy ten dryf jest przyjemny czasem
mam świadomość twojej umęczonej przepony.
szukam drogi dla siebie
w ciszy która jest najtańszym lekarstwem
w nocy boję się spać. tak ciężko uspokoić się w ciemności
gdy wynurzam się z koszmaru. pokój wtedy to dziwne stworzenia
więc modlę się. opowiadam o tym co jeszcze do zrobienia i że jutro
mój krzak gorejący na wojnę pójdzie bez niego
poranek w południe
jak rozmyty atrament na mokrej błonie filmowej.
a on jak głucha membrana wstrzymuje głos
jest śniadaniem stojącym w gardle jak szara panorama ogrodu
czeka w korytarzu
spotykam go na ulicy w sklepie
wysypującego się z kieszeni w różaniec butelek bolesnych