Przeżyłam dzieje wszystkich kamieni
Od prapoczątku, gdy jeszcze byłam
Płonącym odpryskiem słońca,
Aż po dzień, gdy wyżłobiona oskardem
Sprawiedliwego męża, Józefa z Arymatei,
Zamieniłam się w jaskinię,
W której legło martwe Ciało Jezusa –
Ja,
Maria wykuta w złotym piaskowcu,
Maria skalista,
Maria kamienna.
Ciało Jezusa leżało we mnie martwe,
Wśród czterech ścian mojego ciała,
Owinięte w płótno,
Nasycone mirrą i aloesem,
które Nikodem nabył u aptekarza
Na chwilę przed zapaleniem
Mosiężnych lichtarzy.
Potem przywalili mnie głazem
Jak nieskończonością
I postawili przede mną strażników,
Którzy mieli strzec
Mojej samotności
I mojego łona.
I byłam jak matka,
Byłam żywotem,
W którym rosło i dojrzewało
Brzemię wieczności,
Ja,
Maria wykuta w złotym piaskowcu,
Maria skalista,
Maria kamienna.
I tak przez trzy dni dojrzewało we mnie
Zmartwychwstanie Ciała,
które się napełniało
Treścią nieśmiertelności.
A działo się to w porę,
Gdy pobożne niewiasty,
Wróciwszy do swoich domowych zajęć,
Piekły placki na gorącym kamieniu,
A smutni i przerażeni uczniowie
Pochowali się po obcych domach,
Po strychach i piwnicach,
I milczący czekali,
Chociaż nie wiedzieli, na co czekają.
Aż dnia trzeciego, a było już późno
Po szabacie, zaczęłam drżeć
Na całym ciele.
Moje łono wstrząsane konwulsjami porodu
Napełniło się niebiosami i psalmami.
Pękły pieczęcie na moim ciele.
I wyszedł ze mnie, jak z dojrzałego owocu,
Zmartwychwstały i śpiewający
Bóg.
A wieczorem, gdy przybyły do mnie
Pobożne niewiasty,
Zgarbione, pod ciężarem wonności,
Byłam już pusta,
Ja,
Która przeżyłam dzieje wszystkich kamieni,
Maria wykuta w złotym piaskowcu,
Maria skalista,
Maria kamienna.
Opowiadanie świętej jaskini
Roman Brandstaetter