Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marti@wiersze

Użytkownicy
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez marti@wiersze

  1. Małgorzato dziękuje; a ednocześnie czekam na więcej opini
  2. rozkute jezioro możliwie dokładnie żyje i pisze. na pewno już liter nie kradnie i nie wszystko jest jasne. takie własne że prawie zawsze wahania są upustem bólu, i ten ogrom lęku to tak niewiele że każdy gram jest tą samą kartą, i że nic już nie warto znów życie o trwaniu co się łączy ze mną cichą taflą i jest poszukiwaniem kresu. gdzieś dalej człowiek w człowieku, jawa w śnie i co dalej. szczęście jak muszla na brzegu zbyt małe. sączy ze mną i we mnie pył powalonego muru z lądu płyną senne potoki, istnienia mącą toń. cudze łzy wnętrzem krzyku pędzą w niepojęty cud. i jestem jak rzeka co płynie, choć woda na pierwszy oka rzut w brzegu stoi cichych twych rąk. jakby bez ciebie nie było już nic
  3. marti@wiersze

    miasto

    duży + za koncepcje wiersza; jak mnie się podoba i to bardzo!
  4. marti@wiersze

    burza

    Oscar - urok poezji tkwi w całości słów
  5. marti@wiersze

    burza

    Witam Katarzyno - :) cóż więcej mam dodać...
  6. marti@wiersze

    burza

    Joasiu, dziękuje za komentarz; buźka
  7. marti@wiersze

    burza

    krzyk żurawia dźgnął ciemność spłonął doszczętnie jasny strumień łzami wypełnił próżnię chodź patrz bolesne światy też kwitną
  8. patrzę w twarz lustra żłobioną znoszonym oddechem traci otwarte przestworza obrazów zamkniętych szczelnie i gładko płynących pod pokłady ciężkich wypiętrzeń opadających zaledwie cieniem bądź pyłem przebrzmiałym gra ciemnej wody w wąskich szczelinach światła jest niemal wieczna i wchodzi jak ja w ciebie zanurzam koronę drzewa wrosłego w ziemię spaloną po nagie mięśnie z których strumienie krew tłoczą przemierzoną długością życia od brzegów czas ścieli dno wielkością deszczu bardziej zatroskaną niż droga którą szedłem i zapominam o pięknie bólu i rozkoszy jak dziecko co po raz pierwszy w oczy wodnego potwora patrzy jednak wchodzę i ta część mnie rozlana w spragnioną ziemię z światłem twym ciepłym i przyjaznym wykwitnie zielenią dojrzewających oczu i zapachnie powietrze latem
  9. rośnie nam młody las. fala zielona zatapia wypalone morze barw. sterczą przytarte kości jak zgliszcza tratw w ciszy krzemu, miedzi i stali, w sino bladym blasku szkła. nigdy nie ustaje ogień i deszcz. są tylko nasze. dni płaskodenne podniebne statki z burtami w rdzy, i płody beznasienne. w porannej ciszy, ta sama fala, miękki powój dotyku, tuż przed podróżą – i jej nieuchronność z rzeczy dobrych i złych – jak winobluszcz jesienią dojrzewa w wyszukanej, nietrwałej obfitości ostatnich lat. jak zapach blisko kusząc wgłębienie dłoni, porywa. czekam na powrót chrystusa. cóż powiem mu. moje rozbite ciało wyda mnie.
  10. porządek jak wiele z rzeczy względnych istocie słów z dozą przypadku naiwnych wzruszeń i kwitnień w zaspach śniegu tłoczy łzy z brył lodu wykwita bez wiosennego szaleństwa i zmierza głupio ku słońcu jak wszyscy strachem przeszyty częściej spogląda w nurt rzeki co upłynął niezdolny by zmienić i tworzyć w ładzie nieidealnych form i metamorfoz po deszcz i suszę tylko mumie drzew i traw zniekształcają nasz porządek
  11. tysiące dziur. stanowią wartość dla kolejnych związków o dojrzewaniu czasowym. trucizna która leczy. dawkować powinienem według recepty. rozmyte asocjacje w godzinach przedwczesnych wypalam kawą by przeżyć, każdy pierwszy i kolejny raz stół pokrywa blada rdza, nalot czasu bez ciebie, cząstek niedowierzania. scementowany świat wbija we mnie bezduszne reguły. kiedyś posprzątam gdy się utlenię do reszty i zacznę oddychać cudowną toksyną. wczoraj byłaś zaledwie radioterapią, dziś oczekuję więcej. tylko pierwiastki są trwałe. raz jeszcze ściśnięte tomy ksiąg będą się napowietrzać. tyle możliwości i w każdym inny trwam choć nieskończenie ten sam całość zamykam.
  12. Dzięki za komentarze. Faktycznie, posiedzę jeszcze chwil kilka nad wierszem... no cóż koniec konców był naprędce pisany, a morał z tego taki, że chwytaj szybko myśli a przelewaj na papier znacznie wolniej :) Pozdrawiam moich czytelników
  13. wznoszę oczy i są chmury; kryształ dźwięku milczenia, śmierci niechybnej dotykam. zmięte listy przedwcześnie kwitną wśród trawy, ciężkie od rosy bo słońce jak wosk zastyga i dymem czasu ukoi, gdy zasypiam samotność: kłujące, złociste noże przenikliwie wbite ćwiartują codzienne życie; rozpadam się. mijasz i czekam na deszcz oczyszczenia, nie nadchodzi to co bez znaczenia czułość wciąż jeszcze budzi, i kwitnę zasuszony bez śladu, doskonale.
  14. zachód słońca kropla syropu ożywia noc, koniuszkiem języka dotknę tę wilgoć i spojrzę w oczy czarne porzeczki z tą swoją kroplą czasu nieświadomą, przez mgnienie, wahnięcie, w bladym świetle jak dogania inne. znam ścieżki, ruchliwe, podobno tylko widzi me oko owoce z skórki obrane w ulewie pragnień to otwieram, to zamykam i nie możesz tego pojąć, w mej nazwie imię nic nie znaczy; raz na zawsze dane, niemal inne, słodkie gorzkie nigdy gorsze. gdy okryjemy się puchem bezchmurnym srebrzystym i cichym, sprawdzimy nazwy właśnie zabijające światło blade: słońca zachód – krwawi w mych dłoniach a może to tylko wiśnie świeżo zerwane na które patrzy oko poety.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...