O Piękna Pani, z niebios zeszłaś, możliwe...?
Po schodach milowych plecionych z marmurowej myśli
łukiem wszechkoloru?
W okrutnej wrzawie, wrzasku,
płomienistym warkoczem, frunelaś pośród podziwu, strachu?
Figlarnie.
O Piękna Pani lodem zdobiona, płomień tysięczny kryjąca,
Twe rubinowe powieki przyniosły?
...prawde wcieloną, Boga samego...
Możliwe?
Po drugiej stronie powieki On właśnie skryty, bezpiecznie.
Z radością w refleksyjnych oczach
kryje się przed świata chorobą, w działaniu dyskretny.
Właśnie tam. Niebo.