Brud na syntetyku, czarnych łyżew
druciane słońce taktuje kamieniem
szurniętym po szynach spojrzeń
Gromada mknie doznać całusów
i kpin zmurszałym patykiem
rozniecam bajora podmiejskich płyt
Byś tylko raz
za uśmiechu ckliwym „nie”
wykrzyknęła dźwięczne „tak”.