Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jakub Katulski

Użytkownicy
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Jakub Katulski

  1. o wielki ty! tobie złożę hołd! czemu nie klękną przed tobą narody? to tobie należne by tworzyć by cieszyć szczęśliwym sercem szczerą myślą mądrą głęboką grzeszyć wielce by pływać w chwale wyśmiewać żale to wszystko twoje! by bronić jak lew lecz gdy już zjesz nogi twe wstać nie będą chciały taki twój los nieszczęsny przeklęty diable bierz co chcesz byle nie mnie
  2. brykowaną kołyską swe życie nazwałem byłem poetą muzykiem kowalem narzędzia wyrzuciłem do głębokiej pustej studni rękopis nad miastem kartka po kartce leci pierwszy drugi trzeci przeleciał przez ciebie wnet zahuczało! być drugim - za malo teraz mogę czekać lecz wiem że na próżno mówiłem nigdy! lecz spopieliłaś me serce w głosie wciąż dzwoni słowa są śpiewem byłem sobą - jestem tobą sprzed roku dwóch trzech to moja dusza patrz! spływa w dół lodowca a reszta umysłu siłą więziona przy oczach one wciąż widzą swój strach ciemne, głębokie z brudnym piórem na samym dnie rozczarowana? chyba już wiesz...
  3. -Powiedz mi, więc, jak to jest, że przyjaźnimy się już tyle lat, każdy z moich znajomych o tobie słyszał, ale nikt Cię nie widział? Gdy zadawałem to pytanie, Chino stał odwrócony do mnie plecami. Była jesień. Nie wpływało to zbytnio na jego ubiór. Zawsze nosił swój długi, czarny płaszcz. Zastanowiłem się przez chwilę, czy nie jest mu w nim gorąco latem, ale doszedłem do wniosku, że mój uniform był przecież z tego samego materiału, a mi w nim gorąco nie było, więc jego płaszcz musiał działać podobnie. -Czemu pytasz? Zawsze odpowiadał pytaniem, gdy chciał uniknąć odpowiedzi. -Kiedyś musiałem Ci zadać to pytanie. -Zbyt wiele wymagasz od przyjaźni. Miał strasznie wypaczony system wartości. -Czy to wiele? - zapytałem. Milczał... Milczał przez jakiś czas, dopóki się nie zniecierpliwiłem. -Odpowiesz mi? -Jestem twoim przyjacielem. -Wiem. -Jestem tylko twoim przyjacielem. - położył w tym zdaniu nacisk na słowa "tylko twoim" - Nie muszę należeć do twoich znajomych. Nie musisz się mną z nikim dzielić. Nie muszę być ich własnością. A nawet gdybym chciał, to nie mogę. Dłonie zaczęły mi drętwieć. -Rozwiążesz mnie? -Jeszcze nie teraz. Ale nie martw się. Nic złego ci się nie stanie. Chciałbym w to wierzyć. Odwrócił się. Jego twarz jak zwykle była zasłonięta czarną chustą. Nigdy nie wiedziałem, po co ją zakładał. Włosy zaczesywał tak by zasłaniały oczy. Właściwie nigdy nie widziałem jego twarzy. -Czemu chcesz mnie odrzucić? Zdziwił mnie tym pytaniem. Nie wiem skąd wiedział. -Dlatego mnie związałeś? Odpowiem ci na wszystkie pytania, jeśli ty mi odpowiesz na jedno moje. Sam zadziwiałem siebie umiejętnością zachowania zimnej krwi. Chino oparł się o ścianę. -Musisz sobie przypomnieć wszystko po kolei. Od początku. -Nie pamiętam początku. -Dobrze go pamiętasz. Nie możesz go zapomnieć, bo i ja nie mogę. I wtedy coś zawirowało w mojej głowie... Już pamiętałem. -Więc już wiesz? - doskonale odgadł moje myśli Skinąłem głową. Żeby wszystko było zrozumiałe, muszę wrócić do początku. Zawsze się zastanawiałem, po co wkładają nam w szkołach do głów te wszystkie bzdury. Nie rozumiałem też, czemu nauczyciele, a przynajmniej znaczna ich większość, potrafią mniej niż ich uczniowie. Angielski przesypiałem - moja wychowawczyni znała ten język gorzej niż ja. Na pozostałych przedmiotach, zajmowałem się czymkolwiek, ale nigdy lekcją. Po prostu mnie nudziły. Moje życie towarzyskie... No tak... Tutaj też nigdy nie było ciekawie. Kończyło się na przerwach między godzinami lekcyjnymi, a często się nawet tu nie zaczynało. Uciekłem w świat książek. Bohaterowie powieści, opowiadań lub dramatów zawsze byli moimi wzorami do naśladowania. Doktor Faust, Paul Atryda, Rick Deckard oraz wielu innych. Każdy z nich miał do przekazania jakąś większą lub mniejszą filozofię. Zawsze chciałem coś w sobie zmienić, albo lepiej po prostu stać się kimś innym. Postacią z filmu, komiksu, książki. Przechodniem, którego mijałem na ulicy by więcej nie zobaczyć i zapomnieć o nim za 10... 9... 8... 7... Odliczałem w głowie sekundy od jednego posiłku do kolejnego. Żyłem tylko po to, kontynuować swoją nędzną egzystencję. Nie sypiałem zbyt dobrze, a do tego chodziłem spać późno. W szkole wyglądałem jak upiór. Chodzący trup... Chodząca śmierć... Myślałem cały czas o wielu rzeczach i zależało mi, by komuś przekazać to, co miałem w sobie. Dzisiaj już wiem, że nie warto przekazywać ludziom nawet części siebie. Korzyści z tego płynące nie są warte ich ceny. Nie są... Ale życie to straszny zbiór przedziwnych paradoksów. Bo czym będzie twoje życie, ile będzie warte, jeśli się nim z nikim nie podzielisz? Życie mija z każdą sekundą, a my te cenne chwile, krótkie odcinki na tarczy zegara marnujemy na smutek. To jest tak, jak gdyby je wyrzucać. Ludzie na ogół wyrzucają niepotrzebne im rzeczy. Wyrzucają rzeczy, które się później okazują całym ich życiem. Nikt nie zrozumie, że coś było dla niego ważne i niezbędne dopóki tego nie straci. Ale wtedy jest już za późno na myślenie. Nie zauważałem całego swojego życia, cudzego zresztą też, dopóki nie poznałem go. Chino... Został całym moim życiem. No i sprawił, żebym go, znaczy się życia, więcej nie wyrzucał. Właściwie nie wiem, czemu wybrał akurat mnie. Nie jestem nikim niezwykłym. Nie ma ludzi niezwykłych. Są ludzie unikalni, jak mawiał mój mistrz, ale w gruncie rzeczy wszyscy są tacy sami. Nie ma w nas nic niezwykłego. Oprócz piękna, którego wciąż nie potrafimy docenić. Życie samo w sobie jest dostatecznie piękne, by nie móc się doczekać następnej sekundy. Ale jest to piękno nietrwałe. Upływa z każdym oddechem. Lecz wróćmy do Chino. Gdyby nie on, nie zrozumiałbym niczego. Życie każdej istoty jest rozłożonym w czasie samobójstwem. Ja chciałem swoje przyspieszyć. Wiedziałem, że mogę umrzeć w każdej chwili. Żałowałem tylko, że jeszcze tego nie zrobiłem. I udałoby mi się to, gdyby nie ten człowiek, na którego wpadłem pewnego zimowego wieczora. Biegłem przed siebie, uciekając. To, przed czym uciekałem nie ma większego znaczenia dla tej opowieści, więc pominę to. Biegłem i biegłem. Skręciłem. I uderzyłem w coś, lub raczej kogoś. Gdy się odbijałem od niego świat mi zwolnił w oczach. Ziemia przestała się obracać i krążyć wokół słońca. Wiedziałem... W tym momencie zrozumiałem, że oto dostaję nowe życie. Nowe życie, które jest przedłużeniem poprzedniego. Upadłem. I wszystko, oprócz mojego życia, wróciło do normy. Ziemia zaczęła się obracać... Świat ruszył do przodu... Zamknąłem oczy. -Dobrze... Ale nadal nie rozumiem, czemu nikt cię nie widział. -Ty mnie widzisz. - odpowiedział półszeptem. -Tak, ale... -Czemu cię to tak intryguje? Strzelił w sam środek tarczy. Nie znam odpowiedzi na o pytanie. -Nie wiem... -Rozumiem... Mimo, że nie widziałem jego twarzy ukrytej pod chustą przysiągłbym, że jego twarz wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu. Ruszył spod ściany wolnym krokiem przed siebie. Prosto w stronę krzesła, do którego byłem przywiązany. Zastanawiałem się teraz, czy przywiązał mnie osobiście... Otworzyłem oczy. Leżałem na łóżku w kompletnie ciemnym pomieszczeniu. Widziałem tylko kontury postaci siedzącej w nogach posłania. Widocznie wyczuł moje przebudzenie, gdyż od razu się odezwał. -Jestem Chino. Rozejrzałem się. Moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do mroku panującego w pokoju. było tu strasznie zimno. Postanowiłem też się przedstawić. -A ja jestem... Nie dokończyłem. Zasłonił moje usta ręką. -To teraz nie ma znaczenia. I nie będzie miało nigdy, jeśli przystaniesz na moją propozycję. Proszę o zapięcie pasów. Nie przekraczać dozwolonej prędkości. Chino schował dłoń w kieszeni płaszcza. -Będziesz dla mnie pracował. - było to raczej stwierdzenie faktu niż propozycja. Ale było to stwierdzenie trafne. -A na czym ma ta praca polegać? -Zobaczysz w trakcie... I w ten sposób Chino został moim pracodawcą, nauczycielem i przyjacielem. Początkowo praca polegała na stemplowaniu papierów, noszeniu kopert na pocztę i załatwianiu sprawunków w spożywczym. Chino strasznie nie lubił pokazywać się w miejscach publicznych. Ktoś więc musiał robić to za niego. Wypadło na mnie. Jeśli bym się nie zgodził... Kto wie jak potoczyłby się mój los. Codziennie zasypiałem i rano budziłem się jako zupełnie inna osoba. Sobą mogłem być tylko wieczorami. Ale były to wieczory, podczas których naprawdę czułem, że żyję. I dni płynęły. Dopóki nie odbyliśmy ze sobą pewnej rozmowy. Zaczęła się ona jak większość naszych rozmów. W środku nocy, na parapecie mojego okna. -Chciałeś się kiedyś upodobnić do Boga? Nigdy wcześniej nie zadał mi dziwniejszego pytania. Spojrzałem na niego, ale on jak zwykle był zapatrzony w niebo. Nie wiem, co tam oglądał, bo noc była tego dnia bezgwiezdna, a sklepienie zachmurzone. -Co? -Odpowiedz: "tak" lub "nie". Nigdy nie tłumaczył swoich pytań. Zawsze oczekiwał prostej odpowiedzi. -Nie rozumiem pytania. Nie mogę odpowiedzieć. -Dobrze je rozumiesz. I wtedy się zorientowałem, że naprawdę rozumiem to pytanie. wiedziałem już, do czego będę mu służył w przyszłości. Gdyby ktoś mnie dzisiaj spytał: "Dlaczego się nie zawahałeś?", odpowiedziałbym: "Bo naprawdę chciałem oddychać dymem." Oddychanie dymem było bardzo istotną częścią tego wszystkiego. -Tak. Chcę być podobny do Boga... Chino spojrzał na mnie, po czym zeskoczył z parapetu. -Przyjdę tu jutro. Czekaj. - Mimo, iż nie widziałem jego twarzy, mógłbym przysiąc, że się uśmiechał. -Powiem Ci jeszcze coś na pożegnanie. Nigdy nie wiesz co cię spotka w przyszłości. I nie próbuj się dowiedzieć. Potem możesz żałować tej decyzji. Do jutra. I odszedł. Po chwili już go nie widziałem. -Bywaj. Zagasiłem papierosa, wszedłem do pokoju i zamknąłem okno. Szybko się rozebrałem i położyłem się do łóżka wiedząc, że tej nocy już nie zasnę. Właśnie rozpoczęła się najważniejsza i największa przygoda mojego życia. Nauka przestała mnie interesować w jakimkolwiek stopniu. Przestałbym się uczyć, gdybym mógł, ale było jeszcze zbyt wcześnie. Zresztą nawet Chino by mi nie pozwolił. A po tej rozmowie stał się on całym moim życiem. Chino już dawno mi wytłumaczył na czym polega oddychanie dymem. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem i dlatego przez cały dzień tylko czekałem na ten moment. Mimo, iż kojarzy się z paleniem papierosa, to nie ma z tym nic wspólnego. Było to dziwne uczucie. Trwało krótką chwilę, ale dla tej chwili warto było robić to wszystko, co polecił mi Chino. Łatwo było się też uzależnić. Ale wszystkie uzależnienia mają jedną wspólną cechę - wystarczy je zastąpić innym, silniejszym. Chociaż nie zawsze się to opłacało, ale zawsze się udawało. Jedyna trudność polegała na znalezieniu odpowiedniego zastępstwa dla nałogu, którego chcemy się pozbyć. Ale odbiegłem tutaj od tematu. A więc cały dzień upłynął normalnie, jeżeli normalnym można nazwać szary dzień, do którego podchodzimy bez emocji. Normalność się skończyła, kiedy wszedłem do swojego, jak zwykle pustego domu. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Jedyną oznaką zmian w moim życiu była paczka na moim biurku. Poczta zazwyczaj leżała na konsolo w przedsionku. odszedłem do biurka i obejrzałem tajemniczą przesyłkę. Dziwna jakaś była. Żadnych stempli ani znaczków pocztowych. Najzwyklejsza paczka. Albo raczej niezwykła przez swoją zwykłość. No więc rozwinąłem ją. W środku był jakiś materiał i koperta. Kopertę postanowiłem otworzyć później. Podniosłem materiał, który już po chwili okazał się czarną szatą na krój sutanny księdza Robaka, z którego coś wypadło. -O, k.... Czasem mi się zdarzy przekląć. Na podłodze mojego pokoju leżał czarny pistolet. Beretta 92F bodajże, bo na tym się kończy moja wiedza w tej dziedzinie. Podniosłem. To nie był błąd, chociaż wielu ludzi powiedziałoby inaczej. Normalni ludzie zazwyczaj nie tkną broni palnej niewiadomego pochodzenia. Ale kto powiedział, że ja kiedykolwiek byłem normalny? Potem otworzyłem kopertę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...