Odbijam się od ludzi
Jak cień drzewa na wietrze
Płynę wśród szelestu złotych i brudnych liści
Łamię pod nadepniętą gałęzią
I powracam w niezmąconą przestrzeń
Przyglądam się rojom mrówek
Biegających nieustannie
Zaczepione, odwracają główki
Z niesmakiem zdziwione
Moją próżnością
Czasami wypuszczam czarne ramiona
Chcąc złapać migocące promienie
Zapominam, że jestem tylko cieniem
I kurczę się zawstydzona, by w końcu
O zmroku zatopić się w ciemnościach