- Napije się pani kawy?
Pytanie to zostało zadane uprzejmie. Nad wyraz uprzejmie.
- Z dużą ilością mleka i cukru proponuję. Wedle pani upodobań, czy tak?
- Tak. Skąd pan...
"Pan" pstryknął krótko palcami. Kelner zwinnie odebrał zamówienie na dwie latte
i zniknął za kontuarem. W tym czasie mężczyzna zdążył się już przysiąść do stolika. Swobodnym ruchem zarzucił marynarkę na oparcie fotela i poluźnił krawat.
- Więc czym się pani interesuje?- zapytał, jakby prowadzili już od chwili zajmującą rozmowę.
Kobiecie, zbyt onieśmielonej nonszalancją nieznajomego, nie przeszło nawet przez myśl pytanie, kim jest. Odpowiedziała tylko, może nawet zbyt szybko:
- Historią sztuki. Głównie malarstwem.
- Może znajdziemy więc wspólny język. Maluję... od czasu do czasu. - Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Nie wyglądał na typowego artystę. Ci, których tak się nazywa, nie chodzą w eleganckich garniturach krojonych na miarę, ani nie odwiedzają zbyt często najdroższych warszawskich kawiarni.
Kelner postawił przed nimi dwie latte.
- Teraz pani kolej - powiedział w końcu, wśród przedłużającej się ciszy. Pomiędzy nich wkradł się dym papierosowy, ulatujący z sąsiedniego stolika, gdzie zasiedli dwaj rośli mężczyźni.
- Moja?
- Tak, pani. Proszę teraz mi zadać jakieś pytanie.
- Dobrze więc. Zapytam o pańskie imię.
Mężczyzna uniósł jedną brew, rozbawiony.
- Mam nadzieję, że zdaje sobie pani sprawę z tego, co miałoby to oznaczać.
- Co takiego?
- Że przestaniemy się tytułować per "pan", per "pani". Uprzejmość nie będzie już tak wyszukana! A i pani mniemanie o mnie ulegnie pewnemu... sprecyzowaniu.
- Niekoniecznie - odpowiedziała kobieta, choć wiedziała, że tak właśnie będzie. Nie uważała tego jednak za coś będącego nie na miejscu. Przeciwnie - pragnęła się dowiedzieć jak elegant-artysta ma na imię. To by nadało jej nieco więcej pewności, a należała do tych ludzi, którzy nie lubią tracić gruntu pod nogami.
- Załóżmy, że powiedziałbym, iż mam na imię... - mężczyzna rozglądnął się, jakby
w poszukiwaniu natchnienia. Spojrzał na jeden z obrazów na ścianie, podpisanych nazwiskiem Carola Grisha. - ...Karol. Natychmiast pokojarzyłaby mnie pani z innymi znanymi sobie Karolami. Podświadomie przypisała ich cechy. Zaszufladkowała w pewien sposób.
- Niekoniecznie - powtórzyła, ale już mniej pewnie, bo wiedziała, że i w tym jest sporo racji.
"Pan" pozostał "panem" i to on zadał kolejne pytanie:
- Dlaczego lubi pani tę kawiarnię?
- A lubię?
- Wnioskując po tym, jak często pani tu przesiaduje.
Kobietę ogarnął niemiły dreszcz. Faktycznie, dość często. Ale czyżby była śledzona?
- Skąd...
- Najpierw odpowiedź na moje pytanie poproszę. - Mężczyzna skończył dopijać kawę
i odstawił z brzękiem filiżankę na spodek.
- A jakie było? - zapytała roztargniona.
- Dlaczego pani lubi tę kawiarnię? - powtórzył powoli, jak powtarza się małemu dziecku.
- Ze względu na portrety. Malowane tylko farbami w odcieniach szarości. Z daleka wyglądają jak stare fotografie.
Wcale nie o tym chciała mówić. Znać jego imię, to jedyne, czego w tej chwili pragnęła.
- Tak? A myślałem, że po prostu podają tu dobrą kawę.
Coraz więcej papierosowego dymu, głośnych rozmów. Śmiechów i urywek zdań, dochodzących z sąsiednich stolików.
- Rozumiem, że teraz moja kolej - odezwała się po chwili kobieta.
- Czekałem, aż pani zrobi jakiś krok.
- Jak to jest, że artysta nosi elegancki garnitur?
- Nie wiem. Proszę zapytać jakiegoś artysty. Pali pani?
- Od czasu do czasu.
Mężczyzna sięgnął do kieszeni przewieszonej przez poręcz fotela marynarki
i zaproponował papierosa. Ona jednakże odmówiła.
- Więc nie tym razem?
- Nie.
- A kiedy zwykła pani palić? - zapytał, prawie drwiąco.
Przez chwilę zastanawiała się, co odpowiedzieć. W końcu usłyszała, jakby
z zewnątrz, jakby to nie jej usta mówiły:
- Kiedy czuję się niekochana.
Mężczyzna nic nie odpowiedział, ale ledwo dostrzegalne drgnięcie jego ust ujawniło zaskoczenie. Miłe zaskoczenie.
- Czy jest pani z kimś związana? - zapytał, zmieniając ton na głębszy, jakby bardziej męski. Schował papierosy z powrotem do kieszeni.
- Nie - odpowiedziała szybko. Znów za szybko.
- Ciekawe. Taka piękna kobieta powinna przebierać w kochankach.
- Przebierać w kochankach, ale nie być z kimś związaną - zripostowała.
- Och, rozumiem już, dlaczego nie.
Nagle, przy sąsiednim stoliku nastąpił wstrząs. Młody mężczyzna, w trakcie kłótni
z sąsiadem, walnął pięścią o blat z takim impetem, że filiżanki głośno zabrzęczały o spodki,
a jedna z nich spadła na ziemię. Dźwięk tłuczonej porcelany wypełnił uszy wszystkich obecnych w kawiarni. Po tym nastąpiła kilkusekundowa cisza, niezmącona niczym, prócz cichej muzyki jazzowej, sączącej się niewyraźnie z głośników. A wśród niej jedno jedyne:
- Mam na imię Elena.
Zrobiła to bez większego zastanowienia. A efekt osiągnęła bardziej piorunujący, niżby zdołała sobie zaplanować. Na chwilę wszystkie twarze, nie tylko tajemniczego "pana", zwróciły się w jej stronę. "Mam na imię Elena", "Mam na imię Elena". Wydawało się, że są to jedyne istniejące na świecie słowa.
- Eleno. Chciałbym cię namalować.
No.
A teraz jeszcze te.
*
- Nie jestem artystą, nie mam własnego atelier - mówił, przekręcając klucz w zamku.
Zaproponował, by poszli do jego mieszkania, a jednocześnie - chwilowej pracowni. Chwilowej - dopóki czegoś nie wynajmie. Jak na człowieka, który chodził w dopasowanym garniturze i lubował się w ekskluzywnych kawiarniach, urządził się niezbyt luksusowo.
- Nic mi to nie przeszkadza - powiedziała Elena, przekraczając próg niezwykle skromnego, ale i schludnego mieszkania. - Widzę, że wprowadziłeś się niedawno.
- Nie, pięć lat temu.
Białe ściany, jasny drewniany stół i kilka krzeseł zapełniały salon. Książki, które leżały na niskich półkach wyglądały na nigdy niedotykane. Pod światło można było zobaczyć kurz, który je pokrywał. Sofa w rogu pomieszczenia wyglądała wprawdzie na nową, ale biała jak wszystko wokół - potęgowała uczucie sterylności.
- Rzadko tu jednak bywam. Ciągle jestem w podróży. Proszę, rozgość się.
Elena przysiadła niepewnie na brzegu sofy, a mężczyzna zniknął w głębi drugiego pomieszczenia.
- Przyniosę farby! - krzyknął stamtąd.
Przez wysokie okna wpadało jasne światło. Całe pomieszczenie było w nim skąpane. Brak firanek skutecznie to ułatwiał.
- Doskonałe oświetlenie! - krzyknęła głośno w stronę lekko uchylonych drzwi drugiego pomieszczenia.
- Tak, wiem. - Mężczyzna wyszedł zza nich, niosąc w naręczu farby i wielki blok.
"No tak, blok" - pomyślała Elena, nieco rozgoryczona. "Chyba nie należało się spodziewać płótna..."
- Proszę, usadow się, Eleno, tak, jak ci wygodnie. Powinnaś czuć się swobodnie. Podczas portretowania nie możesz się ruszać, ani mówić.
- A oddychać?
Mężczyzna puścił sarkastyczny ton mimo uszu.
- Proponuję, byś bardziej zagłębiła się w sofę. Lekko zwróciła twarz w stronę okna, ale patrzyła się na mnie. I odgarnęła choć trochę tych swoich pięknych orzechowych włosów
z twarzy.
Kobieta usłuchała go, acz z nieco powątpiewającą miną. Czuła się coraz bardziej nieswojo. Rozważała, jak to było w ogóle możliwe, że jeszcze kilkanaście minut temu uznawała portretowanie jej osoby za coś elektryzującego. A tajemniczość nieznajomego - śmieszne wręcz - za dobry omen
- O, tak, teraz idealnie.
Mężczyzna ustawił blok o oparcie krzesła tak, by Elena nie mogła ujrzeć nawet jego skrawka, a farby ułożył sobie na kolanach. W skupieniu naniósł pierwsze plamy i linie wprawnymi pociągnięciami pędzla. Nie wydawał już więcej poleceń, jedynie raz czy dwa zdarzyło mu się powiedzieć, ale to jakby do siebie:
- No, proszę, uśmiechnij się choć trochę. Tak oczami...
Od kiedy zaczął ją malować, w pomieszczeniu zaległa kompletna cisza. Nasączona była ona jednak tym razem skupieniem i uwagą. I czymś jeszcze. Od czasu do czasu, przerywana dźwiękiem bardziej smagłych pociągnięć pędzla i westchnieniami, nie stawała się jednak męcząca.
Elena starała się przybrać na twarzy najbardziej dumną minę, jaką potrafiła. Co chwila zapominała się jednak z inteligentnym marszczeniem brwi i delikatnym wydymaniem ust.
- Eleno - powiedział w pewnym momencie "malarz". Kobieta niemalże podskoczyła na dźwięk swojego imienia. - Eleno... - powtórzył.
Nie odezwała się. Jedynie lekkie napięcie odmalowało się w jej oczach.
- Nie znam nikogo, o takim imieniu. Piękne. Jak i ty. Jesteś piękna.
Nie był to żaden nadzwyczajny komplement. Elena słyszała go dość często, ale nigdy jeszcze nikt nie wypowiedział go tak... inaczej. Miękko. Intymnie.
- Ja zaś mam dość pospolite imię. Dlatego wolałbym się z nim nie zdradzać. Choć wiem, że dalej chcesz je znać.
Potwierdziła to swoim milczeniem.
- Napewno znasz jeszcze kogoś, kto je nosi. Wolę jednak nie być kolejnym z tą plakietką... Chciałbym być twoim jedynym o tym imieniu.
Mężczyzna po raz ostatni dokonał poprawek przy portrecie. Zamknął z trzaskiem pudełko z farbami. Obraz gotowy. Elena odczytała to za znak, że może się końcu ruszyć. Jednak na powrót zamarła, słysząc:
- Chciałbym być pani tym jedynym.
Energicznym ruchem odwrócił portret ku niej.
Był zdecydowanie niesamowity. Piękny. I wcale nie wyglądała na nim dumnie. Raczej... tęsknie.
Wyglądał jak fotografia, to przez te odcienie szarości. Doskonale komponował się również z wieloma innymi portretami, wywieszonymi w kawiarni.
- Karolu, proszę, podaj mi papierosa.