
Marta Lasota
Użytkownicy-
Postów
47 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Marta Lasota
-
Nie- ja doskonale sobie zdaję sprawę, ze gdy komentuję moja składnia jest okropne. W opowiadaniach staram się to nadrabiać, a w komentarzach takie 'niepoukladanie' jest odzwierciedleniem mnie. I jakoś nie potrafię tego rzucić, wyrzucić. o tak.
-
Jeeej. Podoba mi się, dlaczego to tylko opowiadanie! Jak dla mnie to i książke mozna napisać. Ale jakbyś napisala jakąś i wydaliby ją, to koniecznie daj mi znac, tak? Kupię ją, przeczytam i ustawie na mojej półce z książkami (;
-
a, nazywam tak, bo to moje i jako, ze w glowie troche ulozylam sobie pare wiadomosci o moich bohaterach, to wlasnie mial być przyklad złych decyzji. no, ale kazdy moze interpretowac w sposob dowolny, jako, że dalszysz wiadomości brak.
-
Zabobon, uroki, niewidzialność
Marta Lasota odpowiedział(a) na zenza utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
moja babcia zawsze mówi, że są ludzie, którzy mają 'popie oczy'- chyba tak to się pisze. całkiem zgrabnie, czasami trochę bym pozmieniała: "Pan Kazik trudnił się czarownictwem, kiedyś pod sklepem, w przypływie dobrego humoru zdradził mi recepturę na stanie się niewidzialnym." na przyklad tu zrobilabym dwa zdania, by wyglądało lepiej. ale jest dobrze, podoba mi się, mogłabyś/mógłbyś bardziej to rozbudować, za szybko się wszystko dzieje. o. -
w ogole cos mało się tu nas zrobiło ostatnio. trochę nad tym ubolewam.
-
Siedzą przy stoliku w maleńkiej kawiarni i starają się słuchać siebie nawzajem. Ona ma dwadzieścia pięć lat. Ze zdenerwowania ciągle miesza łyżeczką w pojemniku z cukrem. Bez niego nie wiedziałaby, że: Bruno Schulz był również malarzem, dziecko po urodzeniu się widzi odwrotnie, gwiazdy mrugają, bo oddziałuje na nie ziemska atmosfera, a nazwa firmy ze sprzętem elektrycznym- „Phillips”- nie musi kojarzyć się jedynie z imieniem byłego chłopaka. Może kojarzyć się z ogromnym telewizorem, oglądaniem „Casablanci” nad ranem i okruchami na pościeli. On ma dwadzieścia osiem lat. Ze zdenerwowania gniecie mankiety swojej nowej koszuli. Bez niej nie wiedziałby, że: istnieją jednorazowe komórki, niegrzeczni mężczyźni są najbardziej pociągający, kobieta może być zdenerwowana również po okresie, a delikatny beż w połączeniu z żółcią daje kolor ecru. Natomiast wie, że barwa ta jest rozróżniania jedynie przez kobiety. Trzeba mieć chociaż minimalną władzę nad drugim człowiekiem by sprawić, żeby był przy nas przez jakiś czas. Są ze sobą od dwóch lat, trzech miesięcy, pięciu dni i dwóch godzin, zatem jak wielką władzę mają nad sobą? Oboje zastanawiają się czy to jeszcze miłość czy już przyzwyczajenie. A jeśli przyzwyczajenie, to czy pod nim kryje się również miłość? Kochał ją drobiazgowo, bo i od drobiazgów zaczęli poznawać siebie. Wiedział, że ona: gdyby tylko mogła używałaby jedynie męskich perfum, kocha stare filmy, kupiła sobie okulary, chociaż nie ma wady wzroku i robi supły na włosach, gdy się z czegoś cieszy. Poznał ją w pociągu do Warszawy, gdy potknął się o jej walizkę i ubrudził zabłoconymi butami różne części jej kobiecej garderoby. Nie krzyczała na niego, nawet przez chwilę nie była zdenerwowana. Położyła walizkę obok siebie i bez pośpiechu zaczęła składać swoje ubrania. Cały czas uśmiechała się do niego, a on wiedział co ma mówić. Chyba to była jedyna różnica. Kiedyś przez przypadek przeczytał kawałek wiersza, nad którym pracowała. Jedno zdanie przykuło jego uwagę: „Boże, dlaczego jego widok wcale mnie nie peszy.”. I ta kropka na końcu. Jakby to było oczywiste, zatwierdzone, ułożone, proste. Pokochał ją dopiero, gdy przeczytał ten wiersz w całości. Ona natomiast szukała kryjówki przed wścibskim wzrokiem swojej matki, nachalnym zachowaniem byłego chłopaka i ciągłymi pytaniami ciotek. Nie szukała człowieka, szukała schronienia, a to się równało ze związaniem się z kimś, na kim nigdy nie będzie jej zależeć. Była wściekła, gdy ten mężczyzna zniszczył jej wszystkie ubrania, ale zauważyła w tym dobry początek. Początki właśnie takie muszą być- trochę tragiczne, a dla niektórych romantyczne. Parę miesięcy później wiedziała już, że on: boi się, że kiedyś wypadną mu wszystkie włosy, nie czyta „Playboya”, nienawidzi opery i ma fotel, na którym nie pozwala nikomu siadać. Dał jej ten fotel w prezencie na urodziny wraz ze złotymi kolczykami. Wtedy właśnie się w nim zakochała. Są rzeczy ważniejsze od rzeczy stałych- oboje nie mieli wątpliwości, że ich czas się kiedyś skończy. To jak wiedzieć, że przegrało się ze śmiertelną chorobą. Tylko oni nie robili szalonych rzeczy, nie skakali z mostu do głębokiego jeziora i nie nazywali gwiazd swoimi imionami. Film, który stworzyli wspólnie właśnie się skończył, kwiat, którym się opiekowali umarł, a serial, który zawsze oglądali razem przestał być emitowany. - Do widzenia.- Wydawało by się, że ten koniec powinien być zupełnie inny. Na zakończenie nie powiedzą nic więcej, ponieważ są wyczerpani- padło dziś tak wiele słów. Potem będą tego żałować, a w głowie ułożą kilka scenariuszy idealnego rozstania. Powiedzieli „do widzenia”, bo wtedy było to w dobrym guście. Przecież rozstawali się kulturalnie, a „do widzenia” było grzeczne, idealnie maskowało wielość uczuć, a co najważniejsze pozwalało wyjść z tej sytuacji z „twarzą”. Oboje przez chwilę czuli się wygrani. Żadne z nich nie skompromitowało się przed drugim. Dopiero potem doszli do wniosku, że najwyższe miejsce na podium jest tylko złudzeniem, bo te mistrzostwa przegrali.
-
no, no. muszę napisać, ze czyta się przyjemnie i lekko, dzieki czemu ja moge sie zastanowic nad przeslaniem tekstu. a bardzo mi sie podobala stanowcza kobieta, jak rowniez stawianie warunkow. dobry pomysl, w bardzo dobrym wykonaniu.
-
kolega chyba się dołuje! (;
-
oczywiście, ze można skrytykować. nie jestem tu tylko po pochwały (;
-
tak bardzo lekko i przyjemnie czytało mi się ten tekst. i chciałabym dojść kiedyś do takiej lekkości jaką prezentujesz. moja mama mówi zawsze: "zazdraszczam". tak ja właśnie teraz "zazdraszczam" i jedna uwaga. ja naprawdę uwielbiam pospolitość imienia Filip (;
-
tak- moje przecinki są w opłakanym stanie. ======= - Zaczekaj! Aneta, proszę cię. Zaczekaj.- odwraca się na chwilę i już wiem, że wygłosi jeden ze swoich monologów. Widzę to wszystko w spowolnieniu- zawsze tak jest, gdy za moment znowu przytłoczy mnie swoimi „różnobarwnymi” słowami. - Adam. Wytłumacz mi coś, bo chyba jednak się nie zrozumieliśmy. Jak bardzo „jakimś” trzeba być by tu znowu pasować? Przecież ja nie proszę o brak akceptacji. Prowadzę bitwę z paroma rzeczami, które jednak mi się nie udały. To cholernie smutne, ale ja walczę ze swoją przeszłością, a dokoła wszyscy o swojej zapominają. Zrozum to- już bardziej zmienić się nie potrafię. Wiesz, dzisiaj pomyślałam, że dostosuję się do ładu panującego w tych czterech ścianach i sprawię, że po pewnym czasie ład ten stanie się taki mój. Bo przecież jestem elastyczna, bo przecież świadomie nie skazuję się na samotność. I mimo, że mam wiele wątpliwości, to robię to- najpierw dla siebie, potem dla Ciebie. Zaczynam być bardziej ludzka, nie rozumiesz tego? Jeszcze przez chwilę na mnie patrzy. Wiem, że oczekuje. Jej zielone oczy świecą w ciemności i widzę tylko te oczy. Spuszczam głowę na znak rezygnacji i po chwili słyszę jak odchodzi. Jak mam jej powiedzieć, że właśnie przez to, co robi jest najbardziej ludzkim człowiekiem jakiego znam? Spoglądam w niebo i nie widzę księżyca, dlatego wyciągam z kieszeni spodni paczkę papierosów na specjalne okazje. Ta noc musi być czymś przypieczętowana. Gdy podnoszę głowę widzę oddalającą się sylwetkę Anety i zastanawiam się, czy choć raz się obejrzała. "Pewnie nie."- myślę- "Demonstracja sił musi być". Czuję czyjąś rękę na ramieniu: - Adam, wracaj do środka. Zostaw ją. Przecież wiesz jaka jest. Agata też wie. Ale to ona pierwsza zapomniała o Anecie, gdy zapomnieć nie można było. Czuję się winny. To ja prosiłem by znowu tutaj wróciła. Dopiero teraz widzę zmianę jaka zaszła w Anecie i we mnie. - Przepraszam cię, ale ja też już pójdę.- wyrzucam papierosa, jeszcze raz spoglądam w niebo, jakbym szukał czegoś utraconego i żegnam się z Agatą. - Adam, zaczekaj chwilę.- odwracam się i patrzę na nią. Stoi oparta o lampę i wygląda tak jakby zaakceptowała swoją rolę na deskach tego teatru. Gdy wypowiada słowa, jej głos jest spokojny. – Doskonale wiem, że tak nie postępują przyjaciele. A przynajmniej ludzie, którzy pozornie się ze sobą przyjaźnią. Wtedy jedynym ratunkiem dla mnie było zapomnienie. Poza tym wszyscy oprócz ciebie uciekli. Odeszliśmy, bo baliśmy się patrzeć na chwilę, w której umrze. Nie baliśmy się zapachu leków i jej okropnej bladości. Baliśmy się chwili śmierci, a że nie wiedzieliśmy kiedy ona nastąpi postanowiliśmy odejść przed. A ona tego nie rozumiała. Uważała nas za tchórzy, a my nimi byliśmy. Wiedzieliśmy, że gdy będzie umierać, to tylko z lustrem w ręku. – zrobiła krótką pauzę i ciągnęła dalej. Postanowiłem jej nie pomagać.- I wtedy było nam przykro, że potrafi nas od razu skreślić, bo nie wiem czy wiesz, ale większość z nas planowała wrócić i myślałam, że ona jest tego świadoma. A dzisiaj, gdy stanęła w drzwiach mojego mieszkania, to byłam niezadowolona, bo uznałam jej przyjście za przeprosiny, a to ja pierwsza powinnam przeprosić. - Myślisz, że Aneta miała wtedy czas na dawanie drugiej szansy? Agato, ona się zmieniła. Stare zasady już nie obowiązują. Nie jestem pewien, czy cokolwiek tu obowiązuje. Musisz dotrzeć do niej od nowa. Masz na to czas? Tym razem nie możesz tego zostawić- nie może być to skończone jedynie w połowie. Agata nic już nie powiedziała, więc odszedłem. Nie było sensu tłumaczyć tego, że Aneta nigdy ich nie skreśliła, a za jedynego tchórza uważała samą siebie, bo czasami w nocy bała się zasnąć. Ja też jestem tchórzem, bo czasami w nocy płakałem.
-
poemat o Zofii
Marta Lasota odpowiedział(a) na Boskie Kalosze utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
szczerze, nie słyszałam, ze kazda miłość jest pierwsza. słyszałam jedynie, że pierwsza jest najsilniejsza. no i jeszcze czytałam wiersz Wisławy Szymborskiej, gdzie było napisane: "Przepraszam starą miłość, że nową uważam za pierwszą." a jak dla mnie bohater tego fragmentu już przegapił swoją szansę. no, a przynajmniej tak by było prawdziwie. -
poemat o Zofii
Marta Lasota odpowiedział(a) na Boskie Kalosze utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
bardzo podoba mi się ten fragment. porównania gdzieniegdzie za długie, co przeszkadza w dynamicznym czytaniu tekstu. z drugiej strony- mogłabym przeczytać oto taką książkę. szkoda, że tak mało. -
Kolejny pracowity dzień
Marta Lasota odpowiedział(a) na Rhiannon utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
no, no. jasne, że świątecznie. tylko, ze mi tu ktoś chce wmówić, że święty z Laponii istnieje! 3 dni w roku możemy w to wierzyć. trochę kolokwializmów. -
mały początek mój.
Marta Lasota odpowiedział(a) na Marta Lasota utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
akurat tego bardzo, bardzo nie chcę przerabiać. no i jeszcze raz- dzięki. -
mały początek mój.
Marta Lasota odpowiedział(a) na Marta Lasota utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
z przecinkami- faktycznie mam problem. to jest prawda znana od dawna. jesli chodzi o powtorzenia- były one specjalne. nie wiem, czy chciałabym wytlumaczyć wszystko czytelnikowi. wolność interpretacji. chyba to, to. dzięki wielkie. -
Niedziela w domu
Marta Lasota odpowiedział(a) na Tatiana Morozko utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
zaczytuję się. -
Nieobecność nad ranem
Marta Lasota odpowiedział(a) na Tatiana Morozko utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
czuję uczucia. -
Dalszy ciąg starej historii (Zofia Ryncka)
Marta Lasota odpowiedział(a) na Wanda Szczypiorska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
ten styl coś mi przypomina. podoba się. -
czy to, że w pierwszym akapicie jest jedno długie zdanie jest zamierzone? Jeśli tak, to stanowczo to zmień. Historia o niczym. Wątpię.
-
mały początek mój.
Marta Lasota odpowiedział(a) na Marta Lasota utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Pytanie jedyne słyszne tutaj. Robić z tym coś dalej? Krytyka niesamowicie mile widziana. „Niemożliwe zawsze takie jest”. Klaszczesz w dłonie, układasz kawałki domina, tak by pozbyć się wszystkich, otwierasz parasol na deszczu, który wyrywa Ci wiatr , czy oglądasz stare budynki przechadzając się po mieście. A to wszystko... „Niemożliwe zawsze takie jest”. I nie wiem czy do was to trafiło, tak samo jak nie wiem czy wy również potykając się na nierównym chodniku zastanawialiście się nad tym. Bo ja tak. Wielokrotnie, podczas swoich wędrówek, przystawałam przy wielu ścianach. Wydłubywałam z nich kawałki cementu, a potem starałam się wsadzić je z powrotem. Zawsze pasowały. Zawsze ściana wyglądała już inaczej. Niemożliwe jest by włożyć ten kawałek w idealny sposób. A Tomek zawsze pyta. Nie wiem po co mu te pytania. „Pytania z rana”, bo i rano telefon odzywa się najczęściej. A godzina ósma zawsze zarezerwowana jest dla Tomka. I bardzo mnie to denerwuje, bo to żadna wiedza mieć pytania. On zna pytania, ale brakuje mu odpowiedzi. - Ale mi o godne odpowiedzi chodzi. O odpowiedzi godne moich pytań. – tak, tak mi mówi. I drugie tak- świetnie trafił. Przecież ja godność mam pod skórę wszytą. Moją godność ja niemalże personifikuje, dla celów niewątpliwie wyższych. I co to znaczy? „Odpowiedzi godne moich pytań?”. Pytania każdy może zadać. Godne, godniejsze, najgodniejsze. Głaszczemy swoją próżność. I jak to zazwyczaj bywa, gdy my zadajemy sobie pytania, ktoś zaczyna nas pytać o to samo. I wtedy na mojej twarzy pojawia się zdziwienie bo: „ktoś tu niebezpiecznie czyta w moich myślach”. Powrócenie do normalności trwa dosłownie sekundę. Potem już jestem spokojna, bo nawet bym chciała tego czytania myśli. Moich myśli. A Tomek pyta i ja się dziwię, że po tylu latach i odpowiedziach jak zawsze niegodnych, on dalej nie traci nadziei. Godna głupota. Pożałowania godna. - Czy niemożliwe zawsze takie jest?- O! Pomyślałam, że może raz ustawienie budzika na 7:55 nie było ostatecznie zbędnym wciskaniem guzików. - Możliwości jest wiele- tak. Zabawa z Tomkiem, a raczej Tomkiem. - Marta, ale ja oczekuje... - Tak, oczekujesz godnych odpowiedzi, które nie będą w żaden, nawet najbardziej minimalny sposób, uwłaczały twoim godnym pytaniom. Znam to na pamięć, wiesz? Zastanawiam się czasami jak wiele osób musiało się tego nauczyć na pamięć, a jak wiele z nich ruszało wargami, gdy ty wypowiadałeś te słowa. - Pieprzeni naśladowcy. Wszyscy są tacy sami. Mam czasami wrażenie, że ich oczy wędrują dalej za mną. No, wiesz. To tak jakby oni chcieli wyrwać z moich rąk moje malutkie odpowiedzi. - No! To jednak jakieś posiadasz. Swoją drogą. Gdzie teraz jesteś? - Największe miasto świata. – zapomniałam powiedzieć, że Tomek podróżuje w poszukiwaniu swoich godnych pytań. Parę lat temu zainwestował kilka tysięcy złoty w akcje, wtedy jeszcze, mało znanej sieci telefonów komórkowych. Dzisiaj średnio co czwarty Polak posiada telefon tej firmy, a Tomek średnio co 4 tygodnie przemieszcza się z jednego miasta do drugiego. Chyba z tej zazdrości ja nie mam komórki. Za to mam kartki. Średnio co cztery tygodnie. - Wrócisz? - Na razie nie planuję. - Wiesz, że to było moje godne pytanie? - Marto, a co z tym niemożliwym?- tutaj zastanowiłam się chwilę, bo ja ciągle w swoich pieszych wędrówkach, zastanawiałam się czy niemożliwie zawsze takie jest. Rozpatrywałam wiele przykładów, odwoływałam się do psychologii, okultyzmu, czy wydarzeń, o których słyszymy na co dzień. Ale przez ten cały czas, nawet przez chwilę, nie zastanowiłam się jak ja bym odpowiedziała na to pytanie. Teraz doszłam do wniosku, że bardzo potrzebuję odpowiedzi. - Tak, wydaje mi się, że zawsze takie właśnie jest. – i zrobiło mi się nagle gorąco. Bo jeśli ja tak myślę, to dziecka wie mnie już ani krzty. Nawet dorosłego mało. Ja już stara jestem.- A tak w ogóle, ja bardzo nie lubię tych twoich pytań. Ja tak bardzo ich nie lubię, bo często próbuję wykrzesać z siebie cuda, po to tylko by ci zaimponować wiedzą, o której nie mam pojęcia. To podobnie jak z szyciem na drutach. Tylko, że u ciebie oczka spadają mi o wiele szybciej. - Najgodniejsze odpowiedzi zawsze otrzymywałem od Ciebie. Tylko ty potrzebujesz czasu. Powtórzę się jeszcze. – i odłożył słuchawkę. Cholerny znak zapytania. Chciałabym żeby on kiedyś przestał to robić. Jest moim najlepszym przyjacielem, a zadaje pytania, które nie są ani trochę fajnie. Bo ja nic nie wiem. Już dawno doszłam do wniosku, że bardzo mało wiem. I tej wiedzy, o której ja mówię nie da się rozszerzyć. Bo tak naprawdę pięknie mówić można tylko od czasu do czasu. Mieliście kiedyś wrażenie, że macie tyle do powiedzenia, a pewne osoby wam to utrudniają? No może źle się wyraziłam. Zwyczajnie was hamują. ***** - Żebym chociaż w połowie wiedziała, co to wszystko znaczy, żebym wiedziała chociaż w mniej niż połowie, czym będę jutro i czy ja się zmieniam, czy to może otoczenie robi sobie ze mnie żarty. Może, ktoś, gdzieś, tam ciągnie za moje sznurki! No wyobraź to sobie: „teraz pociągnę Cię za sznurek o nazwie ‘płacz’ i będę ciągnął tak długo, dopóki plamy na policzkach nie zostaną Ci przynajmniej na tydzień”. Zobacz, to takie łatwe do wytłumaczenia, a tak bardzo nierealne. Wszystko dzisiaj jest jakieś zamazane. Ale wiesz co? Mam nadzieję, że to jedynie dzisiaj, a jutro kontury się wyostrzą. - Marta, wariujesz. *****