możemy nauczyć uśmiech przegrania
mówić nie gdy tak jest pewne
i spokojnie czekać
na powroty w te miejsca
nie nazwana grawitacja przyciąga
rozrzucone po ziemi owoce
na życiodajne konary
dobrego i złego
nożem była nieuwaga
katem zamyślenie
wiem
kiedyś trzeba odejść
by powrót smakował soczystym jabłkiem
Karpie nie lubią świąt
Nie ma się czemu dziwić
A wszystko wzięło się stąd
Że niby co wtedy wypić
A karp król bez wody
Śmierdząca sprawa
Ubywa świeżości mu od głowy
Jak niektórym z prawa
Karmią grochem z kapustą
Ucho barszcz czerwony zalewa
Śledzika słonego ledwie musnął
Nie takiego chciał chleba
Łaskoczą nożem po gardle
Zdejmują z grzbietu srebro
Pyłu białego dają garście
By usmażyć go na miękko
Pływa po narodowej fali
Ruchu modnym jak sami wiecie
Lepsze są pierogi z rydzykami
Niż karp po żydowsku w galarecie
Z dala od takiego święta
W wannie myśli nadal ponury
A przez szybę się uśmiecha
Księżyc w birecie dumnym