otuliły mnie nagie konary wierzby samotnej w szarości
paznokciami wbitymi do krwi w dzień nieistotny
taki dzień w którym smutek nabiera ostrości
kot szaroburym ogonem jesień zamiata za sobą
ziewnąłeś
tak jesiennie jak niedźwiedź gdy snu się otula pierzyną
wargi trzepoczą nierówno skrzydłami kruka za oknem
mokre od płaczu niebo chmurą gradową uśpione
na dywanie podgniłych smutków lirycznie
poeta gdy wiersz pisze szeptem