Ogród twoich zmysłów przyzywa mnie
po imieniu którego nie pamiętam
spojrzenie rozpalonego węgla oczu
napełnia cichą rozkoszą wstydu
okrywam się kwieciem dziewictwa
kołysze mną wiatr w gałęziach zagubiony
oko błękitu okrywa szczelnie płaszczem nocy
jutrzenka zwilża kroplą rosy moje ciało
prężę się pod dotykiem twoich dłoni
niby kot skóra cierpnie rumieni się
przyzywasz i czekasz tak spokojnie
chcę się poruszyć nie mogę
korzenie zbyt głęboko osadzone
szarpie się boli tak bardzo
zrywasz owoc tego bólu piękny
smakujesz krzywisz się z obrzydzeniem
owoc jest gorzki
wycięto mnie z ogrodu twoich zmysłów
nie słyszę już imienia które nie było moim
Jesteśmy wolni,
Możemy iść,
Nie pytając o zgodę,
Od rana pić,
Ze źródła życia,
Pełnego łez,
Straconych chwil,
Nieprzebytych dróg,
Wypłakanych deszczy,
Przelanych mórz,
Rzucić na szalę
Rzeki bieg,
U podnóża stanąć,
Na szczyt wejść,
W imię miłości
Szczęścia się zrzec,
Zapomnieć o życiu,
Do nieba biec.
nie widzę
bo oczy zamknięte
wstęgą ciemności owiane
progu przekroczyć nie mogą
nie widzę
bo oczy otwarte
jasności nożem
ugodzone
nie widzę
bo z przymrużeniem oka
tylko szarość zobaczę
nie widzę
bo nie chcę widzieć patrzeć dostrzegać
nie widzę
bo za bardzo chce zobaczyć
nie mogę zobaczyć
jeśli Ty nie zechcesz…