Przez wykusz sumienia uchylony
Nocą późną z wolna się zakrada
Jak gość nieproszony
Solipsystyczna szkarada
Pokraczna chimera
Snów persona non grata
Na mej spoconej szyi
Niczym na taborecie siada
Ściska mocno
Jej ciężar dech zapiera
Szponami czarnymi
Wilgotną skórę rozdziera
A o świcie odchodzi
Ten karzeł zły - prześmiewca
Z oddali zawsze zawoła:
!Hasta pronto!
Lubię wtedy wstać wcześnie...
Gdy słońce choć jeszcze nieśmiałe
Dostatecznie już chętne,
by ogrzać
Od samotności chłodu
- zziębnięte ciało