Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Marek Rybicki

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Marek Rybicki

  1. Szyna chleb mąka nóż decha biorę to i nakrajam i jem żuję to posapuje oczami wywracam skroń mi sie rusza żrę wpieprzam wpierdalam posapuję uszy mi sie trzęsą pocę się jem to szyna bohen szczypior smalec nakrajam jem wołowato mi chamsko dobrze mi syty jestem
  2. Gdy napiszę coś a potem to przeczytam i stwierdzę, że to nie to ale z czymś co jest kluczem do tego co we mnie to sie cieszę i jestem dumny nawet jak tyczy się czegoś czego na drugi dzień czuć już nie umiem.
  3. Panie Boże siedzisz tam, na górze i bawisz się spłuczką A ja taki mały, że mylisz mnie z kasztanem gramolę się i próbuję wyjść z dziury o którą Ty się potykasz Panie Boże jesteś taki milczący nic mi nie powiesz nie zaśmiejesz się nie krzykniesz nawet Dałeś mi wolną wolę a ja, nie wiem co mam z tym zrobić Gdybyś chociaż zwrócił moją głowę w Swoją stronę gdybyś nawet małym kamyczkiem naznaczył drogę jaką mam iść wtedy, byłoby mi łatwiej Milczysz... mylisz mnie z kimś innym jesteś jak nauczyciel który nie pamięta imion swoich uczniów a ja... ja nie jestem ważny.
  4. Jezu, jaki jestem stary Jezu, jaki głupi jestem żyję na tym świecie przesadzany wciąż z grzędy na grzęde uczony przez los, którym ty jesteś uczony, że rany być muszą bo są symbolem oznaką życia dowodem prób A ja siedzę i patrzę na dziurę w ręku i się dziwię spoglądam na strup borodowy jakby to był prom albo lotniskowiec zdrapuję mam zabawkę z krwi płynącej Potem ją wsysam ustami i dziwię się czemu smakuje jak żelazo
  5. Przyznaję się do puszczania bąków w wodzie przyznaję, że czasami wypić lubiłem i przepraszam, że przyznawałem się zamiast po prostu naprawiać Ale teraz, Panie Boże patrzysz na mnie widzisz z góry coś gołego i nie wiesz czy to jajko czy kamień albo kawałek czegoś A to ja jestem z zębem dziurawym z cielęcym wyrazem twarzy głupi pełen pokory stary i stojący w miejscu bo, przyznawałem się tylko całe życie.
  6. Marek Rybicki

    Porady

    Radzisz mi jak mam pisać wiersz mówisz gdzie postawić przecinek albo kropkę To może powiedz mi jeszcze jak mam kochać albo jak pierdziec mam- lepiej za cicho czy za głośno ? może powiedz kim jestem albo jaki jestem zgadnij gdzie mam kibel zgadnij jak pachnę powiedz ilę słodzę i stwierdź, że o łyzkę za mało sram na rady
  7. Jestem młodym człowiekiem Urodziłem się w starym mieście i uczyłem się od mądrzejszych ludzi. Wypowiedziałem pierwsze słowo poszedłem do szkoły nauczyłem się co znaczy "być człowiekiem" nauczyłem się co to "pokój i prawda" Zostałem wychowany przez tych którzy wówczas stali wyżej niż ja wzrokiem mogłem sięgnąć Byłem pokorny Nie pyskowałem Nie myślałem za wiele pochłaniałem wszystko- po prostu... Teraz, jestem wciąż młody i wciąż mieszkam w tym samym, coraz starszym mieście ludzie wokół mnie pobledli moja matka stała się smutną kobietą mój ojciec zgredem trzymającym pilot a mądrzy ludzie, od których się uczyłem nie są już mądrzy. Oglądam telewizję, czytam gazety... Ci wszyscy nauczuyciele wręczyli mi klucz który nie pasuje do żadnych drzwi. Nauczyli mnie patrzeć- więc patrzę. nauczyli jak stawiać litery- więc piszę nauczyli mnie, że własne zdanie to nie grzech. -więc, sprzeciwiam im się. Teraz, piszę słowa których nikt nie czyta buntuję się po kryjomu patrzę na świat i widzę nie-człowieka nie-pokój nie-prawdę. I gdzie tu nakuka ? co z tego, że jestem młody ? że "mogę wszystko"... Mój młody, użyteczny umysł chłonie gorzkie nauki Moje sprawne nogi toną w bezruchu, w ciemnym pokoju Wrażliwość którą zdobyłem spawia mi ból Miłość, którą niedawno, cudem zostałem obdarowany niedługo też minie, przeze mnie... Zamieniam się powoli w moją matkę w mojego ojca. Kiedyś chciałem być strażakiem teraz wiem, że nie będę gasił płonących lasów. Będę zwykłym, szarym człowiekiem chorym, przygrabionym bez niczego. Zadręczony przez los będę odchodził od zmysłów zdziecinnieję i wrócę do samego początku kiedy nie potrafiłem wykonać samodzielnego kroku kiedy nie umiałem wykrztusić z siebie słowa i kiedy jeszcze nieczego nie wiedziałem...
  8. Pamiętam tego faceta, trzymał w ręku Pismo Święte był chyba biznesmenem, wracał z Warszawy do swojego domu niewielkie okulary, bujna czarna czupryna lekki zarost i telefon, którym ciągle rzucał co chwilę zdradzały mi kolejne prawdy o nim Dziewczyna z boku czytała "cosmopolitan" obkupiona w galeriach niechętnie spoglądała na przedział wolała zajrzeć na 40 stonę- tam czekał na nią sweter, który już niedługo kupi Naprzeciwko mnie ktoś inny, człowiek z Częstochowy z dziurą w spodniach, patrzył na kazdego przyjaźnie Gdy wjechaliśmy w las, wszystkie kolory uległy zmianie płat światła ogrzewający podłogę z niamałą uporczywością nagle znikł a prześwity słońca zza liści dębów i jesionów wpadały przez okno, dekorując przedział tysiącem światłocieni Wtedy poczułem, że znajduję sie poza czasem poza wszelkim ludzkim westchnieniem Dziewczyna odłożyła "cosmo" spoglądając na las z zamysleniem biznesmen zostawiał swoje problemy na liściach klonu a pan z dziurą w spodniach kiwał głową i uśmiechał się do siebie Potem nagły powiew powietrza -ktoś otworzył okno koła uderzyły o szyny las nagle zamienił się w długie pole przepasane szosą dalej małe domki ogrody szczekające psy kulejący jamnik odgłos samochodu i kosiarki wszystko takie senne, ale już ludzkie Ledwo wyrwani z leśnej kontemplacji wkraczamy znów w świat "cosmopolitan" telefonu komórkowego i dziurawych dżinsów Spoglądam na twarze podrózników każdy znów zajęty powraca do cywilizacji Co zostało z tej ciszy leśnej ? która choć zagłuszana szumem pociągu przepływała głęboko do wnętrz Czy dziewczyna wyciągająca z torebki kolejne kolorowe pismo pamięta jak przed kilkoma sekundami zachwycił ją widok starej olchy ? Czy biznesmen czytający na głos Pismo Święte pamięta prawdziwy głos boży, docierający zza drzew ? Szybko urywam rozmyślania pocieram ręką o noc odgarniam z czoła kosmyk włosów wlepiam spojrzenie w ruchliwą jezdnię o, Wrocław...
  9. Pamiętam tego faceta, trzymał w ręku Pismo Święte był chyba biznesmenem, wracał z Warszawy do swojego domu niewielkie okulary, bujna czarna czupryna lekki zarost i telefon, którym ciągle rzucał co chwilę zdradzały mi kolejne prawdy o nim Dziewczyna z boku czytała "cosmopolitan" obkupiona w galeriach niechętnie spoglądała na przedział wolała zajrzeć na 40 stonę- tam czekał na nią sweter, który już niedługo kupi Naprzeciwko mnie ktoś inny, człowiek z Częstochowy z dziurą w spodniach, patrzył na każdego przyjaźnie Gdy wjechaliśmy w las, wszystkie kolory uległy zmianie płat światła ogrzewający podłogę z niamałą uporczywością nagle znikł a prześwity słońca zza liści dębów i jesionów wpadały przez okno, dekorując przedział tysiącem światłocieni Wtedy poczułem, że znajduję sie poza czasem poza wszelkim ludzkim westchnieniem Dziewczyna odłożyła "cosmo" spoglądając przez okno z zamyśleniem biznesmen zostawiał swe problemy na lisciach klonu a pan z dziurą w spodniach kiwał głową i uśmiechał się Potem nagły powiew powietrza -ktoś otworzył okno koła uderzyły o szyny las nagle zmienił się w długie pole przepasane szosą dalej małe domki ogrody szczekające psy kulejący jamnik odgłos samochodu i kosiarki -wszystko takie senne, ale już ludzkie Ledwo wyrwani z leśnej kontemplacji wkraczamy znów w świat "cosmopolitan" telefonu komórkowego i dziurawych dżinsów Spoglądam na twarze podrózników każdy znów zajęty powraca do cywilizacji Co zostało z tej ciszy leśnej ? która choć zagłuszana szumem pociągu przepływała głęboko do głębi Czy dziewczyna wyciągająca z torebki kolejne kolorowe pismo pamięta jak przed kilkoma sekundami zachwycił ją widok starej olchy ? Czy biznesmen czytający na głos Pismo Święte pamięta prawdziwy głos boży, docierający zza drzew ? Szybko urywam rozmyślania pocieram ręką o nos z czoła odgarniam kosmyk włosów wlepiam spojrzenie w ruchliwą jezdnię... o, Wrocław...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...