Patryk Szweda
Użytkownicy-
Postów
13 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Patryk Szweda
-
W starym ogrodzie mojej młodości zakopałem wiedzę pod topolą stałem się szczęśliwy jak orzech w drogocennej skorupie Tylko czasem owoce drzewa spadają wirując bielą dotykają mnie a ja w czystej rzece lodu widzę twarz błazna
-
Czekając na słońce
Patryk Szweda odpowiedział(a) na Patryk Szweda utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Proszę o komentarze. -
Czekając na słońce
Patryk Szweda odpowiedział(a) na Patryk Szweda utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Czekając na słońce łapie w ręce żółte gołębie Biegnę przez ogród burzy nie widząc ludzi w cieple czekających na ciepło Kim jestem? Jestem błaznem, głupcem radość sprawia mi słońce i deszcz -
Widok z mojego okna
Patryk Szweda odpowiedział(a) na Patryk Szweda utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Proszę o wskazówki dotyczące tego wiersza. -
Widok z mojego okna
Patryk Szweda odpowiedział(a) na Patryk Szweda utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Gdy zegar wskazuje godzinę zachodu dom napełnia się ciszą Zwykłą nie pobożną, nie straszną pełną małych perlistych dźwięków tłuczenia kotletów, krzyków dzieci, zalotnych śpiewów W takiej chwili wyglądam ciekawie przez okno zabrudzone z lekka przekonaniami Krzyż wystaje ze wzgórza jak szpecąca rana a na nim Syn Niewypowiedzianego Imienia nigdy nie złożony do grobu, nigdy zmartwychstały wiecznie na krzyżu Jego surowe, cierpiące oblicze odlane w żelazie łagodzą odrobine chmury o kolorze pyłu zielone drzewa i rozmowy staruszek u jego stóp Wygląda jakby zaraz miał zstąpić Boję się tej chwili -
Czekam niecierpliwie na jakiekolwiek komentarze.
-
W klatce siedzi On ogień, powietrze, ziemia, woda Człowiek pan swych nóg, niewolnik myśli i krzyczy: Kocham, kocham, kocham was wszystkich! I dlatego muszę zabić wszystkich! Sędzia o jego twarzy kiwa ze zrozumieniem Wart swej kary! Skazany na wieczność śmierci Prawdziwy nadczłowiek Upragniona bestia dzisiejszych czasów Zamknięty w hipnozie słów na czerwonej kanapie psychoanalityka wykrzyczał swe serce Stał się szarym człowiekiem Na odchodne mówi: Do następnego poniedziałku
-
Stare głazy śpiewają krótką pieśń gdy spadają w dół Pieśń o krwi i, spokoju prostego okrucieństwa pod Niebem zapomnianego sokoła wyschniętego strumyka człowieka który powstał i upadł Ale też o wschodach i zachodach odmalowanych wielkim błękitem, marmurową bielą, czerwienią z głębin ziemi narodzinach bezbronnych drapieżników wytrwałych roślin Tłumy nie słuchają słuchają jedynie głupcy, szaleńcy i Ci cisi, co widzą czas w całości Koniec oznajmia dźwięk uderzenia o ziemię, wodę, głowę, ciało Dotarcie do zrozumienia
-
Pierwsza linia jest niespokojna jak wąż na czarnym asfalcie Druga powolna i cicha niczym krople spadające w jaskini Ostatnia prosta, ciągnie się w nieskończoność Lekarz będzie wiedział, co z nimi zrobić
-
Fachowa miara Tnie wieczność na kawałki Aby było łatwiej Trudniej żyć Nawet wieczny tułacz ma dzisiaj zegarek
-
Tyle czasu mineło i ani jednego komentarza.
-
Oto przybyli Dumni i wzniośli Z umysłami Skalanymi zgubnymi ideami Na szczyt Góry najwyższej Wznieśli zaciśnięte pięści ku niebu Zakrzyknęli - Czemu? A ono trwało niewzruszone I odpowiedz Nie została im dana [sub]Tekst był edytowany przez Patryk Szweda dnia 22-05-2004 21:41.[/sub]
-
Niesie się ognista mowa Pod ołowianym niebem Rozpala w sercach ludzi Czarny płomień, nienawiści Podsycany Nadzieją i obawami Wykrzykuje ją Człowiek ze stali Bez sumienia I chorym sercem Na czas krótki Będzie panem Władcą absolutnym Na czas długi Zapisze się dotkliwie Niczym blizna Na kartach historii Krwawym inkaustem