Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Angela Begger

Użytkownicy
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Angela Begger

  1. ocean Twych oczu - dla mnie nie do zaakceptowania. Reszta ładana. Zgadzam się, że tekst zbyt rozciągnięty. pozdrawiam
  2. Angela Begger

    ...życie - ??

    Dla mnie to brzmi jak fragment opowiadania, a nie jak wiersz. pozdrawiam
  3. Każdego dnia daję jeden uśmiech więcej Wychodząc na zewnątrz zostawiam zmęczenie siwe włosy i zmarszczki pod kołdrą Kroczę jak opętana Alejami spotykam czas uwolniony z zatęchłych słoików Oswobodziłam ręce Biegnę na prawdziwych nogach ku młodym grudniowym bzom Sama kiełkuję pośpiesznie w międzyczasie Witam cię pogodo życia Zaklinaj
  4. Mój Bóg nie zszedł do mnie aby przemyć moje pijane oczy W ślepocie upojenia może nie było nic widać i umknął mi ten moment Ale nie czułam… Dziś trzeźwymi oczami widzę Go dookoła moich wszystkich niepotrzebnych i potrzebnych rupieci Mojej graciarni dni dobrych i ponurych, ociężałych chwil Nie planuję dziś wielkich zmian, Będę lub nie będę taka jak kiedyś, jak jeszcze wczoraj Ale przychodź do mnie i przemywaj mi oczy Tak abym widziała Obiecuję uwierzyć jako ślepiec W niedalekiej przyszłości wezmę całą niewiarę za śmieszną Nie moją
  5. Angela Begger

    Deszcz

    Z domu do ogrodu jak najszybciej! Piję z rynny Podstawiam twarz Muska mnie kropla po kropli Naturalny tlen prosto z pomarańczy i jabłek niedojrzałych z rozrzuconych pestek Potem, w mokrej sukience sponiewierana trochę po powierzchni kałuż krok po kroku w kierunku wróbli i przemokłych kur biegnę, skaczę oszołomiona Zaznaję wiatrów i pól W klatce piersiowej bije mi grad - siły natury nęcą mnie i wiodą Nie chowam się pod drzewami, zapraszają mnie ziarna do gonitwy w pisku i mchu Chodź - pomrukują, podejdź bliżej, jeszcze bliżej. Włosy mam brudne i splątane w ciężkie kołtuny i gałęzie Deszcz nie ustaje łapczywie łykam cale litry wysysam z ziemi zimną wilgoć padaj prosto w źrenice! na język i na duszę! umyj mnie jak najczyściej!
  6. Kiedy odchodzą, nie zostawiają śladu Nie zostawiają ciała Prawdziwej temperatury Zapachu oddechu Nie wracają już po spalonych mostach Tej drogi nie ma Zadumy o nich kłują i szarpią Przywodzą na myśl nieodwracalność Nie boję się mojego lecz twojego spalonego mostu
  7. bardzo podoba mi się ten fragment: Chcę znów uwierzyć w jakiś powód Do smakowania jednoosobowej ciszy. pozdrawiam
  8. Dziękuje za konstruktywne komentarze. "Sfery niesubstytucyjne" - racja, że to przegięcie pozdraiwam Angela Begger
  9. Dawno nie czułam powiewu na policzkach Powiewu ciepłego wiatru, który splątuje kosmyki włosów tylko po to by ktoś je odgarnął ktoś z ciepłą dłonią i miłym uśmiechem może i z ciemnymi brązowymi oczami Dawno nie czekałam na słowa z tą niecierpliwością, która występuje tylko wtedy, gdy wiem że te słowa padną, gdy jestem pewna że usłyszę nie wiatr, nie martwą naturę Nie wiem, czy to ludzie żyją tak jakby nie chcieli już ronić słodkich i gorzkich łez jakby nie chcieli dotykać, bali się dotykać niebezpiecznej głębi losu drugiego człowieka czy to ja chodzę po omacku źle wytyczonymi drogami… *** Mężczyzna, kobieta, gra słów, zimne spojrzenia podszyte gorącym żalem klatka po klatce, dzień po dniu powolna ucieczka od siebie Poszukiwanie substytutu sfer niesubstytucyjnych odnajdywanie go bez szans na wiatr na policzkach
  10. Bardzo ładny wiersz. stworzyłeś świetny nastrój. W kilku słowach bardzo trafnie zarysowałeś przepaść między Warszawą a sentymentalnym Krakowem. Z klimatu wybiło mnie tylko słowo "zajebiście", ale na szczęście na chwilę:) pozdrawiam
  11. Rodzimy się chyba z natchnienia. Wydajemy pierwszy krzyk tylko do uszu matki. Przez zamknięte oczy uczymy się świata w trzyminutowym istnieniu. Przez otwarte oczy nie możemy go już zobaczyć. Puszczamy swoje życie latawcem albo haftujemy je skrzętnie na podłogach. Wydajemy okrzyki do kamienia i drzewa. Potem dzieje się już tylko los ususzonego mlecza. Ciche słowa do siebie rzęsy na policzkach płatki, ręce i twarze puszczone w wiatr.
  12. Nad ziemią unosi się warstwa kurzu, czy tam czegoś Czegoś co spowija nam dłonie i głowy Ubieramy się w nieprawdziwe kostiumy i połykamy kurz Czasem zaśpiewa ptak zupełnie nagi fruwający strasznie wysoko Nie pożera kurzu na śniadanie, czy tam kolację Przebiegają dni W tym kurzu i pod tymi ptakami Raniące słowa zapadają nam w pamięć Co usłyszane były rano czy wieczorem Od kogoś ubranego po uszy Zadowoleni krawcy biegają po ulicach Krzycząc komu dzisiaj szczęście na stopy! Komu radość na głowę uszyć Komu kieckę z dumy Komu kożuch nieprzepuszczalny Ludzie poubierani miny mają niewyraźne Brakuje im miłości czy tam czegoś Biegają w rękawiczkach samorealizacji W stanikach indywidualności i majtkach moralności Wieczorem wpadają do domu na proszek nasenny I rachują niewykorzystane okazje W nocy śni im się, że fruwają nadzy I śpiewają prawdę z nagiego serca
×
×
  • Dodaj nową pozycję...