Schodzi,
jest coraz niżej.
Z wolna przemija,
penetruje i daje życie
dla utraconych chwil z poprzedniego ja.
Linie,
pasma zwrotnych myśli,
ocean kłamstw i wyspy szczerości.
Ja,
sama
po środku tafli.
Dla ciebie psuję wzrok.
Kaleczysz mnie.
Przyswajam obce ciała,
ciężko mi.
Oddech mnie dusi,
jeszcze kilka potknięć i spadnę,
Schodzi,
jest już blisko.
Nie mogę jej dotknąć
wolę być bez skazy.
Niech spływa
oczyści mnie z żalu,
potem zniknie.
Pozostawi ulgę na długi czas.
Będzie mi raźniej
bo lubię płakać.
[sub]Tekst był edytowany przez Aga_MoDLiSzKa dnia 25-03-2004 00:41.[/sub]