Martwy na zewnątrz, martwy w środku,
Krąże ciałem po krach szarych.
Tkwię myślami w idei zarodku,
Tam gdzie mnie nie ma, gdzie nie ma i kary.
Leżąc na dole, ręce w góre wznoszę,
Zamknięty w miasta sercu szklanym.
Coś cicho szepce, o jedno proszę -
Nie chcę być trzeźwym, chce być pijanym.
Świat ulepszę na swój sposób,
Mszalne marne grzechy spiję.
Na chwile uniknę stosu,
Dzwonu centrum swe rozbiję.
Pomarszczone drżą mi dłonie,
Poszerzone tętnią żyły.
We łzach twarz mi cała tonie,
Twarzą ręce sie zakryły.