Ulepiliśmy ślizgawki, zwrócone w swoje strony.
Materiałem były
wspólne pasje,
zrozumienie,
nadzieje,
impuls
i wiara.
My postanowiliśmy,
Bóg zatwierdził.
Zniecierpliwieni i wpatrzeni w siebie
usiedliśmy na samej górze swoich
gotowych do odjazdu,
fantazyjnych dróg.
Odepchnęłam się od mojej...
pierwsza (?)
Chcieliśmy wpaść w swoje ramiona,
ciała i dusze.
Razem...
Pędziliśmy na oślep.
Na skrzydłach niewinnych złudzeń.
Mieliśmy oczy, a nie widzieliśmy nic.
Tylko swoje wymalowane wnętrza.
Ałć!
Stuknięcie o niewidzialną ścianę
(odległość),
bolało.
Przylgnęliśmy do niej,
Wpatrując w siebie.
Wróciliśmy na ziemie.
Wirtualny kontakt
nadal udostępniał nam widok swoich myśli.
Muskamy je delikatnie...
Czy aby nie za mocno ściskamy swoje umysły?
A serca? Choć wyrywają się, nie wiemy jak o nie dbać.
Przezroczysta szyba.
Ciągle tkwi.
I tylko BÓG potrafi ją rozbić,
pozwalając nam BYĆ RAZEM.
Lub...
W odpowiednim momencie przeistoczy ją w kamienny mur.
Gdzie myśli nie znajdą już siebie...
Słowa zawisnął w powietrzu, i rozpłynął się w zapomnienie.