na wakacyjnych pocztówkach w zwartym szyklu
przebijała igłą papier
miejscami tylko dozwolonymi
by móc potem zniknąć
ogniskiem niszczyła czas
spod nadpalonych drewien -
upragniona celuloza miłości
spłonęła w swym żarze sięgając okiem
aż do wrzosowiska
poszarpane rany nicości
portrety obdarte ze skóry
niczym Marsjasz
tyle że za brzydotę
nie piękno estetyczne
jak pewnego razu odczułem dotyk wydany
w twardej oprawie bólu
stałaś emanując swą postacią
w martwych odrzwiach
korowód snu przesunął się w dal
a ja mogłem dotknąć palcami
twego cierpienia
w upragnionej kursywie szczęścia
dyscyplinowaliśmy ciemność
by ponownie zatańczyła
w Holbeinowskim danse macabre
rozrzucając ironiczne uśmiechy
lecz przybyło słońce:
nadciąga armia białych nocy
od strony bieguna
na wakacyjnych pocztówkach
widniały tylko czerń i biel
z pustego w próżne
przelałem upadek nocy
byś mogła powstać
tak niecodziennie