Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Daniel Bartkowski

Użytkownicy
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Daniel Bartkowski

  1. bardzo dziękuję za wskazówki może faktycznie warto byłoby trochę ubarwić...pomyślę
  2. odkurzyłem i jak się okazuje słusznie dziękuję bardzo
  3. trochę niepewnie i chwiejnie zaczął się rozmywać z odcieni powietrza najpierw błąkał się szary spokojny zasadniczo bezszelestny przerażająco sam nie zwracając uwagi na tramwaje na pożółkłe papierowe filmy później zaczął przechodzić przez ściany był jeszcze dostrzegalny uporczywie nieobecny choć prawie stracony pulsował luminoforem dnia a teraz? trochę niepewnie i chwiejnie zaczął się rozmywać z odcieni powietrza ... i nic tylko stara wysuszona jak śliwka dusza Szymona - szynkarza nabrukupachnącymdeszczem
  4. chodzi o konkretną osobę o bardzo jasnej cerze i brzuchu, które, o ile dobrze pamiętam, pachniało słodkim mlekiem
  5. ze zgrzytem pijanej ściany naprędce kleconej toalety kaszlącej anginy i mydła kawałka dzieje się świat samotnej mamuleńki genialni archaniołowie trąbek pod pióry jej pióry swe kładąc na prośbę o kawę przerwaną czterdziestką i kilka rdzeniowych snów milczący Najświętsza Maryja Panna ta żywa w najmniejszej kropelce potu w najśmielszej kropelce wódki uśmiech samotnej o brzuchu jak mleko mamuleńki Najświętszej Maryi Panny co nijak ma się do mnie tej żywej spod piętnastki
  6. czekam na propozycje, hmm... faktycznie chyba można lepiej o puencie, przyznam się, mam podobne zdanie i chyba bez niej wiersz nie zubożeje
  7. lecz mnie z nie udawanym zachwytem z zapałem godnym lepszej sprawy dobrze lecz i módl się dobrze nadzieję żyw niegłupią za dnia mnie lecz a w nocy kuruj zioła zbieraj i na mnie datki głoduj od ust sobie odbieraj lamentuj po cichu bom słaby lecz mnie przykładaj termometry maluj dla mnie arcydzieła od ręki płacz i płac osiedlowym szamanom lecz mnie
  8. i ja tak myślę czułbym przede wszystkim... a zresztą, wiadomo
  9. bardzo dziękuję za rady, bardzo przydatne
  10. może i ja się nie znam...
  11. Recenzja, że się tak wyrażę, krótka, dobitna i sprzeczna, bo od konstruktywnej krytyki daleka, choć co do "bogów" to wstyd po mojej stronie. Raz - metafory może i oklepane ale takie być powinny, a nawet jeszcze trochę, bo wtedy irytują najbardziej. Na pytanie czy w ten sposób nie maskuję braków, odpowiadam - MASKUJĘ, choć umiejętnie. Dwa - koniec, jeśli rozczarował, to poprostu inaczej rozumiey pojęcie poetyckiej puenty. Trzy - następny wiersz lepszy nie będzie, bo jeśli już będzie (pisać skończyłem parę lat temu po tym jak wyrzucono mnie z wieczoru poetyckiego "Człowiek - dobro - piękno" - ech to były czasy...) to po prostu inny. A pozdrawiam i ja Następna recenzja będzie lepsza.
  12. nie ma już łąk majem umajonych Bóg nie zasłużył na rozkosz wiersza o cudowności ludziom nie przykro z tego powodu kulą się obrazy w twórcze miniatury tulą się dzieciaki do chemicznej rosy w idealnie spreparowany teatr i to też nic z większości naszych ścian poodpadały olejne słoneczka ze smakiem wyblakłej miłości po raz setny zalanej wrzątkiem w kącie umiera zmaltretowane życie patrząc na rozczłonkowany dzień prośbą o papierosa nienaturalnie zwężoną źrenicą a z podciętych żył bladej fotografii wypływa gorąca ostrość na szczęście nadzieja ratuje się samogwałtem i to też nic? są potwory i filozofie przekleństw są piekła i genetyczne kłamstwa są sny i...
  13. zostańmy jeszcze przez chwilę podobni do prześcieradeł niech zza paznokci powoli wypływa śnieg sufit zliczymy od tyłu latem liście zrzucimy latem liście zbierzemy tak po prostu dla smaku w nic nie będziemy wierzyć aż przyśnią nam się mosty dostrojone do potrzeb
  14. trochę niepewnie i chwiejnie zaczął się rozmywać z odcieni powietrza najpierw błąkał się szary spokojny zasadniczo bezszelestny przerażająco sam nie zwracając uwagi na tramwaje na pożółkłe papierowe filmy później zaczął przechodzić przez ściany był jeszcze dostrzegalny uporczywie nieobecny choć prawie stracony pulsował luminoforem dnia a teraz trochę niepewnie i chwiejnie zaczął się rozmywać z odcieni powietrza ... i nic tylko stara wysuszona jak śliwka dusza Szymona - szynkarza nabrukupachnącymdeszczem
  15. gdy skończył się tlen ściemniało ocean zamienił się w galaretę niebezpieczną dla szkliwa po raz pierwszy zadrżało wodą skóra przejrzała pękając cicho z otwartych piersi wybito żółć tańcząc kalinkę przegniłą na kartce skręconej w krzyk po raz drugi zadrżało wodą wnętrznością puzzli o duszy z kości przeżartej solą do samych pagonów w głębiach zimowych tkacze z robakiem w oku najsroższym snują w bąblach kurewstwa i płyną ku górze po raz trzeci zadrżało wodą...
  16. zespół w zespół grali na ulicach marynowanych gitar doskonali palczacy czerni płynącej po plecach służebnie wystukiwali rymy echem tłumionym windowali słońca na cienie gotyckich z oktawy katedr z precyzją wymarłych drapieżnych nut snuli ballady mocno skuleni w chodników kościach z atomów mokrego ulepieni kurzu o dłoniach zza długich paznokci wyśpiewujących cuda doskonali pacjenci posłusznie chorzy z bladymi oczyma powlekani metrami napiętych na karku melodii mięśni goniących wibracje papilarnych strun jeszcze wczoraj błagalny kapelusz zmagał się dzielnie z trędowatą ciszą dziś jego kardiogram za drogi
  17. oceany zamknięte pod powierzchnią z luster huśtają oddechem największego z bogów z liśćmi pod paltem utkanym z igieł sosen grających w brydża mocno zmrożony wicher z pudełka trzymany sztywno lassem z obłoków z jęzorem burzy zwieszonym kocha się z tęczą targi wulkanów: cóż za okazja w kosztownych sukniach panny diabelskie z piersi w magmowym staniczku sypią walutą jesień w brylantach podstawia nogę bezpańskim kundlom soczystą kością z kościołów ręką najlżejszą mnisi ciasta roznoszą ...a niech to szlag!
  18. jasny dzień i pląsy w lodówce mozolne ze stołem kłótnie mniej lub bardziej podstawne o humor szuflady śniadanie z widelcem z nożem i łyżką kąpiele herbata z mlekiem z szybą romanse spięcie z kablami plamę dajemy z farbą z mydłem i puszką na kawę rżniemy w makao tylko z papierem nie gadam ballad słuchamy z odkurzacza
  19. radio gra muzyka lunatyczne kubraczki cukierków dygotają zgrozę w takt prognozy pogody ducha przywierającej delikatnie do zziębniętej membrany Syzyf wypisuje na suficie zadanie na dzisiejszy dzień d o t r z e ć d o d o m u a poezja chrapie coraz ciszej i ciszej w idealnym spazmie roznoszę się po parapecie w idealnym spazmie roznoszę się po parapecie w idealnym spazmie gdzie w pustej doniczce kiełkuje powoli koniczyna z niezdarnie doszytym czwartym listkiem
  20. Cieszę się, że wiersz przyjęto ciepło. Zabawny jest, że się tak wyrażę, z założenia. Ci, którzy bawią się słowem w podobny sposób wiedzą jaka to mortęga, tym bardziej dziękuję za słowa otuchy.
  21. buńczutne bukłaki na szczudłach szczute pasiaki w piaskach trzeszczące w paskach trzepocą trzewiem nosoid trzpiotek stokrotnie krotnych stokrotek kluczące klucze w zamkniętych zamkach krocze podskokiem kroczące krokiem buntuje butne -rożce z butelki pędzące pędem pędzelki boki obłoków w lasach kulasów pałki z zapałki niosą podpałki urządzą urząd z pierwszego rzędu błądzącym błędem obłędu terapia zajęciowa u Szwingiel-Waltza walc u Szwingiela na zajęciach z terapii
  22. radio gra muzyka lunatyczne kubraczki cukierków dygotają zgrozę w takt prognozy pogody ducha przywierającej delikatnie do zziębniętej membrany Syzyf wypisuje na suficie zadanie na dzisiejszy dzień d o t r z e ć d o d o m u a poezja chrapie coraz ciszej i ciszej w idealnym spazmie roznoszę się po parapecie w idealnym spazmie roznoszę się po parapecie w idealnym spazmie gdzie
  23. zespół w zespół grali na ulicach marynowanych gitar doskonali palczacy czerni płynącej po plecach służebnie wystukiwali rymy echem tłumionym windowali słońca na cienie gotyckich z oktawy katedr z precyzją wymarłych drapieżnych nut snuli ballady mocno skuleni w chodników kościach z atomów mokrego ulepieni kurzu o dłoniach zza długich paznokci wyśpiewujących cuda doskonali pacjenci posłusznie chorzy z bladymi oczyma powlekani metrami napiętych na karku melodii mięśni goniących wibracje papilarnych strun jeszcze wczoraj błagalny kapelusz zmagał się dzielnie z trędowatą ciszą dziś jego kardiogram za drogi
×
×
  • Dodaj nową pozycję...