Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Konrad Mateusz

Użytkownicy
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Konrad Mateusz

  1. Konrad Mateusz

    Opuszczony dom

    Opisałeś, ba- to mało powiedziane, dałeś czytelnikowie poczuć, a nawet po części zrozumieć "duszę" tego wiekowego domostwa. W trakcie lektury Twego utworu miałem przed oczyma taki rozpadający się budynek, co bez wątpienia jest zasługą wprawyTwego pióra. Ten utwór jest znakiem niecodziennej wrażliwości Autora. Mówiąc szczerze żal mi tego domu, smutnego losu, który go dotknął (choć to-rzecz jasna- nie o człowieku mowa)- i właśnie tutaj dopatruję się Twego największego sukcesu jeśli idzie o "Opuszczony dom". Otóż udało Ci się mnie zmusić do refleksji, wywołać- o czym już wspomniałem, pewne uczucie smutku, żalu z powodu nieszczęścia samotności, tak bardzo dotkliwej, jakie spadło na "dom"; udało Ci się to ucznynić, pomimo iż przedmiotem Twego natchnienia nie był człowiek, któremu tylko prawdziwie można współczuć.. Co więcej kontrast czasu, naszego czasu, z wiecznością- jest niezwykle przejmujący. Jestem pełen uznania.
  2. Wiersz jest bardzo dosadny w swojej prostocie, konkretny. I, co najważniejsze, mówi bez ogródek prawdę o "uczuciach". Dobry pomysł na tekst:)
  3. Pod cichą kopuła powietrza zastygły myśli- kropelki. Słychać- to noc bezbrzeżna układa je w żal niewielki. Jest cicho i ciemno- jak w bazylice milczenia. Od kroków dnia co odszedł, duszno paruje ziemia. Nagle dźwięki stają w miejscu, pod niebem pełnym gwiazd- zapomniałeś co znaczy "ty i ja"- krzyczą- co znaczy "my i nas"... Wiem mniej z każdym dniem jak się w tęsknocie łączy światło i ciemność, i jak się zlewa jawa ze snem- w codzienną niecodzienność. Wtem pod cichą kopułą powietrza, słychać- leciutkie trzęsienie- to myśli zastygłe spadają i z hukiem pękają o ziemię. Czy to była tylko chwila niepokoju pusta? Czy to czas- jak kamień- zamyka moje usta... na to jedno słowo...?
  4. Wydaje mi się, iż zbyt mocno- w treści swego utworu- skrzywdziła Autorka zimę. Każda z pór roku ma w sobie coś co ją wyróżnia, trudno je oceniać moim zdaniem, choć zdjaę sobie sprawę, że Szanowna Autorka uczuciem darzy najbardziej namiętnie wiosnę:) Rozumiem. Co do treści- jest przejrzysta i klarowna. Wiersz może nie udeżył siłą wyrazu, ale zmusił mnie mimowolnie do rozmyślań na temat zmiany pór roku (choć zdaję sobie również sprawę, iż miało to być preludium do rozważań nad szeroko pojętym przemijaniem, oczekiwaniem- co zresztą sugeruje sam tytuł). Podoba mi się "konkretność" z jaką podeszłaś- Autorko, do tematu. Pozdrawiam.
  5. Co dnia siedzimy-bracia, w tej samej kawiarni, z dniem każdym o wczoraj bardziej znużeni; ze szkiełkiem wzroku utkwionym w szybę- jak lustro, a na nim my- ludzie, snują się zmęczeni. Opadli z nieba chmurnego w czarne kurze ulic, mali i marni, niechcący rozumieć, i tylko pytania nie dają nam spać nocą- dokąd pójdziemy znów jutro?; po co? A z rana znów w tej samej kawiarni co wczoraj pijemy ciszę pustą z pustych filiżanek, i tylko nam głowa coraz bardziej opada w ramiona i oczy nasze bardziej bolące i szklane. I z każdym dniem oporu mniejsi o wczoraj, bez słów, bez sumień, kukły- nie ludzie, człapiemy tak, człapiemy- byle do wieczora, stamtąd zalśni dzień kolejny w światła mdławej smudze. Tak dni nam płyną z wolna, w wyludnionym lokalu- minuty niemówienia jak mysz ziarno gryząc. I odpływamy stąd bez żalu, bo nie znamy żalu, gdyż widać już jak słońce, zapada się w horyzont...
  6. Konrad Mateusz

    I czekam

    Fakt, "słowa" o których wspominasz na końcu utworu są banalne i jednocześnie trudne do wypowiedzenia. To się czuję i rozumie. Ważna, istotna myśl o której piszesz w wierszu zotała podana w dość skąpej formalnie oprawie. Jednak to nie oprawa słowna moim zdaniem jest w Twoim utworze ważna, ale to co chciałaś wyrazić- a wyraziłaś proste, ludzkie pragnienie, które żywi każdy człowiek. Twój wiersz wywołuje we mnie przyjazne nastawienie:) Krótko opowiada o czymś ważnym w życiu człowieka.
  7. Pod względem formalnym- płynny, przez co łatwo się go czyta- można by rzec "gładko". Jest przejrzysty, dobrze skomponowany, a jednocześnie tajemniczy. Tak, konstrukcja, moim zdaniem, wypadła bardzo dobrze. Znowu mam wrażenie, że był kreślony z łatwością; jakby te wersy zostały gdzie z przestrzeni wyłapane (ja tak czasem mam- nie myśle, nie myślę, a tu nagle- ni sta ni z owąd- ciach i wers wskakuje mi do głowy:) Erato....czyli "coś" o miłości. Na razie, po całodziennym zmęczeniu ograniczę się do zapisu pierwszych wrażeń.
  8. Od progu serce przykuwa niewypowiedziany spokój chwil, jakby się w obce światy weszło. Czuć wtedy zapach tamtych dni, choć upłynęło przeszło tysiąc lat... A okna ulic patrzą z ciemności jakby nie na mnie patrzyły, lecz na nich... I zdało się przez moment, w głuchym ciszy graniu, że płakały... Brama. Jak noc czarna i tysiącem istnień wydeptana. Za mało to dla mnie- wypatrzeć w nią spojrzenie. Choć dreszczem przepływa zimny powiew wiatru, który wieje stamtąd... Ten wszystek świat martwy zamknę- nim odejdę- w westchnienie... A okna twojego pokoju wciąż jaby nie na mnie patrzyły, lecz na nich... I zdało mi się przez moment, że... za tobą płakały...
  9. Podoba mi się radosny nastrój jaki wywołuje w Tobie, Autorze, fizjonomia otaczającego Cię świata. To fakt, miejscami daje się wyczuć młodzieńczy zapał, radość; lecz pomimo tego w tekście odnajduję również głębsze refleksje ("W tym spotkaniu życia i umierania..."). A z tą sporo ilością lat to się nie zgadzam zupełnie, bo to nie wiek fizyczny jest moim zdaniem właściwą miarą młodości, lecz stan ducha, to kim się czujemy:) Ja na przykład, choć nie mam wcale "sporej" ilości lat, momentami czuję się znacznie bardziej wiekowy. Trzecia zwrotka ujawnia Twoją radość życia. Widać to bardzo wyraźnie. Jesienią cieszysz się... jesienią, zimą... zimą... Czyli, jak wnioskuję, starasz się żyć chwilą. Znać dużą wprawę po Twoich utworach. Lekką ręką kreślone są te wersy, a jednocześnie tyle w nich treści.
  10. Muszę przyznać, że ujął mnie koncept Twojego utworu. Zaskakujące i jednocześnie dające do myślenia zakończenie. Wydaje mi się, iż udało Ci się ukazać cząstkę prawdziwej, ludzkiej natury- wobec śmierci syna ojciec zapomniał o nienawiści; wobec tej prawdy ostatecznej jaką jest śmierć wszystkie ideologie nienawiści zniknęły; człowiek, który żywił siebie i syna nienawiścią i zapewne z tego powodu uważał się za "twardego", nieskłonnego do "sentymentalizmu" osobnika, w ostatecznym rozrachunku okazał się zwykłą, słabą, ludzką egzystencją. Myślę też, przynajmniej tak to odbieram, że udało Ci się uwypuklić prymat dobra ("kocham cię") nad nienawiścią, gdyż to ona przegrała, to o niej ojciec zapomniał w chwili tak dramatycznej na rzecz tych dwóch słów... Możnaby wyciągnąć więcej jeszcze wniosków (nie wiem czy ze wszystkimi się zgadzasz- ja prezentuję swoją interpretację). Co do konstrukcji formalnej- muszę przyznać, że negatywnie odnoszę sie do używania przekleństw w utworach, choć rozumiem że świat w jakim żyją bohaterowie Twojego wiersza jest brutalny jak słowa, których użyłeś. Mimo to starałbym się je zastąpić jakimiś mniej drastycznymi w wyrazie. Podsumowując- wiersz spodobał mi się przede wszystkim ze względu na treść. Daje do zastanowienia. Pozdrawiam.
  11. Nie tylko ten, ale i pozostałe Twoje wiersze są- zarówno pod względem formy, treści, metafory ...- po prostu świetne. Na prawdę mi się podobają; są takie tajemnicze. Niestety nie zdołałem jeszcze odszyfrować treści wypływających z kreślonych przez Ciebie obrazów (co wynika z braku czasu), ale postaram się w najbliższym czasie. Lektura Twoich utworów sprawia dużo przyjemności. Wywołuje we mnie chęć powrotu do nich. To prawdziwa poezja.
  12. hmmm, nakreślił Pan interesujące i intrygujące uczucie niepewności. Przez chwilę też zacząłem sie zastanawiać kim mogła być ta dziewczyna. Pański wiersz pozostawia po sobie w umyśle czytelnika intrygujące poczucie niewiedzy na temat tego, kim ta dziewczyna mogła być. Podobało mi się. Ten wiersz to jakby zapis chwili.
  13. Konrad Mateusz

    Jak ja

    Twój wiersz uświadomił mi, że każda z osób jaką każdego dnia mijam na ulicy, jest indywidualnością. Na ogół ludzie, których mijamy, są przez nas traktowani jak pewna całość, bryła bez duszy. Twój tekst sprowadził mnie na ziemię i przypomniał, że każda z tych osób jest inna, każdy ma swoją przeszłość, myśli, pragnienia... To po pierwsze, choć wiem że uświadomienie tego faktu nie było Twoją główną intencją. Podoba mi się sposób w jaki skontrastowałaś swoją indywidualność na tle "tłumu" ("wtapiam się w kolorowy tłum. Upodabniam się tylko z zewnątrz"- ten zabieg pozwala wyczuć że gdzieś jeszcze istnieje jakieś tajemnicze "wewnątrz") Dajesz do zrozumienia ponadto, że w każdym tkwi poczucie własnej indywidualności, że najlepiej nas samych rozumiemy my sami. Stąd ta tęsknota do tego, żeby znaleźć kogoś kto zrozumie nas lepiej niż wszyscy inni. Rozumiem to. Lektura Twojego tekstu daje też nadzieję na lepsze jutro. Ten wiersz ma duszę:)
  14. Te ulice są jak powroty w przeszłość. Okna krzyczą w przestrzeń niesłyszalnym strzałów hukiem. Kule pękają głośno i boleśnie. I wciąż giną wokół od lat nieżywi ludzie. Tylko przeorany czasem tynk ze ścian i głucha cisza dni dziś z niemym hukiem wzrasta, we wspomnienie odległych chwil, w trumnę zburzonego miasta. Wulkany ulic nieczynne, kratery kamienic zgasłe i małe, dziś są jak cisza puste, straszą obcych- trupy, które z martwych powstały. Te bramy jak wrota piekielne, piwnice jak piekła- ciasne; nie odegnasz ciszy ruchem ręki, strach ciąży jak kamień- nim zaśniesz. Bardzo ciężkie są te dni zimowe. Uliczki wąskie drążą w skały kamienic grube koryta- przeszłość. To szczęście, że światy nie giną do końca, to szczęście, że płyną ludźmi- w nieśmiertelność...
  15. Podoba mi się parabola, jaką uczyniłeś- Autorze- fundamentem konstrukcji swojego utworu. Pierwsza myśl, jaka zaświtała mi w umyśle po lekturze Twojego tekstu, przyniosła mi skojarzenia z "życiem", bo przecież nasze życie to taka właśnie "parabola"- od szczęści do rozpaczy i tak w koło. Wiersz mi to właśnie przypomniał. Co do konstrukcji jeszcze, to przypadła mi do gustu prostota formy, w której udało się Tobie Autorze zawrzeć znaczącą treść. I jeszcze jedno- to przeciągnięcie słowa "wysoko" na samym początku to, moim zdaniem, bardzo dobry zabieg- pozwala poczuć tę wysokość. "Kołyska" natomiast dodatkowo wzmaga poczucie ruchu po łuku na którego obu końcach znajdują się wspomniane stany ducha. Wiersz mi się spodobał- ma w sobie dużo ducha. Oto moja interpretacja.
  16. Z wolna się do mnie obrócisz- odbita w srebrnym lustrze jeziora, a głos twój przeszyje ciszę, rozbłyśnie po lasach i skona...; a głos twój przeszyję czerń, rozpiętą między mną a tobą- w szumie łagonym ciepłej zieleni jak Odys popłynę za głosem syreny... ... a ty po ziemi gładkiej- muszla spowita w ciemność, rozkwitniesz prosto w me serce, wraz ze mną w nieśmiertelność... I wzniesiemy się ponad światy, nad szkliste wnętrze księżyca- wezbraną wstęgą zórz barwnych rozświetlą nam drogę twe lica (jak rosa wieczorna przycichłe, jak kwiaty wiosenne wesołe, jak słodkie wspomnienie wpatrzone w marzenie dawno spełnione). ... i skusisz mnie swoim wdziękiem, uśmiechem pełnym przestrogi, w zapomnienia powolnym geście upadnę pod twoje nogi... A chmury skłębione groźnie przepłyną nam nami wysoko; wśród stróg skrzących kuli srebrzystej spłyniemy- szlakiem iskier; gdzie ziemia w miliony snów nieposkromione wytryśnie czarna, jak ptaków na wiosnę roje, jak błękitnowodna fontanna. Idziemy... przez bryłę jasnozieloną odzianą w tysiące drzew koron; wśród spojrzeń elfich zza roślin, wśród nimf tańczących na falach; idziemy sami- zamkniętymi w labirynt ścieżkami, malachitowym promieniem wiedzeni srebrnego pana. W stronę wiatrów północnych szumiących gwiazdom na niebie, w śpiewie nocnej królowej wpatrzeni prosto w siebie; po tafli lśniącej łuną rozbłysłą w nocną przestrzeń, tysiącem neonowych światełek magią sunących w powietrze. I przemierzymy tak knieję uśpioną leśnymi wiatrami, bosymi stopami szlak depcząc srebrnociemnisty, u źródeł cichej radości na chwilę się zatrzymamy- z nich jak najwięcej zaczerpnę i podam wprost na twe ręce... i pod nieruchomą powieką na chwilę przed czasem odejścia zamknę krajobraz leśny, pejzaż wiecznego szczęścia...
  17. Byłeś jak dzień- jasny i piękny, co się w tobie zaczynał i kończył, jak kometa ognista co rozdziera nieba kurtynę, i na poły dzieli słońce. Odkrywałeś obce światy ludziom nieznane, i zdało się, że myśli w tobie dźwięczą wciąż te same; lecz ty byłeś jak chłód rześki i jak potok płynny, twardy jak młode drzewo i ciągle inny... A dwóch aniołów w tobie było- jeden z nich żył do zachodu słońca i w ciemności umierał; jeden dawał duszę, drugi śmierć pod dachem zmroku zbierał. I zdało się, że świat nie ma przed tobą tajemnic, bo w tobie był świat. Po zmroku czasem patrzyłeś na księżyc i żyłeś wolny, jak strumień lat. A dziś?- Tylko ulice cię jeszcze pamiętają i brama- jak wrota jaskini wciąż ciemna. Wciąż tak samo krzyczy w ciemność- nieśmiertelna jak wiersz, co drga w powietrzu ciężkim jak kamień. Wiersz. Ty odszedłeś. On zostanie... styczeń 2005 r.
  18. Tyś jest tajemnicą wszystkich czasów, bo krzycząc- nie robisz hałasu. I tak cicho jest, gdy idziesz; myśli swoich się nie wstydzisz. I ty jedna nie masz domu, gdzie jesteś nigdy nie powiesz nikomu, choć twym domem chwila każda może być, bo czas zawsze dobry jest by... Więć kim jesteś?- powiedz proszę, nim do tańca cię zaproszę...
  19. Upłynie lato w chmurną jesień, lód zimy stopnieje pod kwieciem wiosen, i nikt nas na tarczy nie poniesie- w błękitny sen... Lata młode jak ptaki, na wietrze odlecą do nieba, a wyrosną nam znów nowe lata- jak młode drzewa. Będziemy tu mniej niż westchnieniem w ciszy bezdenny czas, jak sosna co zapuszcza korzenie w letni, parny las. I wytryśnie życie z nas- jak woda, kwieciem lat i wspomnień i miłości fontanną, co nie da zapomnieć... Lecz nie rozwiną sztandarów nad nami- takie to smutne nastaną czasy. Nie wrócą nam oddechu piórem, ni nutą, gdy rozszumią się nad nami lasy. Nie upomną się o duchy nasze, kiedy niebo zajdzie nad Tobą, nade mną; na wieki minione posypali wiersze, nas- przysypią ziemią? Tak upłyną lata na barkach obłoków, w zachodach słońc utoniemy, i padną mchy zielone od kroków jak i my padniemy zmęczeni. Tak upłyną te lata w chmurną jesień i lód zimy stopniej pod kwieciem wiosen, i nikt nas na tarczy nie poniesie- w błękitny sen...?
  20. Jakże nam- bracia- do nieba, kiedy niebo krwawo od nas odcięte?; kiedy milczy pełnią przestrzeni jakby w przestrogę zaklęte? Jakże nam- bracia, jakże?- kiedy nie wiemy nawet czy w to niebo dalekie przyjdzie nam płynąć chwilą czy wiekiem?; kiedy nie wiemy nawet czy w to niebo dalekie przyjdzie nam kroczyć zwierzęciem czy... człowiekiem? Jakże nam - bracia- do nieba, jakże?- kiedyśmy z prochu ciężkiego wzniesieni, tak że nam serca- jak płyty nagrobne- ciążą ku ziemi... Jakże nam- bracia- z ludźmi przystawać, kiedy nie znamy ludzkiej urody?; gdy nie wiemy nawet czy spod znanych powiek spogląda w nas wilk... czy człowiek? Jakże nam- bracia- do świata, kiedy świat pełen takich jak my?; jak nam do miłości przetapianych w lata i marzeń we sny...? I jakże nam- bracia- do nas samych, kiedy stąpając po stopniach pacierzy, sami sobie nie umiemy dać mocy i sami sobie nie umiemy wierzyć?; kiedy drogi nasze zakute w czasu ciernie mówią, że warto wierzyć i wierzyć daremnie? Więc jakże nam- bracia- pogodzić ciężką ziemię z niebem?, kiedy na skrzydłach serca w błękit wzlatamy by opaść, za chlebem... Jakże nam- bracia- ogadnąć?- pytania z myśli biją tak obficie... Czy na odpowiedź starczy jedno życie? Czy tę odpowiedź przyniesie nam życie...? marzec 2005 r.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...