Kiedy dzień się na niebie zaczyna
Dwunogi powstają na nogi
Wróbelek do okna ich stuka
A Oni się czyszczą i myją
Z nocy plugawych snów i
Ordynarnej miłości
Przelanych łez, niepokoju
Pustego pokoju
W niepokoju
Radosnych wzniesień bez sensu
A Bóg wciąż patrzy
Wciąż czuwa i myśli
I modli się ktoś po kryjomu
I ktoś czegoś nie widział
Że
I biegną do swoich – nie swoich
I uprawiają ogródki
Co metr przez całą Ziemię
Dwunogi powstają na nogi
A zachody słońca nieubłagalne
Krzyczą