I my,
Z tej samej ulepieni gliny,
Czekamy,
Na równe bicie serc,
Jak dzwony,
Aż wybije godzina sądu,
Aż miłość zabłyśnie.
I nagle,
pośród drzew,
umiejętnie czai się śmierć,
I choć my, uciekamy,
Nie damy jej rady,
Gdyż nasza miłość jest zakazana,
Jak zakazany był owoc w raju,
Już czuję jej dotyk na szyi,
Którą przed chwilą całowałeś,
Już widzę jak dotyka Twych polików,
W które Cię całowałam,
Ale co to, czy ja widzę bramę nieba?
Czy w końcu rodzice się pogodzili?
Śmierć zwalnia
A może my przyśpieszamy.
Wbiegliśmy do domu,
Razem jak nigdy,
I nagle zostaliśmy sami...
Ukękłam nad matką,
Ty nad swoją,
spuściliśmy na ich ubrania łzy...
Zabiły się by pogodzić zwaśnione rody...
Może to powinniśmy być my...