W popłochu twoich myśli
Tkwi nurt rwący
Dryfując jak zapałka po strumyku
Zaczepiam się o twoje brzegi
Wzniesienia których nikt
Wcześniej nie odkrył
Jak kolumbowie dryfujemy po nie znanym
Dostrzegam to co ciepło daje
Bym mógł w chłodne noce rozgrzac twe ciało
Chłód pozostawie ludziom bez wyobraźni
A kiedy powiesz dość
Zamknę swe oczy i wtulę się w ciebie
Jutro wstanie słońce wraz z moimi powiekami
I dalej będę brnął przez korytarze
Twojego nienasyconego Ego!
Przejdę pustkowia w moich snach
Przepłynę swe słone łzy
Tęsknoty odliczając dni dobicia do brzegu
Zostały tylko kartki w kalendarzu
Ubywające jak wodór ze słońca
Abym znów zaistniał w twych szczytach
Ukradkiem po cichu mówiąc ...