W duszę swoją patrzę, oczy zamykam
idąc drogami swojej wyobraźni.
Nie widzę nikogo
szukając ciebie w ciemnościach
lustrzanego odbicia.
Cisza….
Nagły krzyk budzi mnie w pustym pokoju.
Kolorem żółtych liści
powitała nas jesień.
Deszczowe dni
i my razem pod parasolem
utkanym pajęczą nicią
idziemy wtuleni w siebie.
Na przekór pogodzie.
Na przekór światu.
Zawsze uśmiechnięci.
Była sobie pewna Frania
Co widziała tego drania
Co jej wiercił dziurę w brzuchu
I powtarzał wciąż przy uchu
Że ją kocha kocha snadnie
Ale nie aż tak przesadnie
By z nią zawsze już na wieki
By nie wyrwać się z opieki
I co rana być przy stole
Taką chciała by miał dolę
Druga była znowu Jola
Co przy sobie miała Bola
Z którym chciała jak brat z bratem
Lecz on nagle został tatem
Była sobie także Miecia
Która była z nich - ta trzecia
Ona zawsze była sama
Bo jej nie puszczała mama
Pojechałem późną wiosną
na skraj puszczy, na Makowo.
Buki duże dziś tam rosną
i się błyszczy woda błogo.
Zobaczylem ptactwa zgraję,
po wodzie pływały.
I dziś głowę za to daje,
że się wcale mnie nie bały.
Dlaczego ptaki odlatują ?
Dlaczego statki odpływają ?
Dlaczego Ty odchodzisz ?
Zostawiasz smutek
i gasnące wspomnienia.
I nadzieję, że kiedyś zrozumiesz.
Tak jak ptaki wracają
wrócisz i Ty,
lecz będziesz kimś innym.
(1984)
Świeżego powietrza nam trzeba
Wody, wiatru i wielkiej przestrzeni
Gór wysokich, śniegu, niebieskiego nieba
I polnych na drodze kamieni
Dzikich zwierząt w pobliżu
Słońca, stada koni w galopie
Pięknej kobiety w negliżu
I arki własnej w potopie