rozbudziłeś we mnie szlachetne uczucie
i choć przepełnia mnie całą
zabiję je w sobie.
zabiję to wszystko co nas łączyło
pogrzebię naszą przeszłość pod czarną ziemią
gdzie zgnije, rozłoży się na części pierwsze.
z bólem odetnę złamane skrzydło
naszej kulawej miłości
i krwią zaplamione schowam głęboko
w ciemnej piwnicy
by już nigdy nie zapragnęło
unieść nas wysoko.
uwolnimy się od ciężaru dni
kiedy zwykliśmy mówić sobie kocham
odejdziemy z nadzieją w oczach
szukając swojej przystani
głodni miłości.
ale my znamy jej smak
wiemy jaka to słodycz
jak ślicznie pachnie.
niestety
wypuściliśmy ją
pozwoliliśmy by odeszła
rozwiana przez wiatr.
teraz będziemy dryfować
osobno.
na morzu naszych łez
a nasze serca powoli zaleje
gorycz.
wypuści swoje trujące korzenie
zniszczy od środka
rozpruje wnętrzności
skazi ciało i umysł
pozbawi złudzeń
obedrze z marzeń
zasieje ziarno samotności.
minęliśmy się.
nieświadomi że tracimy siebie
na zawsze.
skazani by żyć
nie czekając na jutro
przywołując nasze wczoraj...
nie odnajdziemy się.