Tomasz Morus
-
Postów
8 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Tomasz Morus
-
-
Żeby czytać różę wystarczy obłok
pióro wody muskające wilgotnym oddechem
wtedy się otwiera i słodko drażni
tak iż nie możesz
nie spaść
ciepłą kroplą
w rozchylony kielich
- mówi deszcz wiosenny niezobowiązująco trącając
to tu to tam
czyż nie jest to królicza wizja miłości
chore zwierzątko snu
- wtrąca deszcz jesienny
na wojnie
przed skokiem mawialiśmy
- za każdym drzewem czeka nas dziewczyna
śmiech tańczył z warkotem silnika
za każdym drzewem...tylko nie było drzew
i czerwony wiatrak przestawał się kręcić
w zamian lęk wpełzał powietrzem
zmieniając chęć dotyku w zew przetrwania
pszczoły i motyle
wczytane w elementarz natury
instynktownie odnajdują swoją różę
choć bywa że wyprzedzi je zły wiatr
który ścina młodość
Nim jako tubylec kliniki obłąkanych
będziesz parzył się
gorącą herbatą żeby poczuć życie
albo samotny błądząc ulicą
nie odnajdziesz domu
delikatnie by nie zbudzić kolców
ujmij dłoń róży
i bądź jej wiernym deszczem0 -
Na dnie nieba
- jeśli niebo ma dno -
w każdym razie blisko
bardzo blisko
odbywają się zajęcia
z prostowania osobowości
Nauczyciel
utożsamiany z Miłością
(chociaż zdania są podzielone)
zapina słowa jak wizytowy garnitur
wcale nie znaczy
że jest sztywny
i nieprzystępny
Wręcz przeciwnie -
miecz rozdzielający myśli i zamiary serca
mieni się w jego oczach
jak uśmiech
Czas w roli zepsutego dzwonka
pełni ją doskonale
Lekcja trwa zawsze
bez względu na stan świadomości
Większość uczniów stanowią
myślący inaczej
niejeden zna się
na tresurze rodziców -
wiedzą że aportowanie uzależnia
toteż stopniowo zwiększają dawkę
porzucając szacunek jak grzechotkę
potem każde pierdnięcie
wprawia w zachwyt
Rodzice płaczą ze szczęścia
na pewno...?
Na początku uczymy się celności wykrywania
niewidzialny wróg
jest poprostu dobrze ukryty
Zadanie polega na połykaniu dobra
Teraz łatwiej dostrzegamy
że warstwa społeczna
to tylko warstwa
Syndrom przetrwania
powszechnie znany jako kłębek nerwów
zbudowany
z przypominających babie lato włókien
jest nierozerwalnie związany
z pragnieniem bycia kimś
Ważna istota
uwielbia podniecenie
z wdziękiem sadzi las demagogii
pluszcze w zachwycie plusku
- na tym polega jej wartość
Potem
spuszczamy wodę
żeby oszczędzić innym
przykrego zapachu władzy
Głupota mieszała się
z przednim winem cezara
minęło dwa tysiące lat
czas nie zna litości
jest jak dziecko
Zważywszy na czasy
osuwające się
jak podmyty brzeg
nie jest możliwe trzeźwe myślenie
bez podstępnego wnikania w pozorny
bo rzadko prawdziwy zachwyt
Gdy tak przetrząsasz szuflady życia
Nauczyciel staje przed tobą
karze stanąć pod murem...
wyciera z mokrego czoła
skroplony grzech0 -
Bywa że z głodu jak z jajka
wykluje się
pisklę wiersza
po trawie śpieszy facet
mija opuszczony plac zabaw
pogoda pod psem
idę wydeptaną ścieżką
na huśtawce wiatr buja wczorajszą miłość
nerwy płyną po karku wieżowca
z perspektywy gołębia mogę być chlebodawcą
lub procą
źdźbłem w balkonowym oku
celem
mijam grupę harry potterów kopiących puszkę
kontemplują na głos o anatomii
Ewa się rumieni
Ewa znika
za rogiem ciągnięta
przez naprężoną smycz
otwarty dziobek jest wymowny
i jednoznaczny
tak tak teraz młodość
rządzi się swoimi prawami
naciągając gumowe granice
gdzie popadnie – rzuciła na widok Ewy sokolica
której młodość
gubiła się przed laty
w wilgotnych korytarzach
niemieckich bunkrów
Winny nieumyślnego spowodowania życia
wracam do gniazda
wąską ścieżką
pieczywo
pachnie głośno0 -
Nadal jesteś dzieckiem
- woła Lidia
i ciągnie mnie do piaskownicy
Minął czas próby
przedmiotowy dotyk opiekunki
malującej w pękniętym lustrze
spuchnięte oczy
czekałem na słońce
żeby się z tobą przywitać
ale zacinał deszcz
przez wiele wiele lat
bywało że śniłem martwe morze
a płacz na własność jak śmiech
niechcianej miłości
przechadzał się po twarzy
Czy coś się zmieniło…
- wiesz
Lidia jest do ciebie podobna
na pewno…
(zimna herbata naciąga ciepłem
niepewnych palców)
powraca rozcięty róż szminki
trzask spłoszonych korali
ten wiatr
gdy mi ciebie zabrano
nerwowo trzęsie ciałem okna
jakby składał zeznanie
tamtej nocy0 -
Panie!
ciąłem z gwinta
powiedzmy rano
na mokrym przystanku
nikogo nie obchodzi jak długo
i dlaczego fizjologia
wyprzedza psychikę
drżą ręce czasami
robię pod siebie
ale piję za plujących sobie w twarz
za kobiety które muszą
na ulicy
za chłopca z podbitym okiem
i jego wyskrobaną siostrę
za kłaniających się nisko
żeby nie musieli się kłaniać
i patrzących wysoko
żeby oślepli
wiem
bardziej przypominam psa
gdy okolicę wypełnia serenada
zakochanych szczurów
chwilę nucę
lecz słowa o wielkiej miłości
puste i głodne
znikają w rudych kopcach a w twarzach
z pierwszych stron
przegląda się owadzia inteligencja
myślę
lepiej wydalić
jeśli już się połknęło
ludzką mądrość
Nocą latarnia
trochę jak niewinny liść
trochę jak ciało wisielca
blade ciało
liże mur kamienicy
śnię w jej przebitym boku
miedziany kolor nieba
i wargi tłustego dymu
z których tchnienia pomordowanych
kapią na parapet
Panie!
Od kiedy Syn Twój
zamienił wodę w wino
kloszardzi zaklinają deszcz
Od kiedy umarł
miłość wiruje
jak pozbawiona skrzydeł
niedobita mucha
rodzą się uczciwi złodzieje
rozmnażają święci mordercy
W mętnym lustrze kałuży
moja twarz...0 -
Byłem dębową gałązką
szczęśliwym dzieckiem
nocą jak inne podrostki
słuchałem opowieści panny sowy
czekając aż figlarz księżyc
zajdzie ją od tyłu
o świcie dziękowaliśmy Najwyższemu
za dar życia za rosę prosząc o przebaczenie
owady czciły tradycję
rodzice
jak Bóg przykazał
stanowili jedno ciało
jedno w nich biło serce
jedna płynęła krew
gdy pytałem skąd dokąd
dlaczego tutaj
odpowiadali - wiatr tak chciał -
nie zazdrość wiecznie zielonym sąsiadom z południa
ich wieczność jest krótkotrwała
pamiętaj o gaju oliwnym
chociaż w nim uczył Prawy Człowiek
rozszarpała go ludzka głupota
i nikt prócz nas tak naprawdę
w niego nie wierzy
Tak było
od kiedy przetrącił mnie kamień
leżę u stóp rodziców
nie płaczcie
to nic że skóra zarasta mchem
nadal słucham panny sowy
o świcie dziękuję za rosę
nie zazdroszczę owadom ich ślepych pielgrzymek
Pamiętam o gaju oliwnym
i wierzę obietnicy Prawego Człowieka
- „ ...Zaprawdę powiadam ci dzisiaj,
będziesz ze mną w raju”0 -
było jutro
znaczy
głaskanie pod włos
co na to piesek
czas
piesek czas głaskany pod włos
wyszczerzył
i warknął
z granatowego języka
pada śnieg
nic nie zapowiada zmiany
spacer w taką pogodę
ma chwiejny urok
ot facet
jak ich wielu
nuci jak bardzo kocha
że we dwoje trudniej zamarznąć
i ściskając manekin kobiety
skręca w nadjeżdżający
cień
było jutro
czas dziwi się sobie
utrwalony w chodniku zapach
przyjemnie drażni wilgotny nos budząc ze snu
zaczarowane w kamień wspomnienie
szybkiej miłości
być psem – myśli czas
być psem
jakie to ludzkie0
byle do świtu
w Wiersze gotowe
Opublikowano
Noc nie była chłodna
gwiazdy wykluwały się jak pisklęta
po chwili całe stado wlepiało błyszczące oczy
w jego nieobecność
- z nieszczelnego kranu
w śnie Etiopskiego chłopca
cieknie woda
oto jeden ze snów którego tęcza
oplata szyję czasu
lecz nic wynika z barw
i żeglujący język
kotwiczy w suchej przystani
Pod koła wielkiego wozu
rzucam bezsenne kwiaty
nie jestem gwiazdą
ani spragnionym chłopcem
kran przecieka
wilgoć rozdaje grzyby
Wahadło jak rabin
pod ścianą
tyka modlitwę o świt