Michał Nawrocki
-
Postów
21 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Odpowiedzi opublikowane przez Michał Nawrocki
-
-
Jesteś moją Teresą -
Świętą od dzieciątka Jezus,
strażniczką nie popełnionego grzechu,
opiekunką czystości.
Z granitu oczami, z miłością patrzysz
na trzymanego mnie na rękach mesjasza.
Stopami z alabastru depczesz
wypełzającego ze mnie szatana.
Gasną światła w kościele,
dwie figury złączone w jedno.
Zostajemy sami, a rano ktoś przyjdzie
i spojrzy na nas.
Znak krzyża z szacunkiem
przed nami uczyni.0 -
Spijcie skarby – mówi Magda Goebbels,
kładąc trojkę dzieci do łóżeczek.
Więcej nie przemówi słowem.
Jej imieniem krzyczy morfina,
rwąca żyły bezbronnych pociech:
mamo, mamusiu, ratuj! –
błagają oczka milknące pod powiekami.
Pani Goebbels nic nie zrobi;
patrzy na nią biały anioł –
doktor Stumpfegger, z którego kitla
z trudem sprano plamy krwi.
Raz jeszcze dotyka twarzy malców,
rozwierając im usta i wlewając weń
kilka kropel kwasu – ostatniego snu.
Teraz idzie Pani Goebbels
z szarą twarzą do męża.
Układa pasjansa rozmyślając,
Czy Bóg ją jeszcze kocha.0 -
Jest długi korytarz z marmuru,
gdzie rząd lamp krwią ociekając
groby rozświetla, rozgniata, rozmiata.
Podłogami wiją się nagie ciała
poddanych życiu, śmierci. zmartwychwstaniu.
U sufitów dyndają wisielcy dzieci,
sól ziemi przeklętej, przyszłość jej w popiele skryta.
Jest dal ciemna, której nie odgadniesz;
przeszłość pokrętna, której nie spamiętasz.
Portrety zbrodniarzy po jednej, a świętych
po drugiej stronie wiszą.
Ty pomiędzy. Nie kat, nie ofiara,
dziecię z nieprawego łoża poczęte.
Z wentylatorów kartki kalendarzy wylatują,
gdzieniegdzie przykleją się do Ciebie
błotem obrzuconego.
To twój prywatny korytarz -
historii przeklętej droga.1 -
Na początku ujrzałem Ciebie. I stały się niebo i ziemia,
I oddzieliłem wizerunek Twój od wizerunku Innych,
by już nigdy nic nie przysłaniało mi najważniejszego.
Wtedy spojrzałaś na mnie. I stała się światłość.
I oddzieliłem spojrzenie Twoje od spojrzeń Innych,
by światłość już nigdy nie spotkała się z mrokiem
- tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.
A potem przemówiłaś. I stał się ląd.
I oddzieliłem słowa Twoje od słów Innych,
by lądu już nigdy nie zalała woda.
Wreszcie roześmiałaś się. I stały się rośliny zielone.
I oddzieliłem śmiech Twój od śmiechu Innych,
by między pszenicą nie zrodziły się plewy
- tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi.
Następnie pocałowałaś mnie. I stały się ciała niebieskie.
I oddzieliłem pocałunki Twoje od pocałunków Innych,
by tylko jeden gwiazdozbiór wskazywał mi drogę.
I rzekłaś: kocham. I stało się słońce.
I oddzieliłem tę miłość od wszystkiego co stworzone,
by mogła górować nad światem, oglądana przez wszystkich.
- tak upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci
Potem przyłożyłaś palec do mych ust. I stało się milczenie.
I zabroniłaś wymawiać Swe imię nawet w mych myślach,
I tak stały się wichry, zagłuszane dotąd pieśnią o Tobie
- tak upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty.
Dalej zasłoniłaś mi uszy i oczy. I stała się nicość.
Zacisnąwszy więc powiekę, uroniłem łzy.
I stało się morze czarne, morze koloru rozpaczy.
- tak minął wieczór i poranek - dzień piąty.
Później płakałem. I stały się deszcze.
Syciłem płuca pyłem wzbijanym spod Twych stóp;
Pyłem ze ścieżki po której odeszłaś.
Zdmuchnąłem więc ziarnka na różne części ziemi.
I stały się pustynie, po dziś dzień kryjące tajemnice ostateczności
- tak minął wieczór i poranek - dzień szósty.
Dnia siódmego... nie pamiętam...0 -
Moim zdaniem - bardzo prawdziwy wiersz, przede wszystkim zakończenie. Mi się podoba i treść i forma opowiedzenia, jest w niej jakaś delikatność, może spokój. Trafia przynajmniej w moje odczucia, a przecież o to w poezji chodzi wiec ode mnie 2 kciuki w górę. Pozdrawiam
0 -
Hmm... nie są to moje odczucia... szczerze mówiąc do napisania tego wiersza inspirowały mnie utwory Bursy - absolutnie zgadzam się z wszystkimi opiniami Natalii, efekt był zamierzony; wiersz miał być szokujący i przykry, miał wywrzeć niekoniecznie pozytywne wrażenie. Pozdrawiam
0 -
Wyskrob z siebie to brudne dziecko czym prędzej,
niech nie śni w mózgu świeżo poczętym nic więcej.
Uroi swe życie przyszłe – cielęce,
a przecież nie może bo ma krzywe ręce.
Pracy nie znajdzie bruk będzie gryzło...
Ty płaczesz? Bo marzenie prysło?
Gdy łono twe pieszczę milczysz jakbyś była kłodą
i choćby dlatego nie mogę być z tobą,
bo powieki przymrużasz, zapiszczysz za cicho.
Niech was wszystkich pochłonie gówno! Delikatniej? Licho!
Spal zdjęcia! Ubrania! Dom możesz sprzedać!
Później w cholerę, inną stronę niż ja, odjechać!0 -
Herodowe działa ulice Warszawy dzień ósmy całują,
ognistymi języki firany zza wybitych szyb zdejmują.
A ja pamiętam kominek, co drwa w nim skwierczały,
Twój sweter wełniany i Bieszczady przez śnieg przykryte biały.
Przed plagą ktoś biegnie, chce bramy domów krwią baranka zmazać;
żądła kul za nim lecą, litości nad pierworodnymi nie mogą okazać.
A ja pamiętam trakt niknący pod mymi nogami, a przez dorożki zorany,
gdy konającemu dziś miastu i ludziom krzyczałem: jestem kochany.
Świetlisty kleks obmywa linię horyzontu, ale to nie betlejemski blask,
to domów Woli łamiących się pod deszczem bomb śmiertelny trzask
A ja pamiętam polną łąkę z cykadami i Twoje usta słodkie,
noc majową, gdy drżałaś a i moje ramiona były wiotkie.
Dziś już mi tylko tyś została Stolico cieniem na mapie istniejąca,
zwycięstwo to tylko pocztówka w otchłań spadająca...
I tak zapamiętam Jej dom którego widok mój ból samotności koi,
ciekaw jestem tylko czy pod numerem siedemnastym jeszcze on stoi?0 -
A może zielenienie się drzew podniosłem do rangi śmierci ludzkiej drogi Tanthalosie A tak już na poważnie, jest wiele prawdy w tym co napisałeś. Chodzi mi tylko o jedną rzecz. Pozwól że posłużę się opowieścią, łatwiej będzie mi to zilustrować. Pewnego letniego dnia szedłem do szkoły i przechodząc obok pewego budynku, przez okno na parterze wychyliła się kobieta i płacząc poprosiła mnie i moją koleżankę (akurat szliśmy obydwoje) żebyśmy jej pomogli, bo jej mąż zemdlał w łazience i nie może dostać się do środka bo jej mąż przekręcił zamek w wewnątrz. Więc weszliśmy, próbowałem wyłamać drzwi, nie mogłem, zapytałem czy wezwała pogotowie - powiedziała że tak, dosłownie za 2 minuty pojawiło sie pogotowie - odsuneli mnie i po prostu wyważyli drzwi... ja wyszedłem, po prostu... zawsze potem kiedy przechodziłem obok byłem ciekaw, co z tym mężczyzną, czy dobrze, czy nie... zawsze jednak bałem się zapytać.. nie wiem do dziś czemu - stąd to poczucie, codziennie obok umierają ludzie - owszem także się rodzą - ale my sobie tak strasznie nie zdajemy z tego wszystkiego sprawy, stąd to zakonczenie... Oki, bo sie rozgadałem. Pozdrawiam
0 -
A ja mam dziwne uczucie niedosytu i wcale lakoniczność w tym przypadku mi nie odpowiada... nie wiem, brakuje mi przysłowiowej kropki na i prędzej pasuje mi tu określenie "złota" myśl niż wiersz, ale... niewykluczam możliwości że się po prostu nie znam Słonecznie pozdrawiam.
0 -
Za pewne to wina tego, że przez całą nockę słuchałem Ewy Demarczyk... i ni w ząb mnie ten wiersz nie trąca - jeżeli miał byc prześmiewczy, to jeszcze trochę przerysowań mu brakuje, jak zwykle - tematyka jest ok, kwestią jest jak już kiedyś wspominałem sposób opowiedzenie Pozdrawiam i także czekam na kolejne dzieła
0 -
Chwilą jak poczuć chwilę,
gdy niebo niebieskie,
choć inne niż dawniej.
Kto zobaczy walkę;
delikatność i zmartwienie,
latające nisko jak jaskółki?
Gdy nic nie jest sobą...
Czas, który się skończy;
dzisiaj nieznany...
dobry, lepszy, gorszy?
Wytchnienie w zmęczeniu
bezkresnego biegu;
a miasta zburzone,
ruiny opisane
i nie ma aniołów
bez imion...
Poszukiwanie nazw
ukończone popołudniem,
a jutro dla dzisiaj
jest nazbyt śmieszne.
Dzwonek telefonu,
kolejna pomyłka...
Cisza smutku i płacz
po rozmytym atramencie.
Przyszłość bez nadziei,
trafność wyboru
dręcząca celnością.
Życie mieszczące się
w drżących dłoniach.
Opadające powieki;
ciemna granica świata.
Wspomnienia wracające
zbyt szybko, zbyt często.
Szybki oddech nienawiści,
delikatny miłości.
Wiara ludzi dookoła
stojących murem,
nie gotowych na zawód.
Wszystko już było
i stąd strach,
co przyjdzie jutro.0 -
Mówisz:
Czuję się jak własna matka,
uginająca się pod ciężarem
dwóch toreb z zakupami.
Mówię:
Czuję się, jakbym się nie czuł
o dwa kroki od domu,
zaplątany w labiryncie ulic.
Gdzieniegdzie zielenieją drzewa.
Gdzieniegdzie umierają ludzie.0 -
Nie no panowie, jaka zagorzała dyskusja. Choć Adam objeżdża moje wiersze, to tym razem musze mu przyznać rację, a autor nie powinien się tak unosić - są inne działy w których nikt nie będzie krytykował... tutaj trzeba się liczyć ze wszystkim Ja jestem (chyba) romantykiem, ale nie w wydaniu naiwnym, więc wiersz do mnie nie trafia, rymy są zbyt dziecinne i czuję się tak jakby nie było ważne znaczenie słowa tylko czy ma rymującą się końcówkę... świeżość uczuć jest dobra, ale trzebo o niej umiejętnie opowiedzieć pozdrawiam
0 -
Powiedz proszę, widziałeś
drogę mleczną rozlaną
nad Rzymem cesarzy,
sięgającą kresu cywilizacji
sztucznej inteligencji?
Powiedz proszę, widziałeś
ziemię czarną z serca dziczy,
przykrytą warstwami
autostrady światłowodów?
Powiedz proszę, widziałeś
drzewo gaju sykomorowego,
otoczonego zimnym
lasem wieżowców?
Powiedz proszę, widziałeś
wodę błękitną źródeł Nilu,
przelewaną w turbinach
na światło żarówki?
Powiedz proszę, widziałeś?
Nie tłumacz, że czas
odbiera pamięć...0 -
Minuta pierwsza:
sławy zostało ich jeszcze czternaście.
Minuta druga:
ciekawe co z tym czasem zrobić?
Minuta trzecia:
opowiem o głodzie na świecie!
Minuta czwarta:
lepiej zamknę dziób i w ciszy popatrzę.
Minuta piąta:
flesze aparatów kaleczą moje oczy.
Minuta szósta:
zasunę zasłonki – boję się błyskawic.
Minuta siódma:
za mało czasu na napisanie wiersza.
Minuta ósma:
wypiję kilka kieliszków wódki.
Minuta dziewiąta:
sam wypiję – kumpel leży nieprzytomny.
Minuta dziesiąta:
ustawię lustro – będzie mnie o jednego więcej
Minuta jedenasta:
szkoda lustra, a jak je stłukę? Będzie nieszczęście!
Minuta dwunasta:
głupio, że nie pomyślałem o niczym mądrym.
Minuta trzynasta:
......... (kropki)
Minuta czternasta:
trzynastka jest pechowa, nie będę kusił złego.
Minuta piętnasta:
atrament kończy się w piórze...0 -
„Mistrz, Małgorzata i ja”
Kiedy umrzemy... już niedługo,
choć to przykre – nic się nie zmieni.
Oby tylko czarne chmury uciekły,
palone Słońcem, znad Moskwy.
Mistrz jeszcze żyje! – piszą na murach,
Małgorzata nieprzerwanie czeka.
Ostatni raz widziałem ją dziś rano...0 -
Jestem baldachimem rozłożonym nad Twoją głową,
by Twej zroszonej wiosennym deszczem twarzy,
nie poraziło wyłaniające się zza chmur słońce.
Jestem cieniem pragnącym przynieść ulgę
w chwili gorąca.
Jestem nieodwzajemnionym pocałunkiem
ust Twej obojętności;
kroplą wody biegnącą do Twoich warg,
która za szybko niknie na ściance pucharu.
Jestem widmem przechadzającym się
w dolinie Twego zapomnienia.
Jestem zgodą na wszystko co przyniesiesz;
uśmiechem przezwyciężającym ból,
zadowoleniem współ weselącym się w radości.
Jestem tkaniną ocierającą krew i pot
dotychczasowych rozczarowań;
jestem tym co nienazwane.
A ty? A Ty, jak zwykle,
nie będąc ze mną - jesteś.0 -
Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć,
gaszeni własnego obłędu kroplami;
wyciśnięty z ich młodych ciał, jak sok z cytryny –
kwaśny uśmiech wzbudzi na ustach fałszu.
To koniec zła – inni są dobrzy,
milczeć będą w niepodobieństwie życia i śmierci.
Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć,
na hymny pochwalne nie zasłużyli;
wyprowadźcie ich łaskawie z kościoła
do świątyni świata, gdzie i melodia
bywa modlitwą – zanurzeni w niej
dotkną bluźnierczego bóstwa.
Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć,
nie będzie epoki, która przyjmie spóźnionych,
nie będzie żadnej, którą stworzyliby oni sami;
ale przyjdzie czas, że i aniołów skrzydła
szatani krwią ciszy zbrukają.
Zastępy Czarnego Anioła przetrwają.0 -
Twoje ciepło niewidoczne zrazu
podgrzewam zrzucając z Ciebie codzienność.
Usta zanurzam w żarze Twych warg,
płynę ostrożnie, bojąc się sparzyć.
Ćśś - wieczność czeka
Ciemne korytarze labiryntu doznań
oplecione pajęczyną Twego dotyku.
Zrywam wonne nici muśnięć
mocnym objęciem moich ramion.
Ćśś - pochodnie płoną
Gaśnie rozsądek zawarty w słowach,
płomień ciemnieje schnącą łzą gniewu.
Rozciągam nad Tobą chmurę mego ciała,
z bojaźnią gładzisz tak niskie dziś niebo.
Ćśś - ołtarz ubrany.
Kroplami potu uświęcam Twe ciało,
ciche jęki wiatru spinają me mięśnie.
W zwarciu dziś niebo i ziemia zastygają
na białego puchu lotu jedną chwilę.
Ćśś - ofiara spełniona0
Priorytet
w Wiersze gotowe
Opublikowano
Osiemnastoletni chłopcy nie powinni
sypiać z matkami, bo grozi to
dysleksją – a trzeba dbać
o nowe pokolenie pisarzy.
Osiemnastoletnie dziewczynki powinny
sypiać z osiemnastoletnimi chłopcami
z tej samej troski
o nową generację literatów.
Osiemnastoletnie córki mogą
sypiać z ojcami dawać im
natchnienie płynące z sutków.
Osiemnastoletni ojcowie mogą
sypiać z osiemnastoletnimi matkami,
bo tego wymaga zdrowie społeczeństwa.
Wymaga narodzin tysiąca dzieci,
byle nie tysiąca poetów.
Wymogiem zdrowia społecznego,
jedynym zadaniem na dziś
jest tysiąc poetów uśmiercić!