Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Michał Nawrocki

Użytkownicy
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Michał Nawrocki

  1. Osiemnastoletni chłopcy nie powinni sypiać z matkami, bo grozi to dysleksją – a trzeba dbać o nowe pokolenie pisarzy. Osiemnastoletnie dziewczynki powinny sypiać z osiemnastoletnimi chłopcami z tej samej troski o nową generację literatów. Osiemnastoletnie córki mogą sypiać z ojcami dawać im natchnienie płynące z sutków. Osiemnastoletni ojcowie mogą sypiać z osiemnastoletnimi matkami, bo tego wymaga zdrowie społeczeństwa. Wymaga narodzin tysiąca dzieci, byle nie tysiąca poetów. Wymogiem zdrowia społecznego, jedynym zadaniem na dziś jest tysiąc poetów uśmiercić!
  2. Jesteś moją Teresą - Świętą od dzieciątka Jezus, strażniczką nie popełnionego grzechu, opiekunką czystości. Z granitu oczami, z miłością patrzysz na trzymanego mnie na rękach mesjasza. Stopami z alabastru depczesz wypełzającego ze mnie szatana. Gasną światła w kościele, dwie figury złączone w jedno. Zostajemy sami, a rano ktoś przyjdzie i spojrzy na nas. Znak krzyża z szacunkiem przed nami uczyni.
  3. Spijcie skarby – mówi Magda Goebbels, kładąc trojkę dzieci do łóżeczek. Więcej nie przemówi słowem. Jej imieniem krzyczy morfina, rwąca żyły bezbronnych pociech: mamo, mamusiu, ratuj! – błagają oczka milknące pod powiekami. Pani Goebbels nic nie zrobi; patrzy na nią biały anioł – doktor Stumpfegger, z którego kitla z trudem sprano plamy krwi. Raz jeszcze dotyka twarzy malców, rozwierając im usta i wlewając weń kilka kropel kwasu – ostatniego snu. Teraz idzie Pani Goebbels z szarą twarzą do męża. Układa pasjansa rozmyślając, Czy Bóg ją jeszcze kocha.
  4. Jest długi korytarz z marmuru, gdzie rząd lamp krwią ociekając groby rozświetla, rozgniata, rozmiata. Podłogami wiją się nagie ciała poddanych życiu, śmierci. zmartwychwstaniu. U sufitów dyndają wisielcy dzieci, sól ziemi przeklętej, przyszłość jej w popiele skryta. Jest dal ciemna, której nie odgadniesz; przeszłość pokrętna, której nie spamiętasz. Portrety zbrodniarzy po jednej, a świętych po drugiej stronie wiszą. Ty pomiędzy. Nie kat, nie ofiara, dziecię z nieprawego łoża poczęte. Z wentylatorów kartki kalendarzy wylatują, gdzieniegdzie przykleją się do Ciebie błotem obrzuconego. To twój prywatny korytarz - historii przeklętej droga.
  5. Na początku ujrzałem Ciebie. I stały się niebo i ziemia, I oddzieliłem wizerunek Twój od wizerunku Innych, by już nigdy nic nie przysłaniało mi najważniejszego. Wtedy spojrzałaś na mnie. I stała się światłość. I oddzieliłem spojrzenie Twoje od spojrzeń Innych, by światłość już nigdy nie spotkała się z mrokiem - tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy. A potem przemówiłaś. I stał się ląd. I oddzieliłem słowa Twoje od słów Innych, by lądu już nigdy nie zalała woda. Wreszcie roześmiałaś się. I stały się rośliny zielone. I oddzieliłem śmiech Twój od śmiechu Innych, by między pszenicą nie zrodziły się plewy - tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi. Następnie pocałowałaś mnie. I stały się ciała niebieskie. I oddzieliłem pocałunki Twoje od pocałunków Innych, by tylko jeden gwiazdozbiór wskazywał mi drogę. I rzekłaś: kocham. I stało się słońce. I oddzieliłem tę miłość od wszystkiego co stworzone, by mogła górować nad światem, oglądana przez wszystkich. - tak upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci Potem przyłożyłaś palec do mych ust. I stało się milczenie. I zabroniłaś wymawiać Swe imię nawet w mych myślach, I tak stały się wichry, zagłuszane dotąd pieśnią o Tobie - tak upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty. Dalej zasłoniłaś mi uszy i oczy. I stała się nicość. Zacisnąwszy więc powiekę, uroniłem łzy. I stało się morze czarne, morze koloru rozpaczy. - tak minął wieczór i poranek - dzień piąty. Później płakałem. I stały się deszcze. Syciłem płuca pyłem wzbijanym spod Twych stóp; Pyłem ze ścieżki po której odeszłaś. Zdmuchnąłem więc ziarnka na różne części ziemi. I stały się pustynie, po dziś dzień kryjące tajemnice ostateczności - tak minął wieczór i poranek - dzień szósty. Dnia siódmego... nie pamiętam...
  6. Moim zdaniem - bardzo prawdziwy wiersz, przede wszystkim zakończenie. Mi się podoba i treść i forma opowiedzenia, jest w niej jakaś delikatność, może spokój. Trafia przynajmniej w moje odczucia, a przecież o to w poezji chodzi wiec ode mnie 2 kciuki w górę. Pozdrawiam
  7. Hmm... nie są to moje odczucia... szczerze mówiąc do napisania tego wiersza inspirowały mnie utwory Bursy - absolutnie zgadzam się z wszystkimi opiniami Natalii, efekt był zamierzony; wiersz miał być szokujący i przykry, miał wywrzeć niekoniecznie pozytywne wrażenie. Pozdrawiam
  8. Wyskrob z siebie to brudne dziecko czym prędzej, niech nie śni w mózgu świeżo poczętym nic więcej. Uroi swe życie przyszłe – cielęce, a przecież nie może bo ma krzywe ręce. Pracy nie znajdzie bruk będzie gryzło... Ty płaczesz? Bo marzenie prysło? Gdy łono twe pieszczę milczysz jakbyś była kłodą i choćby dlatego nie mogę być z tobą, bo powieki przymrużasz, zapiszczysz za cicho. Niech was wszystkich pochłonie gówno! Delikatniej? Licho! Spal zdjęcia! Ubrania! Dom możesz sprzedać! Później w cholerę, inną stronę niż ja, odjechać!
  9. Herodowe działa ulice Warszawy dzień ósmy całują, ognistymi języki firany zza wybitych szyb zdejmują. A ja pamiętam kominek, co drwa w nim skwierczały, Twój sweter wełniany i Bieszczady przez śnieg przykryte biały. Przed plagą ktoś biegnie, chce bramy domów krwią baranka zmazać; żądła kul za nim lecą, litości nad pierworodnymi nie mogą okazać. A ja pamiętam trakt niknący pod mymi nogami, a przez dorożki zorany, gdy konającemu dziś miastu i ludziom krzyczałem: jestem kochany. Świetlisty kleks obmywa linię horyzontu, ale to nie betlejemski blask, to domów Woli łamiących się pod deszczem bomb śmiertelny trzask A ja pamiętam polną łąkę z cykadami i Twoje usta słodkie, noc majową, gdy drżałaś a i moje ramiona były wiotkie. Dziś już mi tylko tyś została Stolico cieniem na mapie istniejąca, zwycięstwo to tylko pocztówka w otchłań spadająca... I tak zapamiętam Jej dom którego widok mój ból samotności koi, ciekaw jestem tylko czy pod numerem siedemnastym jeszcze on stoi?
  10. A może zielenienie się drzew podniosłem do rangi śmierci ludzkiej drogi Tanthalosie A tak już na poważnie, jest wiele prawdy w tym co napisałeś. Chodzi mi tylko o jedną rzecz. Pozwól że posłużę się opowieścią, łatwiej będzie mi to zilustrować. Pewnego letniego dnia szedłem do szkoły i przechodząc obok pewego budynku, przez okno na parterze wychyliła się kobieta i płacząc poprosiła mnie i moją koleżankę (akurat szliśmy obydwoje) żebyśmy jej pomogli, bo jej mąż zemdlał w łazience i nie może dostać się do środka bo jej mąż przekręcił zamek w wewnątrz. Więc weszliśmy, próbowałem wyłamać drzwi, nie mogłem, zapytałem czy wezwała pogotowie - powiedziała że tak, dosłownie za 2 minuty pojawiło sie pogotowie - odsuneli mnie i po prostu wyważyli drzwi... ja wyszedłem, po prostu... zawsze potem kiedy przechodziłem obok byłem ciekaw, co z tym mężczyzną, czy dobrze, czy nie... zawsze jednak bałem się zapytać.. nie wiem do dziś czemu - stąd to poczucie, codziennie obok umierają ludzie - owszem także się rodzą - ale my sobie tak strasznie nie zdajemy z tego wszystkiego sprawy, stąd to zakonczenie... Oki, bo sie rozgadałem. Pozdrawiam
  11. A ja mam dziwne uczucie niedosytu i wcale lakoniczność w tym przypadku mi nie odpowiada... nie wiem, brakuje mi przysłowiowej kropki na i prędzej pasuje mi tu określenie "złota" myśl niż wiersz, ale... niewykluczam możliwości że się po prostu nie znam Słonecznie pozdrawiam.
  12. Za pewne to wina tego, że przez całą nockę słuchałem Ewy Demarczyk... i ni w ząb mnie ten wiersz nie trąca - jeżeli miał byc prześmiewczy, to jeszcze trochę przerysowań mu brakuje, jak zwykle - tematyka jest ok, kwestią jest jak już kiedyś wspominałem sposób opowiedzenie Pozdrawiam i także czekam na kolejne dzieła
  13. Chwilą jak poczuć chwilę, gdy niebo niebieskie, choć inne niż dawniej. Kto zobaczy walkę; delikatność i zmartwienie, latające nisko jak jaskółki? Gdy nic nie jest sobą... Czas, który się skończy; dzisiaj nieznany... dobry, lepszy, gorszy? Wytchnienie w zmęczeniu bezkresnego biegu; a miasta zburzone, ruiny opisane i nie ma aniołów bez imion... Poszukiwanie nazw ukończone popołudniem, a jutro dla dzisiaj jest nazbyt śmieszne. Dzwonek telefonu, kolejna pomyłka... Cisza smutku i płacz po rozmytym atramencie. Przyszłość bez nadziei, trafność wyboru dręcząca celnością. Życie mieszczące się w drżących dłoniach. Opadające powieki; ciemna granica świata. Wspomnienia wracające zbyt szybko, zbyt często. Szybki oddech nienawiści, delikatny miłości. Wiara ludzi dookoła stojących murem, nie gotowych na zawód. Wszystko już było i stąd strach, co przyjdzie jutro.
  14. Mówisz: Czuję się jak własna matka, uginająca się pod ciężarem dwóch toreb z zakupami. Mówię: Czuję się, jakbym się nie czuł o dwa kroki od domu, zaplątany w labiryncie ulic. Gdzieniegdzie zielenieją drzewa. Gdzieniegdzie umierają ludzie.
  15. Michał Nawrocki

    Mój Skarb

    Nie no panowie, jaka zagorzała dyskusja. Choć Adam objeżdża moje wiersze, to tym razem musze mu przyznać rację, a autor nie powinien się tak unosić - są inne działy w których nikt nie będzie krytykował... tutaj trzeba się liczyć ze wszystkim Ja jestem (chyba) romantykiem, ale nie w wydaniu naiwnym, więc wiersz do mnie nie trafia, rymy są zbyt dziecinne i czuję się tak jakby nie było ważne znaczenie słowa tylko czy ma rymującą się końcówkę... świeżość uczuć jest dobra, ale trzebo o niej umiejętnie opowiedzieć pozdrawiam
  16. Powiedz proszę, widziałeś drogę mleczną rozlaną nad Rzymem cesarzy, sięgającą kresu cywilizacji sztucznej inteligencji? Powiedz proszę, widziałeś ziemię czarną z serca dziczy, przykrytą warstwami autostrady światłowodów? Powiedz proszę, widziałeś drzewo gaju sykomorowego, otoczonego zimnym lasem wieżowców? Powiedz proszę, widziałeś wodę błękitną źródeł Nilu, przelewaną w turbinach na światło żarówki? Powiedz proszę, widziałeś? Nie tłumacz, że czas odbiera pamięć...
  17. Minuta pierwsza: sławy zostało ich jeszcze czternaście. Minuta druga: ciekawe co z tym czasem zrobić? Minuta trzecia: opowiem o głodzie na świecie! Minuta czwarta: lepiej zamknę dziób i w ciszy popatrzę. Minuta piąta: flesze aparatów kaleczą moje oczy. Minuta szósta: zasunę zasłonki – boję się błyskawic. Minuta siódma: za mało czasu na napisanie wiersza. Minuta ósma: wypiję kilka kieliszków wódki. Minuta dziewiąta: sam wypiję – kumpel leży nieprzytomny. Minuta dziesiąta: ustawię lustro – będzie mnie o jednego więcej Minuta jedenasta: szkoda lustra, a jak je stłukę? Będzie nieszczęście! Minuta dwunasta: głupio, że nie pomyślałem o niczym mądrym. Minuta trzynasta: ......... (kropki) Minuta czternasta: trzynastka jest pechowa, nie będę kusił złego. Minuta piętnasta: atrament kończy się w piórze...
  18. „Mistrz, Małgorzata i ja” Kiedy umrzemy... już niedługo, choć to przykre – nic się nie zmieni. Oby tylko czarne chmury uciekły, palone Słońcem, znad Moskwy. Mistrz jeszcze żyje! – piszą na murach, Małgorzata nieprzerwanie czeka. Ostatni raz widziałem ją dziś rano...
  19. Jestem baldachimem rozłożonym nad Twoją głową, by Twej zroszonej wiosennym deszczem twarzy, nie poraziło wyłaniające się zza chmur słońce. Jestem cieniem pragnącym przynieść ulgę w chwili gorąca. Jestem nieodwzajemnionym pocałunkiem ust Twej obojętności; kroplą wody biegnącą do Twoich warg, która za szybko niknie na ściance pucharu. Jestem widmem przechadzającym się w dolinie Twego zapomnienia. Jestem zgodą na wszystko co przyniesiesz; uśmiechem przezwyciężającym ból, zadowoleniem współ weselącym się w radości. Jestem tkaniną ocierającą krew i pot dotychczasowych rozczarowań; jestem tym co nienazwane. A ty? A Ty, jak zwykle, nie będąc ze mną - jesteś.
  20. Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć, gaszeni własnego obłędu kroplami; wyciśnięty z ich młodych ciał, jak sok z cytryny – kwaśny uśmiech wzbudzi na ustach fałszu. To koniec zła – inni są dobrzy, milczeć będą w niepodobieństwie życia i śmierci. Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć, na hymny pochwalne nie zasłużyli; wyprowadźcie ich łaskawie z kościoła do świątyni świata, gdzie i melodia bywa modlitwą – zanurzeni w niej dotkną bluźnierczego bóstwa. Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć, nie będzie epoki, która przyjmie spóźnionych, nie będzie żadnej, którą stworzyliby oni sami; ale przyjdzie czas, że i aniołów skrzydła szatani krwią ciszy zbrukają. Zastępy Czarnego Anioła przetrwają.
  21. Twoje ciepło niewidoczne zrazu podgrzewam zrzucając z Ciebie codzienność. Usta zanurzam w żarze Twych warg, płynę ostrożnie, bojąc się sparzyć. Ćśś - wieczność czeka Ciemne korytarze labiryntu doznań oplecione pajęczyną Twego dotyku. Zrywam wonne nici muśnięć mocnym objęciem moich ramion. Ćśś - pochodnie płoną Gaśnie rozsądek zawarty w słowach, płomień ciemnieje schnącą łzą gniewu. Rozciągam nad Tobą chmurę mego ciała, z bojaźnią gładzisz tak niskie dziś niebo. Ćśś - ołtarz ubrany. Kroplami potu uświęcam Twe ciało, ciche jęki wiatru spinają me mięśnie. W zwarciu dziś niebo i ziemia zastygają na białego puchu lotu jedną chwilę. Ćśś - ofiara spełniona
×
×
  • Dodaj nową pozycję...