Michał Nawrocki
Użytkownicy-
Postów
21 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Michał Nawrocki
-
Osiemnastoletni chłopcy nie powinni sypiać z matkami, bo grozi to dysleksją – a trzeba dbać o nowe pokolenie pisarzy. Osiemnastoletnie dziewczynki powinny sypiać z osiemnastoletnimi chłopcami z tej samej troski o nową generację literatów. Osiemnastoletnie córki mogą sypiać z ojcami dawać im natchnienie płynące z sutków. Osiemnastoletni ojcowie mogą sypiać z osiemnastoletnimi matkami, bo tego wymaga zdrowie społeczeństwa. Wymaga narodzin tysiąca dzieci, byle nie tysiąca poetów. Wymogiem zdrowia społecznego, jedynym zadaniem na dziś jest tysiąc poetów uśmiercić!
-
Jesteś moją Teresą - Świętą od dzieciątka Jezus, strażniczką nie popełnionego grzechu, opiekunką czystości. Z granitu oczami, z miłością patrzysz na trzymanego mnie na rękach mesjasza. Stopami z alabastru depczesz wypełzającego ze mnie szatana. Gasną światła w kościele, dwie figury złączone w jedno. Zostajemy sami, a rano ktoś przyjdzie i spojrzy na nas. Znak krzyża z szacunkiem przed nami uczyni.
-
Spijcie skarby – mówi Magda Goebbels, kładąc trojkę dzieci do łóżeczek. Więcej nie przemówi słowem. Jej imieniem krzyczy morfina, rwąca żyły bezbronnych pociech: mamo, mamusiu, ratuj! – błagają oczka milknące pod powiekami. Pani Goebbels nic nie zrobi; patrzy na nią biały anioł – doktor Stumpfegger, z którego kitla z trudem sprano plamy krwi. Raz jeszcze dotyka twarzy malców, rozwierając im usta i wlewając weń kilka kropel kwasu – ostatniego snu. Teraz idzie Pani Goebbels z szarą twarzą do męża. Układa pasjansa rozmyślając, Czy Bóg ją jeszcze kocha.
-
Jest długi korytarz z marmuru, gdzie rząd lamp krwią ociekając groby rozświetla, rozgniata, rozmiata. Podłogami wiją się nagie ciała poddanych życiu, śmierci. zmartwychwstaniu. U sufitów dyndają wisielcy dzieci, sól ziemi przeklętej, przyszłość jej w popiele skryta. Jest dal ciemna, której nie odgadniesz; przeszłość pokrętna, której nie spamiętasz. Portrety zbrodniarzy po jednej, a świętych po drugiej stronie wiszą. Ty pomiędzy. Nie kat, nie ofiara, dziecię z nieprawego łoża poczęte. Z wentylatorów kartki kalendarzy wylatują, gdzieniegdzie przykleją się do Ciebie błotem obrzuconego. To twój prywatny korytarz - historii przeklętej droga.
-
Na początku ujrzałem Ciebie. I stały się niebo i ziemia, I oddzieliłem wizerunek Twój od wizerunku Innych, by już nigdy nic nie przysłaniało mi najważniejszego. Wtedy spojrzałaś na mnie. I stała się światłość. I oddzieliłem spojrzenie Twoje od spojrzeń Innych, by światłość już nigdy nie spotkała się z mrokiem - tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy. A potem przemówiłaś. I stał się ląd. I oddzieliłem słowa Twoje od słów Innych, by lądu już nigdy nie zalała woda. Wreszcie roześmiałaś się. I stały się rośliny zielone. I oddzieliłem śmiech Twój od śmiechu Innych, by między pszenicą nie zrodziły się plewy - tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi. Następnie pocałowałaś mnie. I stały się ciała niebieskie. I oddzieliłem pocałunki Twoje od pocałunków Innych, by tylko jeden gwiazdozbiór wskazywał mi drogę. I rzekłaś: kocham. I stało się słońce. I oddzieliłem tę miłość od wszystkiego co stworzone, by mogła górować nad światem, oglądana przez wszystkich. - tak upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci Potem przyłożyłaś palec do mych ust. I stało się milczenie. I zabroniłaś wymawiać Swe imię nawet w mych myślach, I tak stały się wichry, zagłuszane dotąd pieśnią o Tobie - tak upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty. Dalej zasłoniłaś mi uszy i oczy. I stała się nicość. Zacisnąwszy więc powiekę, uroniłem łzy. I stało się morze czarne, morze koloru rozpaczy. - tak minął wieczór i poranek - dzień piąty. Później płakałem. I stały się deszcze. Syciłem płuca pyłem wzbijanym spod Twych stóp; Pyłem ze ścieżki po której odeszłaś. Zdmuchnąłem więc ziarnka na różne części ziemi. I stały się pustynie, po dziś dzień kryjące tajemnice ostateczności - tak minął wieczór i poranek - dzień szósty. Dnia siódmego... nie pamiętam...
-
Moim zdaniem - bardzo prawdziwy wiersz, przede wszystkim zakończenie. Mi się podoba i treść i forma opowiedzenia, jest w niej jakaś delikatność, może spokój. Trafia przynajmniej w moje odczucia, a przecież o to w poezji chodzi wiec ode mnie 2 kciuki w górę. Pozdrawiam
-
Hmm... nie są to moje odczucia... szczerze mówiąc do napisania tego wiersza inspirowały mnie utwory Bursy - absolutnie zgadzam się z wszystkimi opiniami Natalii, efekt był zamierzony; wiersz miał być szokujący i przykry, miał wywrzeć niekoniecznie pozytywne wrażenie. Pozdrawiam
-
Wyskrob z siebie to brudne dziecko czym prędzej, niech nie śni w mózgu świeżo poczętym nic więcej. Uroi swe życie przyszłe – cielęce, a przecież nie może bo ma krzywe ręce. Pracy nie znajdzie bruk będzie gryzło... Ty płaczesz? Bo marzenie prysło? Gdy łono twe pieszczę milczysz jakbyś była kłodą i choćby dlatego nie mogę być z tobą, bo powieki przymrużasz, zapiszczysz za cicho. Niech was wszystkich pochłonie gówno! Delikatniej? Licho! Spal zdjęcia! Ubrania! Dom możesz sprzedać! Później w cholerę, inną stronę niż ja, odjechać!
-
Herodowe działa ulice Warszawy dzień ósmy całują, ognistymi języki firany zza wybitych szyb zdejmują. A ja pamiętam kominek, co drwa w nim skwierczały, Twój sweter wełniany i Bieszczady przez śnieg przykryte biały. Przed plagą ktoś biegnie, chce bramy domów krwią baranka zmazać; żądła kul za nim lecą, litości nad pierworodnymi nie mogą okazać. A ja pamiętam trakt niknący pod mymi nogami, a przez dorożki zorany, gdy konającemu dziś miastu i ludziom krzyczałem: jestem kochany. Świetlisty kleks obmywa linię horyzontu, ale to nie betlejemski blask, to domów Woli łamiących się pod deszczem bomb śmiertelny trzask A ja pamiętam polną łąkę z cykadami i Twoje usta słodkie, noc majową, gdy drżałaś a i moje ramiona były wiotkie. Dziś już mi tylko tyś została Stolico cieniem na mapie istniejąca, zwycięstwo to tylko pocztówka w otchłań spadająca... I tak zapamiętam Jej dom którego widok mój ból samotności koi, ciekaw jestem tylko czy pod numerem siedemnastym jeszcze on stoi?
-
A może zielenienie się drzew podniosłem do rangi śmierci ludzkiej drogi Tanthalosie A tak już na poważnie, jest wiele prawdy w tym co napisałeś. Chodzi mi tylko o jedną rzecz. Pozwól że posłużę się opowieścią, łatwiej będzie mi to zilustrować. Pewnego letniego dnia szedłem do szkoły i przechodząc obok pewego budynku, przez okno na parterze wychyliła się kobieta i płacząc poprosiła mnie i moją koleżankę (akurat szliśmy obydwoje) żebyśmy jej pomogli, bo jej mąż zemdlał w łazience i nie może dostać się do środka bo jej mąż przekręcił zamek w wewnątrz. Więc weszliśmy, próbowałem wyłamać drzwi, nie mogłem, zapytałem czy wezwała pogotowie - powiedziała że tak, dosłownie za 2 minuty pojawiło sie pogotowie - odsuneli mnie i po prostu wyważyli drzwi... ja wyszedłem, po prostu... zawsze potem kiedy przechodziłem obok byłem ciekaw, co z tym mężczyzną, czy dobrze, czy nie... zawsze jednak bałem się zapytać.. nie wiem do dziś czemu - stąd to poczucie, codziennie obok umierają ludzie - owszem także się rodzą - ale my sobie tak strasznie nie zdajemy z tego wszystkiego sprawy, stąd to zakonczenie... Oki, bo sie rozgadałem. Pozdrawiam
-
A ja mam dziwne uczucie niedosytu i wcale lakoniczność w tym przypadku mi nie odpowiada... nie wiem, brakuje mi przysłowiowej kropki na i prędzej pasuje mi tu określenie "złota" myśl niż wiersz, ale... niewykluczam możliwości że się po prostu nie znam Słonecznie pozdrawiam.
-
Za pewne to wina tego, że przez całą nockę słuchałem Ewy Demarczyk... i ni w ząb mnie ten wiersz nie trąca - jeżeli miał byc prześmiewczy, to jeszcze trochę przerysowań mu brakuje, jak zwykle - tematyka jest ok, kwestią jest jak już kiedyś wspominałem sposób opowiedzenie Pozdrawiam i także czekam na kolejne dzieła
-
Chwilą jak poczuć chwilę, gdy niebo niebieskie, choć inne niż dawniej. Kto zobaczy walkę; delikatność i zmartwienie, latające nisko jak jaskółki? Gdy nic nie jest sobą... Czas, który się skończy; dzisiaj nieznany... dobry, lepszy, gorszy? Wytchnienie w zmęczeniu bezkresnego biegu; a miasta zburzone, ruiny opisane i nie ma aniołów bez imion... Poszukiwanie nazw ukończone popołudniem, a jutro dla dzisiaj jest nazbyt śmieszne. Dzwonek telefonu, kolejna pomyłka... Cisza smutku i płacz po rozmytym atramencie. Przyszłość bez nadziei, trafność wyboru dręcząca celnością. Życie mieszczące się w drżących dłoniach. Opadające powieki; ciemna granica świata. Wspomnienia wracające zbyt szybko, zbyt często. Szybki oddech nienawiści, delikatny miłości. Wiara ludzi dookoła stojących murem, nie gotowych na zawód. Wszystko już było i stąd strach, co przyjdzie jutro.
-
Mówisz: Czuję się jak własna matka, uginająca się pod ciężarem dwóch toreb z zakupami. Mówię: Czuję się, jakbym się nie czuł o dwa kroki od domu, zaplątany w labiryncie ulic. Gdzieniegdzie zielenieją drzewa. Gdzieniegdzie umierają ludzie.
-
Nie no panowie, jaka zagorzała dyskusja. Choć Adam objeżdża moje wiersze, to tym razem musze mu przyznać rację, a autor nie powinien się tak unosić - są inne działy w których nikt nie będzie krytykował... tutaj trzeba się liczyć ze wszystkim Ja jestem (chyba) romantykiem, ale nie w wydaniu naiwnym, więc wiersz do mnie nie trafia, rymy są zbyt dziecinne i czuję się tak jakby nie było ważne znaczenie słowa tylko czy ma rymującą się końcówkę... świeżość uczuć jest dobra, ale trzebo o niej umiejętnie opowiedzieć pozdrawiam
-
"czas Przeszły... Czas Teraźniejszy"
Michał Nawrocki odpowiedział(a) na Michał Nawrocki utwór w Wiersze gotowe
Powiedz proszę, widziałeś drogę mleczną rozlaną nad Rzymem cesarzy, sięgającą kresu cywilizacji sztucznej inteligencji? Powiedz proszę, widziałeś ziemię czarną z serca dziczy, przykrytą warstwami autostrady światłowodów? Powiedz proszę, widziałeś drzewo gaju sykomorowego, otoczonego zimnym lasem wieżowców? Powiedz proszę, widziałeś wodę błękitną źródeł Nilu, przelewaną w turbinach na światło żarówki? Powiedz proszę, widziałeś? Nie tłumacz, że czas odbiera pamięć... -
Minuta pierwsza: sławy zostało ich jeszcze czternaście. Minuta druga: ciekawe co z tym czasem zrobić? Minuta trzecia: opowiem o głodzie na świecie! Minuta czwarta: lepiej zamknę dziób i w ciszy popatrzę. Minuta piąta: flesze aparatów kaleczą moje oczy. Minuta szósta: zasunę zasłonki – boję się błyskawic. Minuta siódma: za mało czasu na napisanie wiersza. Minuta ósma: wypiję kilka kieliszków wódki. Minuta dziewiąta: sam wypiję – kumpel leży nieprzytomny. Minuta dziesiąta: ustawię lustro – będzie mnie o jednego więcej Minuta jedenasta: szkoda lustra, a jak je stłukę? Będzie nieszczęście! Minuta dwunasta: głupio, że nie pomyślałem o niczym mądrym. Minuta trzynasta: ......... (kropki) Minuta czternasta: trzynastka jest pechowa, nie będę kusił złego. Minuta piętnasta: atrament kończy się w piórze...
-
„mistrz, Małgorzata I Ja”
Michał Nawrocki odpowiedział(a) na Michał Nawrocki utwór w Wiersze gotowe
„Mistrz, Małgorzata i ja” Kiedy umrzemy... już niedługo, choć to przykre – nic się nie zmieni. Oby tylko czarne chmury uciekły, palone Słońcem, znad Moskwy. Mistrz jeszcze żyje! – piszą na murach, Małgorzata nieprzerwanie czeka. Ostatni raz widziałem ją dziś rano... -
Jestem baldachimem rozłożonym nad Twoją głową, by Twej zroszonej wiosennym deszczem twarzy, nie poraziło wyłaniające się zza chmur słońce. Jestem cieniem pragnącym przynieść ulgę w chwili gorąca. Jestem nieodwzajemnionym pocałunkiem ust Twej obojętności; kroplą wody biegnącą do Twoich warg, która za szybko niknie na ściance pucharu. Jestem widmem przechadzającym się w dolinie Twego zapomnienia. Jestem zgodą na wszystko co przyniesiesz; uśmiechem przezwyciężającym ból, zadowoleniem współ weselącym się w radości. Jestem tkaniną ocierającą krew i pot dotychczasowych rozczarowań; jestem tym co nienazwane. A ty? A Ty, jak zwykle, nie będąc ze mną - jesteś.
-
Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć, gaszeni własnego obłędu kroplami; wyciśnięty z ich młodych ciał, jak sok z cytryny – kwaśny uśmiech wzbudzi na ustach fałszu. To koniec zła – inni są dobrzy, milczeć będą w niepodobieństwie życia i śmierci. Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć, na hymny pochwalne nie zasłużyli; wyprowadźcie ich łaskawie z kościoła do świątyni świata, gdzie i melodia bywa modlitwą – zanurzeni w niej dotkną bluźnierczego bóstwa. Poeci serc waszych odchodzą w niepamięć, nie będzie epoki, która przyjmie spóźnionych, nie będzie żadnej, którą stworzyliby oni sami; ale przyjdzie czas, że i aniołów skrzydła szatani krwią ciszy zbrukają. Zastępy Czarnego Anioła przetrwają.
-
Twoje ciepło niewidoczne zrazu podgrzewam zrzucając z Ciebie codzienność. Usta zanurzam w żarze Twych warg, płynę ostrożnie, bojąc się sparzyć. Ćśś - wieczność czeka Ciemne korytarze labiryntu doznań oplecione pajęczyną Twego dotyku. Zrywam wonne nici muśnięć mocnym objęciem moich ramion. Ćśś - pochodnie płoną Gaśnie rozsądek zawarty w słowach, płomień ciemnieje schnącą łzą gniewu. Rozciągam nad Tobą chmurę mego ciała, z bojaźnią gładzisz tak niskie dziś niebo. Ćśś - ołtarz ubrany. Kroplami potu uświęcam Twe ciało, ciche jęki wiatru spinają me mięśnie. W zwarciu dziś niebo i ziemia zastygają na białego puchu lotu jedną chwilę. Ćśś - ofiara spełniona