Wczoraj napisałam list do przyjaciela z lat wspólnych zabaw. Z drżąca ręka opisywałam swe życie i kolej losów. Pisałam o dniach i nocach. O pięknych snach i strasznych koszmarach. O chwilach nadziei. i momentach zwątpienia. Pisałam, a pióro samo prowadziło me myśli. I te czyste i te brudne...zbrukane codziennościa... A potem pytałam: "Czy pamiętasz...", "Wspominasz te chwile, kiedy...", "A jak to było, gdy..." W pytaniach bez odpowiedzi doszukiwałam się potwierdzenia, uśmiechu i chwil zadumy. Doszukiwałam się spełnienia marzeń i celu naszej walki. Na końcu listu zlożylam życzenia: "Pomyślności, szczęścia i powodzenia w dalszym życiu..." Podpis, biała koperta i naklejenie znaczka. Kilka dni poźniej dostałam odpowiedź: "Adrest w dniu wczorajszym został pochowany... śmierć nagła i bez przyczyny... List w stanie nienaruszonym odsyłamy..." Tego wieczóru zapaliłam świece, już nie tylko po to by stworzyc nastrój...