Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Albert Etz

Użytkownicy
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Albert Etz

  1. usta – do zmieszania umysłu brama... siedząc na spękanej ziemi widzę to a patrzę na niebo bezchmurne gdy je złotawa rysa przecina drzewa wspomnień z hukiem o ziemię uderzają korzenie popękały w ziemię się przeistoczyły dotknięciem ręki las runą jak zapałki gwiazdy żywym ogniem się stały i namiętność jednym tylko krzykiem niesionym za światy przez anioły zgrozy odebrane ciszy w orszaku promienistej zorzy inni tylko mówią w innym świecie szepczą jak bardzo siebie nienawidzą pętają proste nici na których pozawieszane krzywe życie a my leżymy za drzewem jednym tchnieniem światu odebrani parą z twoich ust deszcz słów wymalowany ja nie mówię nic – jestem pijany na dnie łąki w pajęczynie kwiatów leżę rozlany nieprzytomnie obmalowany mój kontur węglem twoich oczu Ciebie mam przy swoim boku dotykiem ręki mierzę twą gorączkę obecność niezmywalną jak znamię pozostawione na duszy jęzorem przenikliwego lodu mam Cię i trzymam za rękę nie puszczę... chcę jeszcze chcę trwać na zawsze zaplątany dłoni twojej ciepłem... się nie ulęknę stanę ze sobą twarzą w twarz i z oczu wyczytam że nie jestem sam...
  2. przez zamknięte oczy widzisz ten kamyk co się świeci weź w dłoń to rozżarzony węgiel jest sparzy Ci dłoń weź póki jesteś dzieckiem bliznę pozostawi na resztę życia spamiętasz kto cię zabił trzymając rąbek twej spódnicy krzycząc coś że mi się śni dzień lub trzy z tobą na ziemi a nikt nie wie nic do końca o kimś bo o sobie nie sposób wszystko wiedzieć nocą płakać nie cnota... ale za dnia? co za godzina czarna czeka postać chuda na środku toru między wschodem i zachodem w mojej dłoni rosa z twoich oczu starta nie odchodź! zieleń traw w twoje spodnie wtarta i odciśnięta poduszka na twarzy nie marzy mi się grom niszczący głazy a cisza marna zapadła w te nasze dokumenty zapisków sterty wklęsłych w twarze od tej złości bez przyczyny bo nie rozumiem dni gdy patrzyć przestałaś... więc weź ten węgiel ode mnie w prezencie i się nie sparz bo będziesz musiała mnie pamiętać a lampa świecą nade mną się garbi uderzając po oczach brak mi tuszu na palcach (pod oczami mam już z tuszu kreski) a głowa łysa taka wizja chleba przekrojonego na wskroś dłoń – oko – smutek wtulający się do rąk...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...